eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Dziekanat – wczoraj i dziś

Wiele osób, słysząc słowo dziekanat widzi oczami wyobraźni kilometrowe kolejki i naburmuszonych pracowników. 50 lat temu może i tak bywało, ale te krzywdzące stereotypy, które się utarły, już dawno nie są aktualne. Beata Małyska-Strzała, Monika Sentorek, Karolina Sendor, Alina Szczepaniak i Agnieszka Siedlecka-Baniak z dziekanatu Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt mówią o tym, jak jest dziś.

Dziekanat – czy służy tylko studentom?

Praca w dziekanacie to nie tylko załatwianie” spraw studenckich. Tak naprawdę dziekanat stanowi rodzaj aparatu pomocniczego dziekana, a osoby w nim pracujące zajmują się całą gamą różnych spraw. Oprócz procesu obsługi studentów zapewniają także obsługę m.in. nauczycieli akademickich, dziekanów i przewodniczących rad dyscyplin. Prowadzą też sprawy związane z uroczystościami wydziałowymi, archiwizują dokumenty, współpracują z różnymi jednostkami uczelni, np. z Centrum Spraw Studenckich czy z Biurem Rekrutacji, przygotowują proces dyplomowania, obsługują uczelniane systemy informatyczne, czy uczestniczą w opiniowaniu projektów wewnętrznych aktów prawnych.

– Tak naprawdę łatwiej wymienić to, czego nie robimy – żartobliwie podkreśla Beata Małyska-Strzała, kierowniczka dziekanatu Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt, dodając że dziekanaty czynnie uczestniczą też w procesach awansowych nauczycieli akademickich, prowadząc postępowania w sprawie nadania stopnia doktora czy doktora habilitowanego, o czym studenci często nie wiedzą.

Stereotyp do lamusa 

Stereotyp „wrednej pani z dziekanatu” Monika Sentorek pracująca w dziekanacie WBiHZ określa jako relikt z czasów, gdy uczelnie funkcjonowały na innych zasadach. Podkreśla, że relacje profesor-student czy dziekanat-student różniły się znacząco od tego, jak jest dziś. Były bardziej formalne i odległe.

– Z pokolenia na pokolenie słyszało się koszmarne opowieści i studenci od tamtej pory wciąż roztaczają wizję dziekanatu, jako bariery nie do przeskoczenia. Trudno im się dziwić, więc wybaczamy... w końcu jesteśmy prostudenccy – mówi pół żartem Monika Sentorek.

– Podobno gorszy od pani z dziekanatu jest tylko urząd skarbowy... – śmieje się Beata Małyska-Strzała. Zaś Karolina Sendor dodaje, że wraz z koleżankami dokładają wszelkich starań, by przełamać stereotyp „wrednej pani z dziekanatu”, który według niej zakłada, że osoby pracujące w dziekanacie nic nie robią, tylko piją kawę, układają pasjansa, a do tego są niemiłe. – Zdajemy sobie sprawę, że tak może nas ktoś sobie wyobrazić, ale raczej śmiejemy się z tego typu myślenia. Z czasów własnych studiów „swoją” panią z dziekanatu wspominam bardzo miło, dlatego kiedy rozpoczęłam pracę na uczelni, to postanowiłam, że pod żadnym pozorem nie będę powielać stereotypu. W końcu też kiedyś byłam po drugiej stronie drzwi – podkreśla Karolina Sendor.

Beata Małyska-Strzała
Beata Małyska-Strzała, kierowniczka dziekanatu Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt
fot. Tomasz Lewandowski

Według Aliny Szczepaniak, referentki dziekanatu WBiHZ, to na kogo trafi się w dziekanacie, sprowadza się do indywidualnych cech człowieka tam pracującego. – To nie oznacza, że nie mamy prawa się czymś zezłościć, że sama się nigdy nie denerwuję. Niemniej jednak, wszystkie komentarze i ewentualne rozdrażnienie zawsze zachowuję dla siebie albo dzielę nimi z koleżankami z pracy podczas „dziekanatowej superwizji” – podsumowuje Alina Szczepaniak.

Student też człowiek

Istnieje przeświadczenie, że dla osób pracujących na uniwersytecie, w tym w dziekanacie, student jest tylko bezimiennym numerem albumu. W końcu przez lata tylu z nich przewija się przez mury uczelni. Jak się okazuje, nic bardziej mylnego, bo panie z dziekanatu mają dobrą pamięć. Jedną z osób, która w szczególności zapamiętały, była na przykład studentka biologii, która pomimo niepełnosprawności ruchowej dążyła do tego, by codziennie uczestniczyć w zajęciach, osiągając przy tym niesamowite wyniki w nauce.

– Zapadła nam w pamięć dzięki swojej umiejętności dążenia do celu. Ale i dlatego, że byłyśmy razem z ówczesną panią prodziekan zaprzyjaźnione z jej rodzicami, którzy pomagali jej w docieraniu na uczelnię, do sal ćwiczeniowych i wykładowych. Z wielkim podziwem obserwowałyśmy, jak zalicza kolejne semestry studiów, niejednokrotnie przed rozpoczęciem sesji, z uwagi na zaplanowane wcześniej pobyty w szpitalu – wspomina kierowniczka dziekanatu. 

Ale w pamięć zapadają nie tylko utalentowani akademicko studenci. Jak mówi Monika, wraz ze współpracowniczkami pamięta najbardziej studentów, którzy niekoniecznie świetnie zdawali sesje, ale posiadali wyjątkowe cechy charakteru, takie jak otwartość, serdeczność czy duża wrażliwość na sprawy innych. – Zdarza mi się czasem spotkać kogoś takiego nawet po dziesięciu latach i nigdy się nie zastanawiam, „skąd ja go znam"? – śmieje się Monika Sentorek.

Najczęściej jednak w pamięci zapisują się starości roku, ponieważ są łącznikami studentów z dziekanatem. – Relacje nas łączące są oparte na życzliwości i wzajemnym szacunku. Gdyby nie ich zaangażowanie i dodatkowa praca, ciężko byłoby nam dotrzeć do wszystkich studentów. Niestety teraz w czasach pandemii bywa tak, że często nie znamy dobrze studentów ze względu na ograniczony kontakt, niejednokrotnie tylko mailowy – przyznaje Karolina Sendor.

W administracji potrafi być zabawnie

Jak w większości miejsc pracy, pracownicy dziekanatu mają mnóstwo obowiązków, ale i też sporo okazji do śmiechu. Okazuje się, że w administracji potrafi być całkiem zabawnie. Spytane o anegdoty dotyczące pracy w dziekanacie, rozmówczynie miały ich mnóstwo. 

 – Papierowe wersje indeksów nagminnie zjadane bywały przez psy. Biedne zwierzęta pochłaniały tony papierowych dokumentów. Większość z nich prawdopodobnie trafiała potem w ręce naszych lekarzy weterynarii z klinik… Psy oczywiście, bo  nie dokumenty. Byli też studenci pukający w drzwi do toalety, pytający, czy możemy się pospieszyć i przeróżne telefony, czy to od hodowców dzwoniących po poradę, czy też osób szukających odpowiedzi na różne pytania związane z przyrodą – wymienia Beata Małyska-Strzała, wspominając, że równie często, co pies zjadający indeks, wymówką bywała śmierć w rodzinie, zwłaszcza jeśli w grę wchodziły negocjacje dotyczące przedłużenia terminu sesji. – Oj tak, zdarzały się sytuacje, że studenci, by się wytłumaczyć, kilkukrotnie uśmiercali tego samego członka rodziny – dodaje Karolina Sendor.

Dziekanat WBiHZ
Pracownicy dziekanatu od lewej: Agnieszka Siedlecka-Baniak, Karolina Sendor, Alina Szczepaniak, Monika Sentorek, Krzysztof Łukaszewicz i Beata Małyska-Strzała
fot. Tomasz Lewandowski

Jedna z ciekawszych anegdot, którą wspominają rozmówczynie, opowida o telefonie od osoby zainteresowanej... wypożyczeniem „mobilnego stada owiec”. Ponoć pani ta poprosiła, aby dziekanat załadował owce na przyczepę i przywiózł je do niej na pole, bo nie miała czasu na skoszenie łąki i pomyślała, że owce mogłyby jej w tym pomóc. – Pomysł dobry, ale gorzej było z jego wykonaniem, bo nie wiedziałyśmy, jak te owce załadować na przyczepę. I skąd ją wziąć – śmieje się szefowa dziekanatu Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt.

Na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu studiuje też wielu zagranicznych studentów. Nie tylko z Europy, ale i z innych kontynentów. A jak wiadomo, różnice kulturowe często potrafią doprowadzić do zabawnych sytuacji. – Z uśmiechem wspominamy zgłoszenia dotyczące pewnego studenta z Indii, który po akademiku chodził nago, albo studenta z Egiptu, który odmawiał sprzątania w pokoju, bo… mówił, że w jego kraju mężczyźni nie sprzątają – przypomina sobie Agnieszka Siedlecka-Baniak.

Dobra rada nie jest zła

Na koniec kilka rad – prosto od pań z dziekanatu. Warto sprawdzać informacje publikowane na stronach uczelni i czytać obowiązujące regulaminy i ogłoszenia. Czasami wystarczy zajrzeć na stronę wydziałową, by rozwiązać swój problem bez konieczności stania w kolejce. 

Jeśli zajdzie potrzeba złożenia wniosku, najpierw najlepiej sprawdzić, do kogo powinien zostać skierowany i zachować drogę służbową w załatwianiu spraw. Podanie kieruje się najpierw do władz wydziału. Wnioski wysłane prosto do rektora i tak będą dekretowane do dziekanatu, co tylko wydłuży czas procedowania sprawy. 

Warto też przychodzić w godzinach przyjęć i być przede wszystkim dla siebie nawzajem miłym. Niekoniecznie przyspieszy to załatwianą sprawę, ale na pewno będzie wszystkim przyjemniej. I najlepiej być prawdomównym. – Mamy specjalny radar, który na kilometr wyczuwa kłamstwo! – podkreśla z uśmiechem Beata Małyska-Strzała. 

is

Zobacz również:

Powrót
01.03.2022
Głos Uczelni
rozmowy
studenci

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg