eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Skończmy z rutyną, czas podjąć ryzyko

Prof. Jarosław Bosy, rektor UPWr o sytuacji finansowej uczelni, podziale subwencji, innowacyjnej dydaktyce, którą wymusza m.in. rozwój sztucznej inteligencji oraz decyzjach, jakich oczekuje od nowego ministra nauki.

Panie rektorze, ostatnie lata okazały się dla szkół wyższych bardzo trudne: pandemia oraz inflacja, która mocno odbiła się na finansach uczelni. Z opublikowanego w Forum Akademickim raportu wynika jednak, że większość z nich zakończyła rok 2022 na dużym plusie. UPWr znalazł się w pierwszej trójce uczelni z najlepszym wynikiem operacyjnym (+49,5 mln złotych). Jak sytuacja wyglądała w 2023 roku i jak zamierzamy wykorzystać ten potencjał? 

Niestety nie jest tak dobrze, jak wygląda to w przytoczonym raporcie, a jego tytuł „Uczelnie z miliardowym zyskiem” jest wręcz dla środowiska krzywdzący. Uczelnie, które odnotowały w nim dodatni bilans, to m.in. te, które pozyskały pieniądze, ale na konkretny cel. Tak było w naszym przypadku. Ta nadwyżka pochodziła ze sprzedaży działki na rzecz zakupu wyposażenia dla Centrum Innowacyjnych Technologii. Uznaliśmy, że te budynki nie mogą stać puste, zwłaszcza, że ich utrzymania kosztuje. By jednak CIT „żył” musi być w nim nowoczesna aparatura, która kosztuje.

Bardzo chciałbym mieć tyle pieniędzy, by móc je przeznaczyć na rozwój pracowników, ich wynagrodzenia itp. Ale rzeczywistość jest taka, że w 2023 roku zaledwie dopięliśmy budżet. Ponownie wzrosły nam koszty utrzymania i w związku z tym nie udało nam się, jak rok wcześniej, części nadwyżki przeznaczyć na dodatki dla pracowników.

W 2024 roku chcemy utrzymać poziom zatrudnienia i dlatego myślimy dość rozważnie w kontekście tego roku i planowanego podwyższenia wynagrodzeń. Nie chciałbym bowiem być w sytuacji decydowania komu zapłacić, a komu za pracę podziękować.   

W 2024 roku chcemy utrzymać poziom zatrudnienia i dlatego myślimy dość rozważnie w kontekście tego roku i planowanego podwyższenia wynagrodzeń. Nie chciałbym bowiem być w sytuacji decydowania komu zapłacić, a komu za pracę podziękować.   

Nie planujemy na razie sprzedawać kolejnych dużych działek. Niech zostaną na ciężkie czasy, jako nasze finansowe zabezpieczenie.  

Powiedział Pan kiedyś, że jeśli chcemy poradzić sobie z procesami demograficznymi i cywilizacyjnymi, widzianymi w kontekście globalnym, musimy  zmienić model kształcenia na uczelniach wyższych i zmienić system organizacji kształcenia. Co to konkretnie oznacza?

Przyszłością jest innowacyjna dydaktyka, którą wymusza m.in. rozwój sztucznej inteligencji. Żeby zmienić dydaktykę trzeba jednak podjąć ryzyko, a młodzi naukowcy muszą się przekonać, że warto uczyć. Jestem po spotkaniu z młodymi naukowcami na UPWr, tymi, którzy zostali zauważeni na zewnątrz, otrzymali stypendia ministra nauki i nagrody premiera, Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, czy granty programu Lider i jestem zbudowany tym, co od nich usłyszałem. Oni rozumieją, że aby być atrakcyjnym w dydaktyce musimy być atrakcyjni dla studenta, bo to on powinien wybrać nasz przedmiot, a nie jak dziś, być do niego obligatoryjnie przypisany. Każdy dydaktyk powinien wystawić ofertę dla studentów, a uczelnia wspomóc go narzędziowo. Ale dydaktyk powinien też mieć wpływ na to czego uczy. Jednym zdaniem: największym problemem dydaktyki jest rutyna i to trzeba zmienić.

A jeśli chodzi o zmiany systemowe?

Trzeba zmienić model kształcenia na uczelniach wyższych oraz system organizacji kształcenia. W przypadku zmiany modelu, mam na myśli przejście od modelu zawodowego do kształcenia kompetencyjnego. W praktyce mogłoby to oznaczać, że studia pierwszego stopnia są nadal powiązane ze zdobywaniem kompetencji zawodowych, ale ważną rolą uniwersytetu byłoby kreowanie zawodów. 

mlodzi_naukowcy.png
Miejscem rozwoju naukowca powinny być zespoły badawcze na uczelniach i w instytutach badawczych 
fot. Shutterstock

Dla rynku pracy nie ma teraz znaczącej różnicy, czy ktoś jest magistrem czy inżynierem/licencjatem.  Dlatego przede wszystkim należy przekształcić studia drugiego stopnia. One muszą pozwolić studentom bardziej elastycznie budować swoje kompetencje, a to oznacza, że musiałyby być realizowane sieciowo (student zdobywa kompetencje w różnych ośrodkach, tam gdzie zyska najlepszą wiedzę w danym zakresie). 

Natomiast zmiana systemu kształcenia to konieczność, ponieważ rozwój szkolnictwa to co innego niż rozwój nauki. Moim zdaniem system szkolnictwa powinien obejmować cały proces edukowania i kształcenia obejmujący te różne etapy. 

Natomiast zmiana systemu kształcenia to konieczność, ponieważ rozwój szkolnictwa to co innego niż rozwój nauki. Moim zdaniem system szkolnictwa powinien obejmować cały proces edukowania i kształcenia obejmujący te różne etapy. 

Podobnie rozwój nauki – miejscem rozwoju naukowca powinny być zespoły badawcze na uczelniach i w instytutach badawczych. W sferze finansowania (granty itp.) środki powinny być wykorzystane na wyłonienie dobrze rokujących młodych naukowców i nauczenie ich warsztatu pracy badawczej w szkole doktorskiej. Potem ci wyselekcjonowani naukowcy powinni iść do zespołów projektowych. 

Innymi słowy: naukę uprawiać się powinno na uniwersytetach i w instytutach badawczych, a kształceniem naukowców powinny zająć się tylko uniwersytety, bo ich zadaniem jest kształcić. Sytuacja, w której wszyscy próbują robić wszystko, zabiegając o te same środki, to tworzenie wewnętrznej, wyniszczającej konkurencji, a nie system wspierający rozwój nauki i szkolnictwa. 

Nie jest Pan zwolennikiem modelu, w którym wszyscy są sobie równi, zwłaszcza w kontekście podziału subwencji?  

Szkolnictwo wyższe z natury jest elitarne, a pozycję uczelni określa poziom jej oddziaływania. Dochodzenie do pozycji przez sztuczne wskaźniki (ewaluacje, rankingi) jest nienaturalne, bo to jest proces wymagający czasu i rozwoju rzeczywistego potencjału. Subwencja to powinny być talenty, które są pomnażane. Dlatego powinna wynikać z rzeczywistego potencjału, a nie deklaratywnego. Proszę zauważyć, że dziś subwencja przyznawana na działalność badawczo-dydaktyczną jest liczona dla uczelni według stanowisk, a nie stopni i tytułów, co prowadzi do sytuacji, że uczelnia, która nie ma np. żadnego profesora tytularnego, wszystkich doktorów mianuje profesorami uczelni i otrzyma więcej pieniędzy za jakość kadry.

gmach_glowny_2.png
Elitą są uniwersytety europejskie, dlatego tak ważne jest, że jesteśmy w tym gronie
fot. Grymuza

Cały podział pieniędzy, odkąd pamiętam, polega na tym, że dajemy po równo, bo Ci najlepsi i tak dadzą sobie radę. Chciałbym powiedzieć, że nie, nie dadzą. Doszliśmy już do ściany ze względu na niski poziom finansowania nauki i ci najlepsi nie mają już w kraju skąd pozyskiwać dodatkowych pieniędzy, a te które dostają nie są wystarczające. Dlatego trzeba wrócić do podziału, że w Polsce są uniwersytety, akademie i szkoły zawodowe. I odpowiednio je finansować. Państwo musi utrzymać szkoły zawodowe, ale pieniądze na badania kierować tam, gdzie te badania są prowadzone, czyli przede wszystkim do uniwersytetów. Najlepsi naukowcy są bowiem w dużych prestiżowych ośrodkach akademickich. 

Trzeba też pamiętać, że elitą są uniwersytety europejskie, w wśród nich trzy typy: uniwersytety klasyczne (które wyznaczają standardy doskonałości w badaniach i kształceniu i mogą być porównywane z największymi uniwersytetami azjatyckimi i amerykańskimi); uniwersytety, które odpowiadają za postęp techniczny i które powinny wspólnie generować progres gospodarczy (politechniki) i wreszcie uniwersytety, które są odpowiedzialne za zrównoważony rozwój i dbałość, by środowisko nie było degradowane, jak nasza uczelnia.

W tej grupie na podobnym poziomie są dziś trzy polskie uczelnie przyrodniczo-rolnicze: SGGW, UPWr i UP w Poznaniu. I to w takiej kolejności, ponieważ potencjał SGGW jest największy.

W tej grupie na podobnym poziomie są dziś trzy polskie uczelnie przyrodniczo-rolnicze: SGGW, UPWr i UP w Poznaniu. I to w takiej kolejności, ponieważ potencjał SGGW jest największy.

My i uczelnia w Poznaniu jesteśmy do siebie podobni, tak samo myślimy, rozwijamy się, rywalizujemy i co najważniejsze równoważymy SGGW.  

Nowy rząd rozdzielił Ministerstwo Edukacji i Nauki – czego był Pan zwolennikiem. Jakich decyzji oczekuje Pan od nowego Ministra Nauki?

Optymistyczne jest to, że Minister Nauki jest z Lewicy, a w programie tej partii nauka była na drugim miejscu. I ja chcę uwierzyć w tę ofertę, w to, że minister będzie o naukę walczył i zrozumie, że nauka wymaga inwestycji, że nie możemy z roku na rok walczyć o przetrwanie, musimy mieć pieniądze na badania i innowacje, by je pomnażać.

Krótkoterminowo oczekuje od pana ministra zmiany modelu punktacji na ten, który przygotowała i wypracowała Komisja Ewaluacji Nauki. To jest ryzykowne, ponieważ zmieniamy zasady w trakcie gry, ale konieczne, by ewaluacja była przejrzysta i promowała tych obiektywnie najlepszych.

publikacje_zrodlo_midjourney.jpg
Rektor UPWr oczekuje zmiany modelu punktacji na ten, który przygotowała i wypracowała Komisja Edukacji Narodowej
fot. Shutterstock

Druga kwestia to wyjaśnienie czy obietnica 30-procentowych podwyżek znajdzie odzwierciedlenie w budżecie i czy jest realna. Ludzie muszą to wiedzieć i to jak najszybciej. I rzecz trzecia – powinien zrobić wszystko, by agencje pozyskujące pieniądze na naukę (NCN, NCBiR, NAWA itd.) podległy tylko jemu. Decyzyjność i odpowiedzialność będzie wtedy w rękach jednego ministra i jestem pewny, że wszyscy na tym skorzystamy. 

Przeczytałam ostatnio analizę polskiego sektora nauki, prof. Krzysztofa Szczygielskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, w której podkreślono, że nauka w Polsce to dwa równoległe sektory. Nazwano je „aspirującym centrum” i „zadowolonymi peryferiami” i nie chodziło wcale tylko o duże i małe ośrodki naukowe. Aspirujące centrum to uczelnie, które starają się prowadzić naukę taką jak w Europie Zachodniej i wnieść swój wkład do międzynarodowej wymiany myśli. Zadowolone peryferia nie publikują za granicą, bo uważają, że owa zagranica nie jest im do niczego potrzebna…

Zgadzam się z tym podziałem, a nawet więcej, myślę, że ma on odzwierciedlenie również na poziomie uczelni. Jako UPWr chcemy zaliczać się do aspirującego centrum i nie możemy sobie pozwolić na inną drogę, ale nie wszyscy pracownicy tak myślą. Jest część osób, która jest zadowolona z tego co jest, nie chce niczego zmienić, rozwijać się, ryzykować. Liczę jednak, że Ci „aspirujący” dadzą przykład, że można, że warto, a nawet trzeba.

I na koniec chciałabym zapytać, czego życzy Pan sobie w 2024 roku?

To rok wyborczy, dlatego życzę sobie mandatu zaufania, który będzie oznaczał, że wizja i strategia uczelni jaką zaproponowałem, jest nadal akceptowana.

Uczelni życzę natomiast, by dydaktyka zrobiła krok do przodu. Niech to będzie rok przełomu. Marzy mi się żebyśmy byli liderem, również w tej dziedzinie, by ludzie uwierzyli, że nie stać nas już na rutynę. Niech to będzie czas ryzyka. Jestem bowiem przekonany, że to ryzyko w dydaktyce nam się opłaci, zapewni nam bezpieczną przyszłość.

rozmawiała Małgorzata Moczulska

 

Powrót
01.01.2024
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg