eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Prof. Jarosław Bosy, rektor UPWr: – Czas na nowe rozumienie akademickości Wrocławia

Rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu prof. Jarosław Bosy: – Pojęcie „akademicki” Wrocław wymaga redefinicji. Powinniśmy zbudować nową strategię, w której wyznacznikiem nie będzie ilość na przykład studentów, ale jakość. Jeśli nie zmienimy sposobu myślenia, to na pewno nie będziemy jednym z wiodących ośrodków akademickich w Polsce i w tej części Europy. Będziemy jednym z wielu ośrodków.

Akademicki Wrocław to marka czy raczej dziedzictwo? A może jedno i drugie?

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że dziedzictwo, ale patrząc w przyszłość, należy uznać, że jest to wyzwanie. Hasło „akademicki Wrocław” wymaga przemodelowania.

Dlaczego?

Przez wiele lat słyszeliśmy, że po II wojnie światowej przyjechali tu ludzie, którzy zbudowali coś unikatowego. Mieszanka kultur, wyznań, doświadczeń, pomysłów – taki był początek. Potem poprzez działania i decyzje polityczne doprowadzono do rozdrobnienia uczelni. O integracji zaczęto mówić stosunkowo niedawno, ale ostatecznie, wskutek decyzji podjętych jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku, akademicki Wrocław był kojarzony przede wszystkim jako miejsce z kolorytem i pełne studentów.

srodek.jpg
Z rektorem prof. Jarosławem Bosym z okazji Święta Nauki we Wrocławiu rozmawiamy o tym, co dziś znaczy akademicki Wrocław
fot. Grymuza

Sukces po staremu

Liczby jako synonim sukcesu?

W pewnym sensie. Wrocław przedstawiany był jako miasto sukcesu, bo studiowało w nim 100, 150 tysięcy młodych ludzi. Do tak rozumianej akademickości odwoływali się prezydenci miasta. A przecież akademickość to także akademicy i to nowe pokolenie, nie to z 1945 roku. To ludzie, którzy tutaj zdobyli wykształcenie, tutaj osiągają sukcesy, a jednak nie są rozpoznawani tak jak ich poprzednicy, sławni pionierzy. Cały czas w jakimś sensie tkwimy w przeszłości, a przecież Wrocław ma swoją specyfikę i atuty, które pozwalają na rozwój. Powinniśmy je wydobyć na powierzchnię i skupić się na tym, by przyciągały do nas ludzi z zewnątrz.

Mocne rozdrobnienie kierunków studiów powoduje, że tak naprawdę ograniczamy absolwentom elastyczność na rynku pracy i możliwości rozwoju. Czas zrozumieć, że kształcenie wspólne jest korzystne dla tego, kogo kształcimy, a nie tylko dla tych, którzy kształcą

Z kraju?

Nie tylko. Wrocław był i jest miastem międzynarodowym. Ludzie, którzy tu przyjechali, przywieźli ze sobą nie tylko dorobek i zapał, ale też coś, co nazywamy dzisiaj usieciowieniem. Ci pionierzy mieli kontakty z naukowcami z całej Europy. I to powiązanie ze światem zewnętrznym, mimo stalinizmu i żelaznej kurtyny, było żywe. Pytanie więc, jak to usieciowienie wygląda dzisiaj.

I jak wygląda?

Mamy bardzo dużo bardzo dobrej współpracy bilateralnej. A tymczasem Wrocław powinien być miastem-instytucją, gdzie to usieciowienie jest ponad podziałem wynikającym ze strukturalnego układu uczelni. W tej chwili każda uczelnia buduje własny ekosystem, którym się nie dzieli z innymi, dzieli się niewłaściwie lub nie do końca. Nie budujemy wspólnego środowiska akademickiego. Owszem, mamy Wrocławskie Centrum Akademickie, które promuje młodych, a więc studentów, doktorantów i naukowców, oraz w ramach programu „Visiting Professors” zaprasza naukowców z wiodących w świecie ośrodków, żeby mówili o tym, jak uprawiać naukę. Brakuje jednak tego najważniejszego – naszej własnej świadomości, jaką naukę chcemy robić i co robić, żeby inni tę naszą robotę widzieli. Jeśli zrobilibyśmy dzisiaj sondę wśród wrocławian, pytając ich o 10 najlepszych naukowców pracujących na naszych uczelniach, sądzę, że byłby kłopot z uzyskaniem odpowiedzi. I zapewne nie byłoby problemu z wymienieniem nazwisk tych z przeszłości. Może nie byłoby to 10 nazwisk, ale na pewno usłyszelibyśmy: Hirszfeld, Steinhaus, Tołpa.

Akademickość na nowo

Jak w takim razie zrobić rebranding marki „akademicki Wrocław”?

Zacząć od uświadomienia sobie, że Cambridge czy Oxford, które są punktem odniesienia dla środowisk akademickich nie tylko Europy, to nie są mury. Owszem to wielowiekowa tradycja, ale przede wszystkim ludzie. I ci, którzy tę tradycję budowali, i ci, którzy dzisiaj robią tam naukę. To do nich przyjeżdżają badacze z całego świata. Dlatego naszym podejściem strategicznym powinno być budowanie marki akademickiego Wrocławia poprzez budowanie rozpoznawalności naszych naukowców.

Czyli?

Wyjść od analizy środowiska pod kątem wyłuskania z niego tych, którzy mają siłę przyciągania. I odpowiedzieć sobie na pytanie: kogo  chcemy przyciągnąć? Nie powinniśmy skupiać się tylko na wielkich nazwiskach, ale też na tych, którzy mają perspektywę rozwoju. To oznacza, że tworzymy ofertę dla tych, którzy mogą i chcą się rozwijać w tym mieście. Nikt nie przyjedzie tutaj dlatego, że mamy fajny i zarazem rozdrobniony ekosystem poszczególnych uczelni. Wybór konkretnego miejsca na studia czy badania wynika wprost z tego, że w tym ekosystemie są ludzie, którzy pozwalają na rozwój osobisty i naukowy tym, którzy tu przyjeżdżają. I to jest zadanie, które stoi przed nami wszystkimi, ale żeby to zrobić, musimy pokazać inną rzecz – że potrafimy ze sobą współpracować, a nie tylko deklarować tę współpracę.

026_walow_tomasz_inauguraja_srodowiskowa_2020_2021.jpg
– Wrocław powinien być miastem-instytucją, gdzie to usieciowienie jest ponad podziałem wynikającym ze strukturalnego układu uczelni. W tej chwili każda uczelnia buduje własny ekosystem, którym się nie dzieli z innymi, dzieli się niewłaściwie lub nie do końca. Nie budujemy wspólnego środowiska akademickiego – mówi rektor Jarosław Bosy
fot. Tomasz Walów

Rozumiem, że taka prawdziwa współpraca oznacza wyjście poza własne bańki i kręgi interesariuszy? Tylko jak to zrobić?

Zacząć kształcić we Wrocławiu, a nie na tych samych kierunkach na różnych wrocławskich uczelniach. Procedowane aktualnie zmiany w Ustawie 2.0 dadzą nam możliwość uruchomienia wspólnych kierunków studiów z równoległym finansowaniem, a co za tym idzie, przełamania największej bariery, czyli przywiązania do tego, kto lideruje danemu kierunkowi. Tak więc pierwszym krokiem powinny być wspólne studia. Musimy też dostrzec kryzys, z jakim się zmagamy w obszarze studiów magisterskich. Studenci nie chcą kontynuować tego samego kierunku na uczelniach, bo ostatecznie taki dyplom nic im nie daje na rynku pracy. Odpowiedzią na ten kryzys są studia magisterskie realizowane jako studia interdyscyplinarne. A te najlepiej robić pomiędzy uczelniami, a więc wspólnie.

Dlaczego studia drugiego stopnia powinny być interdyscyplinarne?

Bo zwiększają szanse zawodowe. Dzisiejsi absolwenci, poza tymi, którzy ukończyli jednolite studia medyczne czy weterynaryjne, nie mają gwarancji, że całe życie będą pracowali w jednym zawodzie. Ale taka międzyuczelniana współpraca powinna obejmować też studia pierwszego stopnia. Żeby być dobrym inżynierem trzeba mieć dobre podstawy z matematyki, fizyki i chemii. Podstawy dla konkretnych kierunków najlepsze są w dyscyplinach, które dają możliwość kształcenia i rozwoju kadry. Jeżeli do kształcenia potrzebujemy innej dyscypliny, a nie mamy kadry w tym obszarze, powinniśmy mieć dostęp do niej na innej uczelni. I to się nazywa współpraca. My kształcimy inżynierów, ale nie rozwijamy się w dyscyplinie o nazwie matematyka. Ta rozwija się na uniwersytecie – teoretyczna i politechnice – stosowana. Wykorzystanie tego typu zaplecza jest pierwszym krokiem do tworzenia wspólnych kierunków studiów i wspólnego działania.

A doktoraty?

Lepszy jest ten interdyscyplinarny. I tu mamy już doświadczenie, bo robiliśmy wspólne studia doktoranckie z biotechnologii. Zaangażowane w nie było kilka uczelni, dwa instytuty Polskiej Akademii Nauk. Dzisiaj mamy takie doktoraty realizowane wspólnie z Uniwersytetem Medycznym. Zasada jest prosta – jeśli dwóch promotorów z dwóch różnych dyscyplin rywalizuje o doktoranta to na pewno wynik jest lepszy niż wtedy, kiedy to doktorant rywalizuje o swojego promotora.

Rywalizacja, czy..?

Od połowy lat 90. na rynek akademicki wchodził wyż akademicki, rozpoczęła się rywalizacja o studentów, a więc tak naprawdę między uczelniami. Maksymalizacja liczby studentów w ocenie wielu obniżyła jakość kształcenia. Czy środowisko akademickie jest w stanie wyciągnąć wnioski z tej rywalizacji, która ostatecznie nie podniosła jakości nauki?

Wszystko weryfikuje rynek i to on mówi absolwentowi, czy studia, które wybrał, były właściwe. Jeszcze do niedawna taką wiedzę zdobywało się po kilkunastu latach, teraz szybciej. Dlatego dzisiaj warto pomyśleć o tym, by kształcić elitarnie, a co za tym idzie w szerszej perspektywie poznawczej. Mocne rozdrobnienie kierunków studiów powoduje, że tak naprawdę ograniczamy absolwentom elastyczność na rynku pracy i możliwości rozwoju. Czas zrozumieć, że kształcenie wspólne jest korzystne dla tego, kogo kształcimy, a nie tylko dla tych, którzy kształcą. Dlatego powtórzę, kształćmy we Wrocławiu. Dyplom uczelni wrocławskich, kilku czy jednej, jest kwestią wtórną. Chodzi o to, by wykorzystać potencjał ludzi, którzy mają wiedzę i mogą się nią dzielić. Idąc krok dalej, trzeba sobie uświadomić, że rozdrobnienie, które kiedyś wynikało z decyzji politycznych, dzisiaj jest niekorzystne dla samych uczelni, a więc dla nas wszystkich. Maleje liczba maturzystów, a studiowanie nie jest już czymś tak ważnym, jak było kilka lat temu. Ważne będzie studiowanie elitarne, a jeśli nie będzie go we Wrocławiu, to młodzi ludzie wybiorą może nie Cambridge ze względu na Brexit i co za tym idzie koszty studiów, ale na przykład Berlin czy Monachium. 

studenci_wroclaw-1.jpg
Rektor Jarosław Bosy: – Maleje liczba maturzystów, a studiowanie nie jest już czymś tak ważnym, jak było kilka lat temu. Ważne będzie studiowanie elitarne, a jeśli nie będzie go we Wrocławiu, to młodzi ludzie wybiorą może nie Cambridge ze względu na Brexit i co za tym idzie koszty studiów, ale na przykład Berlin czy Monachium. 
fot. Shutterstock

Albo Pragę.

Praga i Drezno to dwa silne i najbliższe geograficznie ośrodki akademickie, z którymi mamy bardzo dobrą współpracę. Ale znowuż – bilateralną. A powinniśmy myśleć o budowie silnego trójkąta naukowo-badawczego współpracującego nie tylko w obszarze nauki i kształcenia, ale też z przemysłem, bo ten nie jest regionalny, ale zdecydowanie transgraniczny, międzynarodowy. I jako taki potrzebuje dobrego zaplecza naukowego, które tworzyć mogą trzy silne ośrodki naukowe ściśle ze sobą współpracujące.

To jest szalenie ważna kwestia, bo nam jak do tej pory łatwiej przychodziła współpraca międzynarodowa, niż budowanie jej poprzez wychodzenie z własnego ekosystemu czy też zapraszanie do niego partnerów stąd, z tego miasta.

Przestańmy skupiać się na afiliacjach uczelnianych. Potencjał konkretnych nazwisk i stojącego za nimi dorobku naukowego powinien się przełożyć na konkretne granty, badania, które dają szansę na przyciąganie dobrych badaczy ze świata, dobry networking, a więc na akademicki Wrocław

Uczelnie rywalizują też w nawiązywaniu relacji z innymi?

Rzecz nawet nie w tym, że rywalizujemy. Jesteśmy nieufni, myślimy głównie o własnym bezpieczeństwie i o tym, czy podejmowane działania nie naruszą naszego komfortu. Każdą zmianę, która jest przed nami, traktujemy jako zmianę przeciwko nam. Nie potrafimy się w tym odnaleźć jako ci, którzy mogliby być podmiotem tej zmiany. A przecież jest ona naturalna. Po przekształceniu studiów doktoranckich w szkoły doktorskie widać, że ich otwartość na interdyscyplinarność i co za tym idzie szeroko rozumianą współpracę, jest premiowana dodatkowymi pozasubwencyjnymi pieniędzmi. Owszem, trzeba napisać projekt, żeby je zdobyć. Ale one są. I już wiemy, że inwestuje się w tych, którzy są bardziej otwarci. W tym kontekście ważne też jest to, co już sygnalizowałem, a więc budowanie potencjału, usieciowienia wokół naukowców, którzy gwarantują rozwój badawczy w perspektywie kilkunastu lat.

Ma Pan Rektor konkretnych ludzi na myśli?

Wymienię dwóch. Za chwilę miną dwa lata, jak żyjemy z COVIDEM-19. I to we Wrocławiu mamy świetnego wirusologa, którym zajmuje się SARS-COV-2, profesora Marcina Drąga. Profesor Piotr Ponikowski, który jest w światowej czołówce, jeśli chodzi o liczbę cytowań, stworzył centrum kardiologiczne. I myślenie strategiczne powinno przejawić się w tym, że stawiamy sobie pytania, w jaki sposób możemy zbudować sieć naukowo-badawczą wokół tych dwóch naukowców, ale tak, by stała się ona potencjałem rozwoju miasta. Mamy taką słabość, że w kontekście instytucjonalnym zbyt szybko chcemy się nakarmić tym, co daje instytucji jakaś osoba, a nie budujemy wokół niej otoczenia, które zapewni stabilność i bezpieczeństwo rozwoju naukowego.

Liderzy przede wszystkim?

Podam prosty i wymowny przykład. Lwowska szkoła matematyczna była utożsamiona z konkretnymi nazwiskami, przede wszystkim Banachem i Steinhausem. Wszyscy byli dumni z ich dorobku, bez względu na to na jakiej uczelni byli. Ja miałem profesor Ewę Krzywicką-Blum, która była uczennicą Steinhausa, jego doktorantką. I ona pracowała nie na uniwersytecie czy politechnice, ale u nas, na Uniwersytecie Przyrodniczym. Wywodziła się z wrocławskiej szkoły matematycznej, obecnej na różnych uczelniach poprzez konkretnych ludzi. Fundamentem tej szkoły był czyjś autorytet. I to powinno być dla nas strategiczną inspiracją do budowania wokół konkretnych postaci czegoś wrocławskiego, niech będą to np. szkoła biotechnologiczna czy szkoła geodezji satelitarnej. Naukowa szkoła nie politechniczna, uniwersytecka czy z jeszcze innym przymiotnikiem. Przestańmy skupiać się na afiliacjach uczelnianych. Potencjał konkretnych nazwisk i stojącego za nimi dorobku naukowego powinien się przełożyć na konkretne granty, badania, które dają szansę na przyciąganie dobrych badaczy ze świata, dobry networking, ale powtórzę – tu nie chodzi o konkretne uczelnie, ale o akademicki Wrocław właśnie.

inauguracja_wyklad_drag-1-2.jpg
– Ważne jest (...) budowanie potencjału, usieciowienia wokół naukowców, którzy gwarantują rozwój badawczy w perspektywie kilkunastu lat – mówi rektor Jarosław Bosy. Jednym z takich naukowców we Wrocławiu mógłby być prof. Marcin Drąg (tu podczas wykładu podczas inauguracji roku akademickiego 2020/2021 na UPWr)
fot. Tomasz Lewandowski

Otwarcie na przemysł

Jak w te działania powinna się wpisać współpraca z przemysłem?

Marszałek województwa powołał radę do spraw rozwoju w nowej perspektywie finansowej. Zaprosił do niej przedstawicieli różnych gremiów. Byłem na pierwszym spotkaniu i każdy z rektorów deklarował otwarcie na współpracę, a przedsiębiorcy mówili, że nie do końca mają zaufanie do nauki. Dlatego też zaproponowaliśmy, by stworzyć zespół roboczy, w którym będą nie naukowcy, ale dyrektorzy uczelnianych biur związanych z nauką, współpracą międzynarodową i B+R. Ze wszystkich uczelni. Każdy z nich zna europejskie programy, potrafi ocenić możliwości ich wykorzystania przez pryzmat tego, co się dzieje w ich jednostkach – realnie, a nie deklaratywnie. I cieszę się, bo dostaliśmy zaproszenie, żeby takie osoby desygnować. W przestrzeni wspólnoty europejskiej nasz region ma przypisanych kilka kierunków rozwoju wprost wynikających z zaplecza naukowego. To przede wszystkim przemysł farmaceutyczny, biotechnologia, informatyka, nowoczesne rolnictwo czy aktualnie dolnośląska dolina wodorowa, która oznacza wejście w nowe technologie. Ale operacyjnie muszą to zrobić ci, którzy wiedzą jak. I wtedy zbudujemy zupełnie inny poziom zaufania pomiędzy środowiskiem naukowym a przemysłem. Zawsze podkreślam, że jak jest czterech dyrektorów działów kluczowych i każdy ma zdjęcie z rektorem, to jest to błąd.

Dlaczego?

Sukces jest wtedy, kiedy zrobią sobie zdjęcie razem bez rektora, bo to znaczy, że potrafią ze sobą rozmawiać i współpracować. Zbyt często budujemy struktury, które odpowiadają za politykę strategiczną na poziomie rektorów i prezesów i obie strony narzekają. A jeżeli ten roboczy zespół nam zaskoczy, to naprawdę będzie duża rzecz.

Czy wyznaczyłby Pan Rektor jakąś cezurę czasową dla wejścia w życie nowej strategii czy też nowego rozumienia akademickości Wrocławia?

Nie, ale mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jeśli jej nie wdrożymy, a więc nie zmienimy sposobu myślenia, to na pewno nie będziemy jednym z wiodących ośrodków akademickich w Polsce i w tej części Europy. Będziemy po prostu jednym z wielu ośrodków. I będziemy spadali w rankingach. Bo fajnie jest mieć 100 tysięcy studentów, ale mieć 20 najlepszych kierunków w Polsce to już jest wyzwanie, 10 – też jest wyzwaniem. A ile mamy dzisiaj? O tym już wolimy nie mówić. Oczywiście do rankingów mamy dystans, ale miarą naszej obecności w świecie jest ocena zewnętrzna. Tacy jesteśmy, jak jesteśmy widziani na zewnątrz, a nie tacy jak sobie wyobrażamy. 

rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Przeczytaj także:

 

Powrót
15.11.2021
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg