eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Kosa 2016: Najpierw nauczyć, potem wymagać

Głosami studentów drugą edycję plebiscytu na największą kosę na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu wygrał dr hab. Andrzej Michalski z Katedry Matematyki Wydziału Inżynierii Kształtowania Środowiska i Geodezji.

Konkurencja była spora, ale zwycięzca może być tylko jeden. W plebiscycie, który ruszył po tegorocznej zimowej sesji egzaminacyjnej – kiedy w pamięci studentów rany i trudny jeszcze świeże – i który miał wyłowić najbardziej wymagającego i surowego egzaminatora na uczelni, bezkonkurencyjnym zwycięzcą został dr hab. nauk matematycznych Andrzej Michalski z Wydziału Inżynierii Kształtowania Środowiska i Geodezji. W rozmowie opowiada, dlaczego to obowiązek nauczyciela nie pobłażać studentom i jak wyglądały egzaminy u niego na studiach.

Na podium „KOSY 2016” znalazły się również dr Elżbieta Jagiełło z Instytutu Inżynierii Środowiska i prof. Barbara Kosowska z Katedry Genetyki (zwyciężczyni z roku ubiegłego).

dr hab. andrzej michalski katedra matematyki wydziału inżynierii kształtowania środowiska i geodezji uniwersytet przyrodniczy we wrocławiu upwr największa kosa na uczelni
Symboliczny dyplom wręczyli zwycięzcy tegorocznej edycji plebiscytu na największą
kosę na UPWr – dr hab. Andrzejowi Michalskiemu – przedstawiciele Samorządu Studentów
fot. Tomasz Lewandowski

Zaskoczyło Pana, że studenci przyznali Panu tytuł największej kosy na uczelni?

Bardzo! Usłyszałem o tym w sekretariacie i pomyślałem – skąd tam moje nazwisko?! – bo uważam się za przyjaźnie nastawionego do studentów. Prowadzę trzy przedmioty: statystykę matematyczną, wybrane zagadnienia statystyki zaawansowanej i moją ulubioną algebrę liniową. I tak mi się wydaje, że to właśnie algebra w tym roku do tego się przyczyniła. Ale wobec studentów kierunku geodezji i kartografii muszę być bardziej wymagający, bowiem wiedzę dotyczącą różnych zagadnień z algebry liniowej będą oni wykorzystywać do swoich przedmiotów zawodowych. To samo dotyczy statystyki matematycznej – jeśli ktoś ma umieć analizować dane eksperymentalne, jakoś je „schrupać” (według hinduskiego statystyka C.R. Rao), wyciągać wnioski – to ja ich muszę tego nauczyć.

Więc jednak zasłużył Pan na ten tytuł…

Mam nadzieję, że uwzględniona została nie tylko moja surowość, ale i sprawiedliwość. Matematyki nie da się wykuć, na egzaminie nie za bardzo da się też ściągać, bo poza poprawnym wynikiem liczą się też obliczenia. A młodzi ludzie nie są w szkole przygotowywani do myślenia, wnioskowania, uczą się na pamięć, do testów.

Więc tak, w tym roku do egzaminu z algebry liniowej w pierwszym terminie przystąpiło 85 osób, z których zdało może 30. Co w pewnym sensie jest też moją porażką, że studenci nie potrafią przebrnąć prze trzy, stosunkowo łatwe, zadania. Ale kilka osób z egzaminu w ogóle zwolniłem – za aktywność, pracowitość, punkty zdobyte przy tablicy, na kartkówkach, sprawdzianach. Bo u studentów cenię przede wszystkim rzetelność i pracowitość, nie lubię leni i spryciarzy. A dobrzy studenci nie są mi na egzaminie potrzebni – jeszcze będą podpowiadać.

To znaczy, że większość studentów wraca w drugim terminie.

A ja ich co roku przed tym przestrzegam. Bo jeśli drugi raz nie zdadzą egzaminu pisemnego, a pisemny jest zawsze łatwiejszy, spotykamy się na ustnym. Zadaję trzy pytania, każde za jeden punkt, potrzeba dwóch do zdania. Chociaż, gdyby na odpowiedź było 10 minut, efekty byłyby marne. Zdarza się, że jakiś student siedzi u mnie nawet 2 godziny, ja go dopytuję, próbuję ratować… Mam wrażenie, że czasami studenci sami się wykluczają, wbiją sobie do głowy, że statystyka jest trudna, nie do przejścia i tak tkwią w tym przekonaniu.

Ale każdy kij ma dwa końce – jeśli ktoś nie jest w stanie zainteresować swoim wykładem, mówi za cicho, niewyraźnie, chaotycznie, to jak może czegokolwiek wymagać. Nie ma nic gorszego niż nauczyciel, który nie uczy, a wymaga.

dr hab. andrzej michalski katedra matematyki wydziału inżynierii kształtowania środowiska i geodezji uniwersytet przyrodniczy we wrocławiu upwr największa kosa na uczelni
– U studentów cenię przede wszystkim rzetelność i pracowitość, nie lubię leni i spryciarzy
– mówi najbardziej wymagający egzaminator sesji zimowej roku akademickiego 2015/2016
fot. Tomasz Lewandowski

To obowiązek nauczyciela nie pobłażać studentom?

Najważniejszym punktem w statucie uczelni jest kształcenie i wychowanie, więc to jest nasz obowiązek być dobrymi dydaktykami. A to znaczy najpierw nauczyć, dopiero potem wymagać. Taka jest moja dewiza i chyba powinna ona przyświecać każdemu nauczycielowi. Zresztą, tego nauczył mnie prof. zw. dr hab. nauk matematycznych – statystyk o międzynarodowej randze – Stanisław Gnot.

Był Pana mistrzem?

Był nie tylko moim mistrzem, ale i przyjacielem. Poznałem go jeszcze na studiach. Kończyłem matematykę w sekcji zastosowań i nie mogłem znaleźć tematu pracy magisterskiej. W ramach zajęć z rachunku prawdopodobieństwa wzięliśmy któregoś razu udział w sesji naukowej Polskiego Towarzystwa Matematycznego, gdzie tematem było zastosowanie modeli matematycznych w genetyce populacyjnej. Po tym wykładzie już wiedziałem – pojechałem do Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN i zapytałem, jeszcze wtedy dr. Gnota, czy zostanie opiekunem mojej pracy.

Później pod jego okiem pisałem doktorat ze statystyki matematycznej. Żyliśmy w wielkiej przyjaźni, łączył nas sport – mieliśmy nawet swoją drużynę piłkarską, grzyby… Rywalizowaliśmy na grzybobraniach, najpopularniejsze gatunki, jak podgrzybek były w naszej klasyfikacji za 1 punkt, za to borowiki czy prawdziwki za 10. Kto przegrał, ten po grzybobraniu stawiał piwo.

To dzięki prof. Gnotowi został Pan nauczycielem akademickim?

Tak, myślę, że tak. On mnie uczył, dawał wskazówki, od niego przejąłem te wartości, żeby do każdego studenta być nastawionym obiektywnie i przyjaźnie. Ale dzięki Staszkowi stałem się przede wszystkim naukowcem. Dydaktykę najpierw musiałem polubić, a potem rzeczywiście polubiłem. Z tego też można czerpać dużą radość.

dr hab. andrzej michalski katedra matematyki wydziału inżynierii kształtowania środowiska i geodezji uniwersytet przyrodniczy we wrocławiu upwr największa kosa na uczelni
Dr hab. Andrzej Michalski ukończył matematykę na Uniwersytecie Wrocławskim.
Jeszcze na studiach poznał swojego mentora i przyjaciela, prof. Stanisława Gnota
fot. Tomasz Lewandowski

Czy ze swoich studiów pamięta Pan jakiegoś wyjątkowo wymagającego wykładowcę?

Nie jednego nawet. Na czwartym roku mieliśmy egzamin z procesów stochastycznych i wiedzieliśmy, że to nie będzie egzamin łatwy. Postanowiliśmy udobruchać egzaminatora na seminarium wyjazdowym w Dusznikach-Zdroju. Graliśmy w brydża, chodziliśmy na wędrówki po górach, parzyliśmy mu kawę, trochę się nawet zaprzyjaźniliśmy. Egzamin i tak był trudny, oceny raczej słabe, ale chyba nikt nie oblał. Raz nam się też upiekło – prowadząca podstawy logiki, postrach z zasłyszenia już od początku studiów, zaszła w ciążę i na egzaminie zastępował ją już asystent – młody, miły, znacznie łagodniejszy.

Student bez dwói w indeksie, to jak żołnierz bez karabinu. Ja w pierwszym terminie nie zdałem algebry, co zresztą nie było specjalnym zaskoczeniem, skoro ze 150 osób zdało tylko 15. Na drugi termin ryłem za to całe wakacje.

A pierwszą sesję po drugiej stronie, już jako egzaminator?

Pierwsze sesje przeprowadzałem jeszcze ze Staszkiem – byłem jego asystentem, wspólnie egzaminowaliśmy i wtedy owszem, oblewało się studentów, ale chyba byłem mniej surowy. Na pierwszym samodzielnym egzaminie, cóż… na pewno nie miałem takich rezultatów (śmiech). Surowość, wymagania – to przyszło z wiekiem, ale mam nadzieję, że z wiekiem nie straciłem tej przyjazności dla studentów.

Trzyma Pan Szekspira na biurku, zdaje się, że sam też pisze… To literaturą zajmuje się Pan po pracy?

Od czasu studiów piszę tzw. hugonotki, swoiste konstrukcje myślowe oparte na grze słów, coś pomiędzy aforyzmem a kalamburem, uprawiane pierwotnie przez genialnego matematyka Hugona Dionizego Steinhausa, matematyka światowej sławy. W 1994 roku wygrałem nawet krajowy konkurs na najbłyskotliwszy aforyzm typu steinhausowskiego, teraz planuję je wydać z rysunkami mojej córki. Czytać lubię przede wszystkim poezję, chociaż zachwycił mnie niedawno również Tadeusz Dołęga-Mostowicz, mam chyba wszystkie dzieła Aleksandra Dumasa i Jana Pawła II. Bardzo dużo czytam różnych publikacji z mineralogii – to jest mój drugi świat. Kto wie czy nie bardziej nawet niż matematyka. Niestety nie da się przeczytać wszystkiego, ale już wiem, co będę robił na emeryturze. Kocham muzykę, ale najpiękniejszą muzyką jest oczywiście cisza. Bardzo dużo czasu zajmuje mi sport, którego teraz już nie uprawiam, ale nadal dużo oglądam – tenis ziemny, boks, piłkę nożną w dobrym wydaniu, siatkówkę czy piłkę ręczną też chętnie zobaczę.

dr hab. andrzej michalski katedra matematyki wydziału inżynierii kształtowania środowiska i geodezji uniwersytet przyrodniczy we wrocławiu upwr największa kosa na uczelni
Hugonotki autorstwa dr hab. Andrzeja Michalskiego z rysunkami jego córki

W działalności naukowej kieruję się dewizą, która widnieje na tablicy w moim pokoju, zawartą w myśli niemieckiego poety Johanna Wolfganga Goethego:

„Za najpiękniejszy środek utrwalania przyjaznych stosunków uważam wzajemne informowanie się o swoich pracach, gdyż ludzi bardziej zbliża to co robią, niż to, co myślą”,

„Za najpiękniejszy środek utrwalania przyjaznych stosunków uważam wzajemne informowanie się o swoich pracach, gdyż ludzi bardziej zbliża to co robią, niż to, co myślą”,

a w całym moim życiu przyświeca mi przesłanie – esencja człowieczeństwa, wyrażona w pięknej myśli wybitnego austriackiego pisarza i aforysty Karla Krausa:

„Istnieje pewna idea, która kiedyś spowoduje prawdziwą wojnę światową: że Bóg nie stworzył człowieka jako konsumenta i producenta. Że środki potrzebne do życia nie są celem życia. Że żołądek nie powinien przerastać głowy. Że życie nie jest uzasadnione wyłącznie robieniem pieniędzy. Że człowiek żyje w czasie, by mieć czas, i po to, by nie osiągał danego celu nogami, zanim nie dojdzie tam sercem.”

„Istnieje pewna idea, która kiedyś spowoduje prawdziwą wojnę światową: że Bóg nie stworzył człowieka jako konsumenta i producenta. Że środki potrzebne do życia nie są celem życia. Że żołądek nie powinien przerastać głowy. Że życie nie jest uzasadnione wyłącznie robieniem pieniędzy. Że człowiek żyje w czasie, by mieć czas, i po to, by nie osiągał danego celu nogami, zanim nie dojdzie tam sercem.”

rozmawiała Martyna Jabłońska

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg