eu_green_logo_szare.png

Aktualności

W hołdzie profesorom lwowskim

15 listopada 1945 roku prof. Kazimierz Idaszewski wygłosił wykład inaugurujący rok akademicki 1945/1946 na Uniwersytecie i Politechnice Wrocławskiej, tworzonej przez ocalałych z wojny profesorów lwowskich. Tego dnia obchodzimy święto nauki wrocławskiej.

Grupa Naukowo-Kulturalna, która miała za zadanie utworzenie polskich uczelni w niemieckich murach miasta, które do niedawna nosiło nazwę Breslau, przyjechała do Wrocławia 9 maja. Na jej czele stał botanik prof. Stanisław Kulczyński, który w 1936 roku został rektorem Uniwersytetu Lwowskiego. Najmłodszy rektor w przedwojennej Polsce – obejmując funkcję miał 41 lat – jako jedyny sprzeciwił żądaniom środowisk Narodowej Demokracji i wszechpolaków, domagających się wprowadzenia na polskich uczelniach numerus clausus i stosujących zasady getta ławkowego wobec żydowskich studentów. W dwóch latach rektorowania Kulczyńskiego, rok był czasem ostrego konfliktu z antysemickimi bojówkami.

snw_2019-1
Pomnik upamiętniający profesorów lwowskich został odsłonięty w 1964 roku
fot. Tomasz Lewandowski

Dwa lata po wprowadzeniu w III Rzeszy Adolfa Hitlera ustaw norymberskich we Lwowie, w największej sali uniwersytetu Collegium Maximum odbył się wiec akademicki w sprawie odżydzenia kultury polskiej – jak informował „Wszechpolak”. Na wiecu byli rektor Kulczyński, prezesi kół Młodzieży Wszechpolskiej i wszystkich lwowskich Bratnich Pomocy. „Referat zasadniczy o konieczności odsunięcia Żydów od wpływów na kulturę polską wygłosił p. Witold Nowosad. Referent posługiwał się obfitym i starannie przygotowanym materiałem cyfrowym, z którego wynikało, że Żydzi jako nauczyciele - poloniści i historycy mają dostęp do 60 tysięcy polskiej młodzieży szkół średnich. (...) Nie potrafią oni nauczyć młodzieży polskiej posługiwania się wolnością, ani podlegania powadze słusznej sprawie. Nie mogą uczyć literatury, bo nie rozumieją ani Mickiewicza, ani Kasprowicza, ani Reymonta. Nie mogą uczyć historii, bo ją fałszują”.

Anonimowy autor nie napisał, jaka była reakcja rektora Kulczyńskiego na wystąpienie Nowosada. W gruncie rzeczy był to dopiero początek walki, w której narodowcy nie wahali się sięgać po przemoc. Pobicia studentów żydowskich stały się we Lwowie codziennością. Bojówkarze nie mieli oporów, by przerywać wykłady akademików żydowskiego pochodzenia – zajęcia dr. Zdzisława Stahla kiedy tylko usiadł za katedrą, obrzucono jajami.

„Z walką moich rodziców przeciwko faszyzującemu Obozowi Narodowo-Radykalnemu łączy się fakt, że w wieku lat sześciu stałem się dzieckiem znanym na całym świecie. Moja popularność spowodowała przesłanie na nasz adres olbrzymiej ilości kart pocztowych z całego świata z pozdrowieniami dla małego Jasia” – pisał Jan Kulczyński, syn rektora, który owe kartki dostał po manifestacji bojówek narodowych przed domem profesorskim przy Supińskiego, gdzie mieszkali Kulczyńscy. „Tak się złożyło, że tej nocy miałem wysoką gorączkę. Moja rozwścieczona wrzaskami demonstrantów mama napisała List otwarty do matek świata, w którym wytykała im, że wychowują synów na faszystów straszących chore dzieci. Chore dzieci, czyli mnie, małego Jasia. List został rozpowszechniony na całym świecie przez Polską Agencję Telegraficzną i wywołał wspomnianą lawinę listów wyrażających solidarność z Jasiem”.

snw_2019-4
Hołd zamordowanym złożyli prorektor Adam Szewczuk i rektor Tadeusz Trziszka
fot. Tomasz Lewandowski

Stanisław Kulczyński zrezygnował z funkcji rektora w 1938 roku. Endecja triumfowała. Na czele Uniwersytetu Lwowskiego stanął prorektor Longchamps, który natychmiast wydał rozporządzenie wprowadzające getto. Kolejnym krokiem, jakie w planach mieli polscy antysemici, było numerus nullus – usunięcie Żydów z wyższych uczelni. Taki postulat sformułowano rok przed wybuchem wojny, w której zginęło ok. 3 milionów polskich Żydów. Profesor Kulczyński tę wojnę przeżył. 10 maja 1945 roku przyjechał do Wrocławia, by od zera budować w niemieckim mieście polską naukę. Razem z nim przyjechali ci, którzy zdołali uniknąć rzezi na Wzgórzach Wuleckich, kiedy w nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku Niemcy zamordowali profesorów lwowskich na czele z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim i Romanem Longchamps de Berier, ostatnim rektorem Uniwersytetu Lwowskiego.

W maju 1940 roku Hans Frank, gubernator stojący na czele okupowanej Generalnej Guberni, mówił na zamkniętej naradzie, w której uczestniczyli oficerowie SS i policji: „Nie da się opisać, ileśmy mieli zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę załatwili na miejscu, miałaby ona całkiem inny przebieg. Proszę więc Panów usilnie, by nie kierowali już Panowie nikogo więcej do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz podejmowali likwidację na miejscu lub wyznaczali zgodną z przepisami karę. Każdy inny sposób postępowania stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj całkiem innymi metodami i musimy je stosować nadal”. Te słowa odnosiły się do akcji aresztowań krakowskich profesorów, których z więzienia na Montelupich wywieziono do obozów koncentracyjnych, m.in. do Sachsenhausen. Sonderaktion Krakau przeprowadzono 6 listopada 1939 roku – 184 profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej zaproszono na zebranie, które miało się odbyć w Collegium Novum w samo południe. Bruno Müller, SS- Obersturmbannführer, prawnik i szef Einsetzkommando 2/l, zwrócił się do zebranych: „Tutejszy uniwersytet rozpoczął rok akademicki bez wcześniejszego uzyskania zgody władz niemieckich. Jest to wyraz złej woli. Ponadto jest powszechnie wiadomo, że nauczyciele zawsze byli wrogo nastawieni do niemieckiej nauki. W związku z tym, wszyscy, poza trzema obecnymi kobietami (!), zostaną wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Jakakolwiek dyskusja a nawet wypowiedzi na ten temat są wykluczone. Kto odważy się na opór wobec wykonania mojego rozkazu, zostanie zastrzelony”.

bartel
Kazimierz Bartel został zamordowany 26 lipca 1941 roku,
trzy tygodnie po kaźni na Wzgórzach Wuleckich
fot. Wikimedia

Do tej groźby próbował się odnieść profesor Stanisław Estreicher, ale nie dopuszczono go do głosu. Rektora Lehra-Spławińskiego uciszono stwierdzeniem, że będzie aresztowany jako pierwszy. Aresztowanych traktowano obcesowo: popychano, potrącano kolbami karabinów, niektórych bito.

We Lwowie zrobiono inaczej. Niemcy nie zorganizowali żadnego zebrania, nie rozesłano żadnych zawiadomień ani zaproszeń pod pozorem prowadzenia rozmów z akademicką elitą miasta, do którego wkroczyli 30 czerwca 1941 roku. Ostrzeżenie Hansa Franka nie przeszło bez echa. SS i gestapo do kolejnej odsłony akcji mordowania polskiej inteligencji tym razem było przygotowane inaczej. Einsatzkommando, wśród nich jedno pod dowództwem SS-Brigadenführera dr. Eberharda Schoengartha, 2 lipca aresztowało byłego premiera Polski, prof. Kazimierza Bartla. Z mieszkania wyrzucono jego żonę i córkę, którym pozwolono zabrać ze sobą tylko osobiste rzeczy. W willi Bartlów było wiele cennych antyków, obrazów i bibelotów, o biżuterii nie wspominając. Stały się one łupem tych, którzy wiedzieli, że okradani przez nich ludzi, zostaną zamordowani. To aresztowanie było wstępem do prawdziwego dramatu – nocą z 3 na 4 lipca między godziną 22 a 2 kilka oddziałów złożonych z członków SS, policji i polowej żandarmerii pod dowództwem oficerów SS rozjechało się po mieście i przeprowadziło aresztowania profesorów wyższych uczelni. Poza profesorami zabierano wszystkich obecnych w mieszkaniach mężczyzn powyżej 18 roku życia. W pośpiechu, wrzasku, przeprowadzano powierzchowną rewizję, rabując przy okazji złoto, dewizy, wartościowe przedmioty wartościowe, czy nawet maszynę do pisania. Aresztowanych przewieziono do więzienia, a nad ranem przewieziono na Wzgórza Wuleckiego mordując strzałami z karabinów nad wykopanym wcześniej dołem. W czwórkach.

snw_2019-2
Hołd profesorom lwowskim składają też studenci wrocławskich uczelni
fot. Tomasz Lewandowski

Niemcom wydawało się, że ich zbrodnia przejdzie niezauważona. Nie przypuszczali, że byli świadkowie, których obudził hałas i którzy zza firanek, tak, by nikt ich nie dostrzegł, przez lornetki, śledzili to, co się działo na miejscu kaźni. Jednym z nich był inżynier Karol Cieszkowski, który zostawił taki opis tamtych tragicznych wydarzeń: „[...] Nocą z 3 na 4 lipca około godziny 22 usłyszałem gwałtowne dobijanie się do sąsiedniej kamienicy, tj. przy ul. Nabielaka 53c, gdzie mieszkał prof. Witkiewicz. Gdy nikt nie otwierał dobijającym się, ci strzelili, jak się później dowiedziałem w zamek bramy. Niebawem około godziny 0.30 przyszli Niemcy do naszej kamienicy i zabrali mieszkającego w parterze prof. Stożka z dwoma synami. Czy ich zabierali autem, czy pieszo, tego nie wiem. Przez dalszą część nocy nie spałem, ponieważ byłem silnie podenerwowany. O 4 nad ranem, a godzinę tę dokładnie pamiętam, ponieważ właśnie liczyłem sobie tętno przy pomocy fosforyzującego zegarka, usłyszałem strzały od strony Wzgórza Wuleckiego. Szarzało wówczas i zaczynało być widno. Na krawędzi Wzgórza Wuleckiego dobrze widocznego z okna mego narożnego pokoju, najbardziej wysuniętego na północ, ujrzałem kilkadziesiąt cywilnych osób stojących w jednym rzędzie, a nieco dalej od nich na prawo i lewo stali bardzo szykownie, powiedziałbym elegancko ubrani oficerowie niemieccy z rewolwerami w ręku. Nie liczyłem tych cywilnych osób, ale oceniłem je na około 40-50 osób.

boy-zelenski
Na Wzgórzach Wuleckich zginął też
Tadeusz Boy-Żeleński
fot. Wikimedia

Mniej więcej w połowie zbocza zobaczyłem nad wykopaną jamą cztery cywilne osoby zwrócone twarzą do zbocza, a plecami do mnie. Za plecami tych osób stali czterej niemieccy żołnierze z karabinkami w ręku, a obok nich oficer. Zapewne na słowną komendę tego oficera żołnierze równocześnie strzelili i wszystkie cztery osoby wpadły do jamy. Wówczas sprowadzono z góry ścieżką nowe cztery osoby i cała scena dokładnie się powtórzyła. Trwało tak do końca, aż wszystkie osoby cywilne zostały sprowadzone nad jamę i zastrzelone. Ostatnią osobą rozstrzelaną była kobieta w długiej czarnej sukni. Schodziła ona sama, słaniając się. Gdy przyprowadzono ją nad jamę pełną trupów zachwiała się, ale oficer podtrzymał ją, żołnierz strzelił i wpadła ona do jamy. Jeśli chodzi o szczegóły tej egzekucji, to rozpoznałem niektóre osoby bardzo dokładnie. Nie tylko rozpoznałem je, bo patrzyłem przez lornetkę, ale niektóre osoby doskonale znałem i rozpoznawałem je nawet gołym okiem po ubraniach, charakterystycznych ruchach itp. Z całą pewnością rozpoznałem prof. Stożka. Stanął on nad jamą w owej charakterystycznej pozie z rękami założonymi w tył. Rozpoznałem obu synów prof. Stożka, z którymi się przyjaźniłem, profesorów: Łomnickiego, Pilata i Witkiewicza. Nie widziałem lub nie rozpoznałem profesorów Weigla i Krukowskiego. Zaznaczam jednak, że egzekucji pierwszych osób nie widziałem, bo dopiero po pierwszych strzałach podszedłem do okna. Również nie widziałem więcej kobiet poza tą jedną na samym końcu rozstrzelaną.

Doskonale pamiętam, że jedna z czwórek skazańców schodziła nad jamę niosąc zemdlonego. Inna czwórka bardzo wolno schodziła, bo jeden ze skazańców mocno utykał. Przypuszczam, że to był prof. Bartel, ale nie rozpoznałem go. Pamiętam, że gdy jedna z czwórek stanęła nad jamą już tyłem do żołnierzy, wówczas jeden ze skazańców obrócił się ku żołnierzom, i trzymając kapelusz w ręku (wszyscy skazańcy zdejmowali, zapewne na rozkaz) zaczął coś mówić, żywo gestykulując. Na to oficer, stojący z boku zrobił gest ręką, by on się odwrócił, co ten też uczynił, a wówczas żołnierze strzelili. Z innych szczegółów zapamiętałem, że jeden ze skazańców na sekundę przed wystrzałem padł do jamy (przypuszczam, że zrobił on to celowo, by się ratować) i zaraz po wystrzale wyskoczył z jamy, ale żołnierz strzelił, ten się zachwiał i wpadł do jamy. Jama była wykopana w kształcie prostokąta przedzielonego w poprzek nieprzekopanym pomostem, wobec czego skazaniec na nim stojący wpadając po strzale czy to w przód, czy też w tył, zawsze wpadał do jamy. Raz tylko się zdarzyło, że jeden z synów prof. Stożka, stojący na pomoście nad jamą, na kraju czwórki padł po strzale nie do jamy, lecz poza nią i wówczas żołnierze ściągnęli go do jamy.

Po zakończeniu egzekucji, koło jamy pozostał pluton egzekucyjny z oficerem. Żołnierze zdjęli płaszcze, zakasali rękawy, wzięli łopaty do rąk i zaczęli zasypywać jamę. Robili to początkowo bardzo ostrożnie, ponieważ ziemia dookoła była silnie zbryzgana krwią, którą widziałem w postaci dużych czerwonych plam. Żołnierze od czasu do czasu przerywali pracę, przysłuchiwali się oficerowi, który im coś opowiadał, jakby wyjaśniał. Całą egzekucję obserwował z mego pokoju ojciec, moja siostra i współlokatorka. Wszyscy ci zeszli się do mego pokoju, ponieważ był on najbardziej wysunięty ku północy, a więc ku Wzgórzu Wuleckiemu. Ojciec obserwujący egzekucję nie odezwał się cały czas ani słowem i nigdy potem ze mną na ten temat nie rozmawiał. Natomiast sublokatorka i siostra moja rozpoznawały poszczególne osoby i gdy np. sprowadzano nad jamę synów Stożka, krzyknęły: »O! Prowadzą Mulka«.

snw_2019-3
Rektorzy i prorektorzy wrocławskich uczelni
fot. Tomasz Lewandowski

W rok później stosunkowo głośno było o tym, że profesorowie zostali zabici i pogrzebani na Wzgórzu Wuleckim. Po obserwacji z mego okna, że nikt nie pilnuje grobu, udałem się następnego wieczora po egzekucji na miejsce rozstrzelania i zauważyłem świeży grób. Zwróciło moją uwagę, że pasące się obok bydło stawało nad grobem i długo węszyło. Grób był płaski, a gdy poszedłem ponownie nad niego po kilku tygodniach, rósł na nim bujnie oset, zapewne zasiany przez żołnierzy. Jeśli idzie o sprawę wykopania trupów profesorów z grobu w r. 1943, nie znam bliżej tej sprawy, ponieważ na krótko przed tym zostałem wraz z rodziną wysiedlony przez Niemców z kamienicy przy ul. Nabielaka, mimo że nikt tam potem już się nie sprowadził i mieszkanie stało puste”.

Cieszkowski nie wiedział, że Kazimierz Bartel został zamordowany 26 lipca 1941 roku…

Ci, którzy zdołali uniknąć lipcowej kaźni, których nie zamordowali Niemcy, ani nie wywieźli do Kazachstanu Rosjanie, wiosną 1945 roku, kiedy III Rzesza chyliła się ku upadkowi, wiedzieli, że Lwów nie będzie już polski. Decyzja o tym, by jechać do Wrocławia i tu, na zgliszczach Festung Breslau, nie tylko budować zręby polskiej nauki, ale też ocalić dziedzictwo tej niemieckiej, zapadła w Krakowie w kwietniu. Pierwsza Grupa Naukowo-Kulturalna składała się kilkunastu profesorów, lekarzy i muzealników, księdza i pastora oraz kilku przyszłych pracowników administracyjnych. Jednocześnie w Krakowie delegatura Grupy organizowała kolejne transporty przyszłych pracowników i studentów wrocławskich uczelni. W krakowskim „Dzienniku Polskim”, zamieszczono nawet apel wzywający do wyjazdu do Wrocławia architektów i urzędników administracyjnych.

W pierwszych dniach po przyjeździe do Wrocławia Grupa Naukowo-Kulturalna zajęła kamienice przy ulicy Poniatowskiego 25 i 27. Pierwszymi działaniami miała być tak inwentaryzacja ocalałego majątku, zbiorów muzealnych i bibliotecznych, jak i ich zabezpieczenia. Niezbędne, czego najdobitniejszym dowodem był pożar, jaki wybuchł w z 10 na 11 maja w budynkach na Wyspie Piaskowej, gdzie zgromadzone były cenne zbiory Instytutu Wschodniego.

Prace porządkowe i remontowe ruszyły 16 maja. Antoni Knot wraz zespołem miał za zadanie zabezpieczyć majątek uczelni – odnaleziono niemieckie plany zawierające położenie zabezpieczonych zbiorów bibliotecznych, zabytków i aparatury. Ale w mieście panował chaos, wciąż było  słychać strzały, pojawiali się szabrownicy, a rosyjscy żołnierze też nie stronili od grabieży. Stanisław Kulczyński te pierwsze dni we Wrocławiu pisywał tak: „Dotychczas stosunki w mieście przypominały raczej front bojowy niż miasto. Bezpieczeństwo przypominało Meksyk, a życie Klondike. Mimo to zebraliśmy wiele informacji i zabezpieczyliśmy jako tako niektóre obiekty”. O wizytacji w Ogrodzie Botanicznym pisał zaś tak: „Podchodzimy do gmachu instytutów botanicznych. Czuję lekki ucisk koło serca, gdyż to mój przyszły warsztat pracy naukowej, który ma zastąpić utracony zakład we Lwowie. (....) W ogrodzie botanicznym zastajemy porzucone i rozbite bombami stanowiska artylerii. Wszystkie szklarnie, wszystkie budynki administracyjne i mieszkalne leżą w gruzach. Roślinność szklarniowa wymarzła. Ze zbiorów gruntowych ocalały częściowo drzewa i krzewy, natomiast ze zbioru bylin nie pozostało prawie nic. Alpinarium Goepperta zbudowane w formie modelu wałbrzyskiego zagłębia węglowego – zdemolowane (wybrano zeń w czasie oblężenia węgiel). W północnej części ogrodu zachował się natomiast piękny i znany w literaturze okaz pnia Dadoxylon. Urządzenia wodne, a więc wodociągi i połączenia podziemne z Odrą, służące do regulowania stanu wody w stawie ogrodowym – zniszczone pod wpływem uderzeń bombowych i wyrw powstałych w zbombardowanym gruncie”.

24 sierpnia wydano zarządzenie o przekształceniu Uniwersytetu Wrocławskiego i Politechniki Wrocławskiej na polskie państwowe szkoły akademickie. Pięć dni później, 29 sierpnia Bolesław Bierut, przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, podczas zwiedzania wrocławskich klinik, poprosił prof. Ludwika Hirszfelda, wybitnego  immunologa i mikrobiologa, by wygłosił pierwszy wykład akademicki. Sławny naukowiec w klinice im. Roberta Kocha mówił o dokonaniach noblisty, odkrywcy bakterii wywołujących gruźlicę, cholerę i wąglika. 6 września Hirszfeld, który przeżył wojnę ukrywając się z żoną Hanną po aryjskiej stronie, wygłosił pierwszy oficjalny wykład na Wydziale Lekarskim – mówił studentom i członkom powołanej dopiero co Straży Akademickiej o nowych rozwiązaniach w bakteriologii. Ale pierwszy wykład inaugurujący we Wrocławiu nowy rok akademicki 1945/1946 wygłosił prof. Kazimierz Idaszewski – 15 listopada o godz. 9.30 w sali 305 na Politechnice. Wysłuchali go studenci IV Oddziału Elektrycznego Wydziału Mechaniczno-Elektrotechnicznego, a datę wybrano świadomie – 15 listopada 1877 r. we Lwowie ruszyła Cesarsko-Królewska Szkoła Politechniczna, poprzedniczka Politechniki Lwowskiej.

Co roku 15 listopada, na pamiątkę tamtego wykładu obchodzone jest Święto Nauki. Tego dnia wrocławscy profesorowie składają kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym ich starszych kolegów zamordowanych we Lwowie w 1941 roku – pomnik na skwerze Kazimierza Idaszewskiego powstał z pieniędzy pochodzących ze zbiórki społecznej. Odsłonięto go w 1964 roku. Wtedy był pomnikiem ofiar hitleryzmu, bo nie było mowy, by podczas uroczystości odsłonięcia padła nazwa „Lwów”. Podczas tamtej uroczystości na placu przy Politechnice Wrocławskiej byli nie tylko oficjele, przedstawiciele władz i uczelni, ale też ci, którzy do tego miasta przyjechali po wojnie z kresów wschodnich. Nie wszyscy obecni wiedzieli, że wszystkie wystąpienia zostały ocenzurowane. Wyrzucono z nich nie tylko miasto Uniwersytetu Jana Kazimierza, ale też i nazwiska profesorów tej uczelni.

Prof. Henryk Mierzecki, przewodniczący komitetu budowy pomnika, uprzedził o cenzurze prof. Stanisława Kulczyńskiego, byłego rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i pierwszego rektora Uniwersytetu Wrocławskiego po wojnie. I Kulczyński zdecydował, że to, czego nikt nie może powiedzieć głośno, powie on. Nikt wiceprzewodniczącego Rady Państwa, bo taką wtedy funkcję pełnił, cenzurować nie mógł. Podczas uroczystości mówił więc:

Pomnik nasz jest wizją sceny, jaka rozegrała się 4 lipca 1941 r. pod ścianą śmierci w piaskowni na Wólce we Lwowie. Jakkolwiek odległa jest ta chwila, pamiętam imiona i widzę oblicza kolegów moich i przyjaciół, którzy stanęli pod ścianą śmierci w piaskowni lwowskiej.

Pomnik nasz jest wizją sceny, jaka rozegrała się 4 lipca 1941 r. pod ścianą śmierci w piaskowni na Wólce we Lwowie. Jakkolwiek odległa jest ta chwila, pamiętam imiona i widzę oblicza kolegów moich i przyjaciół, którzy stanęli pod ścianą śmierci w piaskowni lwowskiej.

Pamiętam słowa i myśli, które łączyły mnie z nimi w jedno z najżywotniejszych środowisk naukowych w Polsce. Poznaję ich twarze i słyszę ich krzyk. Imieniem tych ludzi otwierałem 18 lat temu Uniwersytet i Politechnikę we Wrocławiu. Miałem ich mandat. Byłem jednym z nich. Widzę, jak osuwa się na kolana i wali w rów ostatni rektor lwowski Roman Longchamps i jego trzech synów (…). Nie pozostał po tych ludziach ani ślad, ani grób. Ostał się cień. Patrzcie i odkryjcie głowy – zobaczycie za chwilę ich cień na tle jasnych murów zbudowanej polskimi rękoma Politechniki”.

Katarzyna Kaczorowska

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg