eu_green_logo_szare.png

Aktualności
Klaudia Masztalerz, doktorantka w Instytucie Inżynierii Rolniczej UPWr

Klaudia Masztalerz: – Nie widzę siebie na zawsze zamkniętej w laboratorium

Na początku były studia z odnawialnych źródeł energii, ale ciekawsze okazało się opracowywanie procesów pozyskiwania zdrowej żywności. Dla Klaudii Masztalerz, doktorantki w Instytucie Inżynierii Rolniczej najważniejsze jest, by nie dać się zamknąć z pomysłami w laboratorium. Chce przekuwać je w produkcję zdrowego i smacznego jedzenia. Chętnie czerpie z doświadczeń zagranicznych, ale swoją przyszłość widzi tylko w Polsce.

Na jakim etapie jest Pani doktorat?

Praca doktorska jest już właściwie na finiszu i chciałabym złożyć ją do końca kwietnia. Dotyczy wpływu właściwości fizykochemicznych roztworów osmotycznych na proces odwadniania osmotycznego surowców roślinnych. Odwadnianie osmotyczne jest jedną z metod suszenia, ale charakteryzuje się dwukierunkową wymianą masy. Mówiąc prościej, polega na zanurzeniu surowca, na przykład jabłka, w roztworze hipertonicznym, czyli tym o wyższym stężeniu, gdzie na podstawie różnicy stężeń, woda z jabłka wypływa do roztworu osmotycznego, natomiast substancje z roztworu wpływają do jabłka. Zwykle ten proces jest prowadzony w roztworach soli albo cukru, więc w efekcie otrzymujemy mocno nasączone cukrem owoce, a taki produkt nie jest szczególnie pożądany.

Jak sprawić, żeby takie jabłko było zdrowe?

Wystarczy zastąpić cukier zagęszczonym sokiem owocowym. Takimi właśnie procesami zajmuję się w ramach doktoratu i projektu Preludium. W związku z tym jabłko jest nie tylko zdrowe, bo nie ma dużo dodatkowego cukru, ale też – prowadząc proces na przykład w soku aroniowym – otrzymujemy jabłko o wyjątkowych właściwościach smakowych i odżywczych przejętych od soku aroniowego. Dodatkowo zajmuję się też wprowadzaniem ziół do roztworu osmotycznego, co jest nie tylko zdrowsze, ale powstają też ciekawe kompozycje smakowe. Można więc sobie wyobrazić, że końcowym produktem będą chipsy jabłkowe. Jednak przez to, że po drodze była jeszcze dodatkowa obróbka, te chipsy będą nie tylko suchym jabłkiem, ale będą miały też ciekawy smak i lepsze właściwości zdrowotne. I to bez żadnych sztucznych dodatków.

Klaudia Masztalerz, doktorantka w Instytucie Inżynierii Rolniczej UPWr
– Odwadnianie osmotyczne jest jedną z metod suszenia – polega na zanurzeniu np. jabłka w roztworze o wyższym stężeniu, w którym woda z jabłka wypływa do roztworu osmotycznego, a substancje z roztworu wpływają do jabłka. Produktem są zdrowe i ciekawe w smaku chipsy jabłkowe – tłumaczy Klaudia Masztalerz
fot. Tomasz Lewandowski

Skąd pomysł na taki kierunek badań?

Od zawsze interesowałam się zdrową żywnością. Sama mam celiakię, muszę więc uważać na to, co jem i eliminować produkty, które mi szkodzą. To też skłoniło mnie do tego, żeby bliżej przyjrzeć się procesom produkcji i „ulepszania” żywności. Jestem zresztą stałą klientką sklepów ze zdrową żywnością, więc możliwość tworzenia tego typu produktów wydała mi się interesująca. Można powiedzieć, że dobrze znam ten rynek i widzę, czego na nim brakuje.

Potrzeba matką wynalazku?

Poniekąd tak. W sklepach brakuje przede wszystkim produktów, które będą nie tylko zdrowe, ale też smaczne. Żeby nie było tego wrażenia, że jem coś bardzo zdrowego, ale się zmuszam, bo to niekoniecznie smakuje. Chodzi więc o to, żeby dopracować kompozycje tak, aby ostatecznie nie było wyboru pomiędzy niesmacznym zdrowym a smacznym niezdrowym. Procesami, o których mówię, zajmuję się na poziomie bardzo podstawowym. Są to kwestie związane np. z modyfikowaniem i filtrowaniem roztworów osmotycznych. Jednak większość stosowanych przeze mnie rozwiązań ma duży potencjał aplikacyjny. Dlatego cieszę się, że u nas w instytucie współpracuję w zespole z osobami, które bardzo chcą wyjść z tymi rozwiązaniami do przemysłu. Przygotowujemy więc co jakiś czas wnioski projektowe o finasowanie w ramach wspólnych przedsięwzięć z różnymi firmami. Obecnie w ocenie jest kilka projektów, których efektem ma być właśnie wdrożenie rozwiązań opracowanych w ramach badań naszego zespołu, takich jak np. metoda otrzymywania chipsów owocowych. Przy badaniach ważne jest też, żeby korzystać z doświadczeń innych zespołów naukowych, także tych zagranicznych. Staże zagraniczne są bardzo cennym doświadczeniem, bo dzięki nim można przyjrzeć się nowym metodom, które nie są stosowane w Polsce. W zeszłym roku udało mi się polecieć do Nowej Zelandii, a w planie jest jeszcze staż w Kanadzie.

Jak doświadczenia z Nowej Zelandii pomogły wzbogacić Pani doktorat?

Tam również zajmowałam się suszeniem, ale koncentrowałam się na suszeniu rozpyłowym. Starałam się więc rozwinąć temat mojego doktoratu o możliwość zagospodarowania roztworów osmotycznych. Obecnie traktuję je jako element uboczny, a po zakończeniu procesu już jako odpad, natomiast tam zajmowałam się suszeniem takich roztworów, dzięki czemu można było uzyskać proszek, który mógłby być dalej wykorzystywany np. do przygotowywania koktajli. Trafiłam tam na bardzo prestiżową uczelnię, czyli University of Auckland, do zespołu naukowców będących w światowej czołówce w tym zakresie. Zrobiłam więc badania, a później utknęłam w Nowej Zelandii z powodu pandemii.

Na jak długo pandemia uziemiła Panią na drugim końcu świata?

Planowo miałam zostać w Nowej Zelandii przez miesiąc, a nieplanowo zostałam prawie 2 miesiące. Tam wówczas wprowadzono lockdown, ale okazał się on całkiem sympatyczny. W Nowej Zelandii bardzo zwraca się uwagę na to, aby dużo czasu spędzać na świeżym powietrzu. Posłuchałam więc zaleceń i dbając o dostęp do świeżego powietrza, bardzo dużo zwiedziłam, oczywiście z zachowaniem dystansu społecznego. Podróżowałam po wszystkich parkach, pięknym wybrzeżu i samym Auckland, które jest bardzo malownicze. Są tam zarówno kratery wulkaniczne, jak i piękne plaże przy oceanie. Staż w Nowej Zelandii odbywałam w ramach programu PROM. Teraz czekamy, aż przyjadą do nas osoby z Nowej Zelandii w ramach tego samego programu.

Klaudia Masztalerz, doktorantka UPWr, na stażu w Nowej Zelandii
Z powodu pandemii Klaudia Masztalerz utknęła w Nowej Zelandii na dodatkowy miesiąc. Dzięki temu – dbając o dostęp do świeżego powietrza – bardzo dużo zwiedziła
fot. archiwum prywatne

W planach jest jeszcze staż w Kanadzie. Czy już wiadomo, kiedy uda się wyjechać?

Te plany odwlekły się na nieokreśloną przyszłość. Ale udało mi się już dotrzeć do profesorów z McGill University w Montrealu, którzy są uważani za guru suszarnictwa. Czekam więc na dogodny moment, bo jednak wyjazd na staż z perspektywą kwarantanny nie ma większego sensu. Bardzo mi zależy na tym, by wyjeżdżać, bo to zawsze otwiera nowe perspektywy. Jeszcze w trakcie studiów inżynierskich wyjechałam na staż do Hiszpanii i tam działałam przez miesiąc w jednym z instytutów. Będąc cały czas w jednym miejscu, łatwo popaść w rutynę, iść ciągle w tym samym kierunku i nie dostrzegać innych możliwości. Wyjeżdżając i rozmawiając z ludźmi, którzy mają inne doświadczenia, można dostrzec, że do różnych problemów da się podejść w inny, niesztampowy sposób. Uważam, że wyjazdy są bardzo potrzebne, aby móc rozwijać się naukowo i wychodzić poza schematy. Moją motywacją jest więc to, aby w miarę możliwości wyjeżdżać i wracać tutaj z nową wiedzą.

Czy łatwo jest być naukowcem w Polsce, szczególnie tak młodym, który dopiero wchodzi w ten świat?

Dużo tu zależy od tego, na jakiego trafi się promotora i zespół. Ważne jest, by znaleźć się w otoczeniu, gdzie jest się nie tylko siłą robocza, ale ma się też przestrzeń do ukierunkowywania swoich badań. Miałam szczęście trafić do zespołu, w którym mam taką możliwość.

Co po doktoracie?

Chciałabym kontynuować na uczelni badania, które obecnie prowadzę i nie ukrywam, że docelowo zależałoby mi na przeskalowaniu tego, czym się zajmuję, czyli dojść do skomercjalizowania swoich pomysłów. Nie widzę siebie na zawsze zamkniętej w laboratorium i robieniu badań w zakresie podstawowym, które nie miałyby potencjału aplikacyjnego. Inaczej się pracuje ze świadomością, że na końcu można te rozwiązania zastosować w praktyce. Po doktoracie chciałabym zostać na uczelni. Ale czy się uda? Czas pokaże.

Już teraz angażuje się Pani w pracę na uczelni w Samorządzie Doktorantów. Co do tej pory udało się Wam osiągnąć?

Staramy się być pierwszą pomocą dla doktorantów, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę na tej drodze. W pierwszym roku mojej działalności w samorządzie wyszliśmy z inicjatywą, aby organizować Dzień Doktoranta. Mamy już za sobą trzy edycje tego wydarzenia i staramy się, aby był to częściowo taki dzień wstępny, który pomoże poznać poczatkującym doktorantom, jakie mają prawa, obowiązki i możliwości. W ramach tego dnia organizujemy także moduły szkoleniowe z kompetencji miękkich, wystąpień publicznych, czy z pozyskiwania finansowania. Do tego dochodzą różne szkolenia merytoryczne. W zeszłym roku po raz pierwszy Dzień Doktoranta odbył się w całości po angielsku, ponieważ w ramach Szkoły Doktorskiej UPWr mamy studentów zagranicznych. Poza tym staramy się organizować także inne szkolenia, na przykład z komercjalizacji wyników badań. Mieliśmy też wyjazd ze zwiedzaniem reaktora Maria – jedynego w Polsce czynnego reaktora jądrowego w Otwocku pod Warszawą.

suszone-owoce.jpg
fot. Shutterstock

W jaki sposób oprócz tego pomagacie doktorantom w ich naukowej codzienności?

Zajmujemy się przeróżnymi problemami, z jakimi się do nas zwracają. Jesteśmy też w stałym kontakcie z rektorem. Dużym sukcesem jest to, że co roku udawało nam się zdobywać podwyżkę stypendiów, czy w tym roku wyrównać stypendium podstawowe dla doktorantów w szkole doktorskiej i na studiach doktoranckich. Do samorządu zwykle trafiają osoby, którym dużo się chce. Cały czas jest nowa energia i duży potencjał do działania, co pozwala nam realizować nawet najbardziej szalone pomysły.

Jak pracuje się w czasie pandemii?

Paradoksalnie uważam, że dużo lepiej. Zajęcia prowadzone zdalnie – wbrew pozorom – zajmują znacznie mniej czasu. Jeśli chodzi o dostęp do materiałów, nie odczułam żadnych problemów, ale wiem, że zdarzają się takie w innych dyscyplinach, bo na przykład wstrzymane były dostawy, a to sprawiało problemy z prowadzeniem badań. Jedynym moim problemem było więc to, że utknęłam w Nowej Zelandii i nie udało mi się wyjechać do Kanady. Badawczo nie mam jednak na co narzekać, bo ostatni rok był dla mnie bardzo intensywny.

rozmawiała Anna Smycz-Michalak

Zobacz również:

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg