Prof. Golonka – wiedza i łagodność
Profesor Zygmunt Golonka. W notatce biograficznej można przeczytać, że był specjalistą w dziedzinie łąkarstwa, urodził się 2 sierpnia 1888 roku w Dąbrowie Tarnowskiej, a zmarł 14 kwietnia 1967 we Wrocławiu. W takiej notce nie ma miejsca o opowieść o człowieku wielkiej łagodności i serca.
Do Wrocławia przyjechał dwa razy. Najpierw w maju 1945 roku, wraz z grupą profesora Stanisława Kulczyńskiego, by w mieście, które przestało być twierdzą, pełnym gruzów i trupów, organizować polską naukę i uruchomić tak szybko, jak tylko się da polską uczelnię. Po pierwszych tygodniach, podczas których polscy naukowcy, w większości z lwowskich uczelni, głównie zajmowali się zabezpieczaniem mienia przed rozkradzeniem go, wyjechał do Warszawy, gdzie ruszyła Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego. Profesor Golonka przed wybuchem wojny pracował tam jako kierownik Zakładu Użytków Zielonych. Warszawa też była pełna gruzów i trupów, zrównana z ziemią po powstaniu. Ale po roku wrócił na zachód, na ziemie odzyskane nazywane też ziemiami wyzyskanymi – z zadaniem zorganizowania na Uniwersytecie Wrocławskim Katedry Uprawy Łąk i Pastwisk. Kierował nią do 1960 roku, kiedy przeszedł na emeryturę.
Między jedną a drugą wojną
Zygmunt Golonka, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, początkowo studiował polonistykę, ale ostatecznie porzucił ją dla nauk przyrodniczych. Kiedy wybuchła I wojna światowa, został jednym z towarzyszy Józefa Piłsudskiego – w legionach walczył o niepodległą Polskę. Dostał się do austriackiej niewoli, ale ostatecznie z obozu jenieckiego wypuszczono go ze względu na kiepski stan zdrowia. Odzyskał wolność, Polska w końcu odzyskała niepodległość, ale wcale nie oznaczało to, że rzeczywistość stała się nagle idealna. 30-letni Zygmunt Golonka imał się dorywczych zajęć, nie mogąc znaleźć stałej pracy, aż w końcu w 1921 roku wyjechał do Lwowa, a dokładniej do Dublan, gdzie dostał etat asystenta w Stacji Chemiczno-Rolniczej Politechniki Lwowskiej. Dwa lata później był już w Skierniewicach – w Zakładzie Uprawy i Nawożenia Roli Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Tutaj powstał jego doktorat.
Wydawało się, że wszystko idzie naturalną koleją rzeczy. Z doktoratem na rok wrócił do Lwowa, był zastępcą profesora rolnictwa na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej, uczył gleboznawstwa, botaniki, chemii i podstaw rolnictwa, obejmujących uprawę łąk i pastwisk. Ale któregoś dnia w ministerstwie nauki ktoś uznał, że właściwie nie wiadomo dlaczego na lwowskiej politechnice uczy się przedmiotów przyrodniczych. I zlikwidowano je, co oznaczało dla Zygmunta Golonki ni mniej ni więcej, jak utratę pracy.
Nie miał wyjścia. W 1933 roku wyjechał do Warszawy, gdzie początkowo pracował jako referent do spraw urządzania terenów lotniczych, a szczególnie powierzchni startowych w Kierownictwie Zaopatrzenia Aeronautyki. Mało prawdopodobne, by wynikało to z wielkiej miłości do lotnictwa, bo jednocześnie zbierał materiały do swojej pracy habilitacyjnej, która zaprowadziła go do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Jeszcze przed habilitacją, w 1933 roku został prezesem Stowarzyszenia Łąkarzy Polskich (a w latach 1938-1939 redaktorem miesięcznika Łąka i Pastwisko), a po dwóch latach od przeprowadzki do Warszawy zdobył kolejny stopień naukowy. W 1935 roku porzucił tereny lotnicze dla etatu docenta w SGGW, tworząc Pracownię Uprawy Łąk i Pastwisk.
I kiedy wydawało się, że nic nie zakłóci kariery Zygmunta Golonki, wybuchła wojna. Docent został instruktorem ogródków działkowych w Warszawie i jednocześnie asystentem w Stacji Oceny Odmian w Skierniewicach. Jak wielu naukowców i pedagogów w czasie okupacji, uczył też na tajnych kompletach organizowanych przez działającą w podziemiu SGGW – konspiracyjne Wyższe Kursy Rolnicze trwały do jesieni 1944 roku.
Skierniewice – miejsce szczególne
Sławomir Podlaski w artykule napisanym w 2015 roku „Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego podczas oblężenia Warszawy w 1939 roku, w okresie okupacji i pierwszych latach powojennych” przybliża nie zawsze znaną historię – podczas okupacji skierniewicka placówka SGGW została włączona do Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach, który Niemcy nazwali Rolniczym Zakładem Badawczym Generalnego Gubernatorstwa. Oprócz SGGW weszły do niego Studium Rolnicze Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz zakłady Wydziału Rolniczo-Lasowego Politechniki Lwowskiej.
Jak pisze Podlaski, dzięki takiej strukturze organizacyjnej Instytut dał zatrudnienie (a przede wszystkim dokumenty, potwierdzające zatrudnienie) wielu pracownikom naukowym z całej Polski łącznie z Uniwersytetem Poznańskim. Pracujący w Instytucie Niemcy starali się nie dostrzegać działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób zagrozić placówce a ich samych wysłać na front. W efekcie tej specyficznej ślepoty w Skierniewicach i Puławach związani z SGGW naukowcy i studenci tajnych kompletów tak naprawdę oprócz pracy naukowej i dydaktycznej prowadzili też działania konspiracyjne.
Główny ogrodnik Edward Kostusiak w szklarniach znajdujących się na terenie Osady Pałacowej, zbudował tajny magazyn broni wykorzystywany przez miejscowy oddział sabotażowodywersyjny Armii Krajowej, drugi z oddziałów działających na terenie Skierniewic. Z kolei Pole Doświadczalne Zakładu Chemii Rolnej było główną bazą Oddziału Specjalnego AK Obwodu „Sroka” – Skierniewice, który na początku 1940 roku stworzyli miejscowi harcerze, uczniowie i absolwenci tutejszych szkół średnich. W skrytkach zlokalizowanych na terenie Pola przechowywano broń ze zrzutów alianckich (jedną z nich, na terenie suszarni tytoniu, odkryto w 2008 roku, była pełna materiałów wybuchowych, które na poligon musieli wywieźć saperzy). Konie i wozy na co dzień wykorzystywane do pracy, systematycznie służyły też jako transport w akcjach bojowych. Wszyscy mieszkający i pracujący na Polu Doświadczalnym doskonale się orientowali, co robią w nocy młodzi ludzie, przebywający na jego terenie. Wiedzieli też, co ich spotka, jeśli Niemcy dowiedzą się, co naprawdę dzieje się na Polu. Cios konspiracji zadali jednak nie Niemcy a Rosjanie – po ich wkroczeniu, NKWD aresztowało prawie wszystkich żołnierzy Oddziału. Większość rozstrzelano.
Zygmunt Golonka ze Skierniewicami związany był do jesieni 1944 roku. Ta niewielka miejscowość stała się jednym z ważnych punktów na trasach, dla uciekinierów z powstańczej Warszawy. Z przejeżdżających przez Skierniewice transportów warszawiaków przymusowo wysiedlonych przez Niemców – po upadku powstania, udało się uwolnić, różnymi podstępami, 20 tys. ludzi. Wśród tych, którzy opuścili wtedy miasteczko, był też Zygmunt Golonka, który wyjechał do Krakowa. I to w Krakowie wiosną 1945 roku docent SGGW znalazł się w grupie utworzonej przez profesora Stanisława Kulczyńskiego, byłego rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.
Czas odbudowy
Jego uczniowie w książce Ewy Jaworskiej i Małgorzaty Kaczmar „Ocalić od zapomnienia” opowiadali, że był człowiekiem niezwykłej łagodności i to na przekór trudnym kolejom życia. Skromny, pełen taktu i życzliwości, a przy tym ogromnej wiedzy.
– Bardzo cichutki, łysy, głowa goluteńka, skromniutki. Miał astmę, więc często dyszał, mówił ściszonym głosem. Nie należał do tych, którzy rzucają się w oczy. Jego poznawało się dopiero w kuluarach, na rozmaitych przyjęciach i spotkaniach. Bardzo pilnował integracji studentów i asystentów – podkreślał prof. Zygmunt Mikołajczak, emerytowany profesor łąkarstwa, który w 1953 roku na studia magisterskie z Poznania został skierowany do Wrocławia, dodając, że jego mentor nie potrafił uwierzyć w czyjeś złe intencje, nieuczciwe postępowanie, łamanie zasad przyzwoitości. Czasem też zaskakiwał młodych asystentów. Tak było z Zygmuntem Mikołajczakiem, który pewnego razu zapomniał o zajęciach dla studentów zaocznych w sobotę. Gdy w końcu wpadł na uczelnię mocno spóźniony, prof. Golonka zamiast udzielić reprymendy, rzucił mu się na szyję.
– Panie Zygmuncie, jak ja panu dziękuję, że pan przyszedł. Bo studenci czekali, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić – nie ukrywał radości szef katedry.
– Zrobił z nas jedną owczarnię – opowiadał autorkom książki profesor Mikołajczak, przypominając, że jako łąkarze często wyjeżdżali w plener. Oczywiście ze swoim mistrzem. Jeździli w góry i na podmokłe tereny, czasem aż na Mazury. Pociąg z Wrocławia do Olsztyna wlókł się niemiłosiernie, ale nie było mowy o nudzie. Czas umilały anegdoty profesora Golonki, wielbiciela dowcipów i skarbnicy rozmaitych historii, tym bardziej, że dowcipy opowiadał iście po angielsku – z kamienną twarzą.
Na początku lat 50. pojawił się pomysł nadania profesorowi Golonce tytułu doktora honoris causa. Jego uczniowie prosili, by przyjął zaszczyt. Nie dla siebie, ale dla katedry, którą stworzył. Profesor po tygodniu zastanawiania się, odmówił. Nie chciał laurów od urzędników. I chyba nikt nie był zaskoczony, bo wszyscy widzieli i wiedzieli, że nie potrafił rozpychać się łokciami i nie dążył do sukcesu za wszelką cenę. Zmarł w 1967 roku we Wrocławiu. Pozostawił dorobek naukowy obejmujący kilkadziesiąt prac z zakresu gleboznawstwa, łąkarstwa, techniki uprawy i zwiększania wydajności trwałych użytków zielonych oraz geobotaniki. Jako jeden z pierwszych w Polsce zalecał nawożenie terenów łąk i pastwisk oraz racjonalnej gospodarki pastwiskowej. Do najważniejszych jego publikacji są zaliczane: „Podręcznik uprawy łąk”, „Gospodarstwo pastwiskowe”, „Nawożenie łąk”, „Łąki i ich uprawa i nawożenie”. Wychował kilkuset specjalistów, dla których był wzorem naukowca i człowieka.
kbk
Zobacz również: |