Kiedy kości zdradzają swoje tajemnice
Letnie warsztaty antropologiczno-archeologiczne na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu to zajęcie dla cierpliwych, dociekliwych i uważnych. Uczestnicy badali szczątki znajdujące się w czterech urnach z cmentarzyska ciałopalnego ludności bałtyjskiej zamieszkującej Pojezierze Mrągowskie.
- Urny znad jeziora Juno zawierają nie tylko szczątki, ale też węgle drzewne ze stosu, piasek i żwir ze strefy nadbrzeżnej akwenu
- W jednej z urn podczas warsztatów znaleziono szklane paciorki – pozostałość kolii. Straciły kolor, ale zachowały ślady złotej folii, którą były zdobione
- Uczestnicy warsztatów na podstawie szczątków określali płeć osób. Tak odkryto, że w jednej z urn są szczątki kobiety i dziecka, w innej mężczyzny
- Badane urny i szczątki, które do nich złożono setki lat temu, po badaniach, zgodnie z przepisami, trafią do muzeum lub kolekcji osteologicznej uczelni
Urny, które przyjechały do Wrocławia, do Zakładu Antropologii, datowane są na okres pomiędzy II a III wiekiem naszej ery. Zostały wyeksplorowane ze stanowiska niedaleko jeziora Juno, a we Wrocławiu podczas warsztatów z udziałem studentów i doktorantów Szkoły Doktorskiej UPWr badane są wypełniska tych urn ze szczątkami z pochówków ciałopalnych.
– Materiał został wyeksplorowany w 2016 roku w Wymysłach/Szestnie w powiecie mrągowskim. Badania prowadzone we Wrocławiu to efekt współpracy z tutejszymi antropologami, muszę przyznać fantastycznej – uśmiecha się dr Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. PAN finansuje ten projekt badawczy.
Prochy, piasek i ślimaki
Urny zostały pozyskane z nienaruszonym wypełnieniem i w dobrym stanie zachowania, co pozwala przeprowadzić badania samego wypełniska i uzyskać jak najwięcej informacji na temat osób, które w nich pochowano, ale też i ich otoczenia. Pierwotnie założono, że badanie jednej urny potrwa pięć dni. Już wiadomo, że szczątki, które złożono do glinianych naczyń, zostały prawdopodobnie wybrane z wygaszonego stosu wraz z częścią węgli drzewnych. Ludzkie prochy dopełniane były np. piaskiem ze żwirem z okolicy jeziora, ale jest też jedna urna z piaskiem z części nadbrzeżnej jeziora, o czym świadczą pozostałości fauny jeziornej jak choćby ślimaków.
W sali, w której odbywają się warsztaty, na stołach w plastikowych pojemnikach stoją urny. Ich zawartość jest przesypywana przez duże i gęste sito. Jak mówi Dawid Kucfir, praca z delikatnymi fragmentami kości pozwala poszerzyć umiejętności czysto metodyczne, a prof. Jacek Szczurowski od razu wyjaśnia: – Kości z pochówków ciałopalnych to fragmenty, bardzo delikatne i trzeba się z nimi równie delikatnie obchodzić, by nie naruszyć ich struktury czy nie zniszczyć.
Podczas pracy z ze szczątkami, które zostają na sicie po odsianiu wypełniska z urny, na badaczy (starszych i młodszych) czekają też niespodzianki. – Znaleźliśmy np. czaszki nornic, które w jednej z urn zrobiły sobie gniazdo – mówi Marta Gratkowska, absolwentka Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, aktualnie związana z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu, która nie kryje, że udział w warsztatach na UPWr to dla niej powrót do pasji, jaką jest praca z kośćmi. – Do swojej pracy magisterskiej badałam kości ze zbiorów UAM, więc jak tylko znalazłam informację o warsztatach na Uniwersytecie Przyrodniczym, od razu się zapisałam.
Bałtowie, Wandalowie i wędrówka ludów
Kultura bogaczewska swoją nazwę nosi od stanowiska w Bogaczewie koło Giżycka w północno-wschodniej Polsce, należy do kręgu kultur zachodniobałtyjskich, którą można łączyć z Bałtami (tak jak kulturę przeworską z Mazowsza i części Wielkopolski z Wandalami). Jej stanowiska datowane są od początku okresu wpływów rzymskich po początek okresu wędrówek ludów, a więc od przełomu er po koniec IV wieku. Wykształciła się na bazie wcześniejszej kultury kurhanów zachodniobałtyjskich datowanej na wczesną epokę żelaza pod silnym wpływem latenizacji. Od końca V wieku zastąpiła ją tzw. grupa olsztyńska. We wczesnym okresie wpływów rzymskich (I-II w. n.e.) obejmowała swoim zasięgiem Pojezierze Mrągowskie, północną część Równiny Mazurskiej, Krainę Wielkich Jezior Mazurskich, pojezierze Ełckie, Suwalskie oraz zachodnią część równiny augustowskiej. Pojedyncze grupki ludności tej kultury przenikały aż na Litwę, nad Niemen. Pod koniec II wieku kultura bogaczewska wycofała się z terenów na wschód od Krainy Wielkich Jezior Mazurskich.
W młodszym okresie wpływów rzymskich na jej terenach znajdowało się jedno z centrów wytwarzania przedmiotów metalowych zdobionych emalią, czyli roztopionym szkłem, najczęściej czerwonym lub żółtym. Wyróżnia ją też obrządek pogrzebowy – ludność tej kultury chowała swoich zmarłych na cmentarzyskach płaskich, w grobach ciałopalnych. Częste są pochówki popielnicowe (urny przykrywane zwykle misami) ale występują też groby bezpopielnicowe. W grobach ludzkich odkrywane są metalowe ozdoby takie jak zapinki, szpile, bransolety, paciorki, części pasów: sprzączki, okucia pasa, elementy uzbrojenia, rzadziej narzędzia. Na cmentarzyskach pojawiają się również szkieletowe pochówki koni, przy których znajdywane są pozostałości rzędu i czasami zabytki służące do pielęgnacji takie jak nożyce.
– My w jednej z urn znaleźliśmy szklane paciorki z kolii, co pozwala domniemywać, że mamy do czynienia z pochówkiem kobiety. Kolię najwyraźniej położono do gorącego popiołu ze stosu wraz ze spalonymi szczątkami, bo paciorki nie uległy całkowitemu zniszczeniu, zachowały strukturę, ale straciły kolor, choć widać, że były od wewnątrz pokryte złotą folią – mówi dr Rzeszotarska-Nowakiewicz.
Ludność kultury bogaczewskiej zamieszkiwała w niewielkich osiedlach – od jednego do kilku gospodarstw – położonych na niewysokich wzgórzach nad brzegami rzek lub jezior. Grupa mieszająca w takim osiedlu mogła liczyć od kilkunastu do około 30 osób. Po kilkunastu, czasem kilkudziesięciu latach, mieszkańcy porzucali osadę i przenosili się w inne, niedalekie miejsce, jednocześnie jednak nie porzucali cmentarzyska, gdzie grzebali swoich bliskich. Najlepiej przebadane archeologicznie osady znajdują się w Wyszemborku koło Mrągowa i w Paprotkach-Kolonii koło Giżycka.
– Nasze urny pochodzą ze stanowiska 6 z Wymysł/Szestna i muszę przyznać, że cmentarzyska tej kultury nie tylko służyły tej społeczności przez wiele lat, ale też były tworzone zazwyczaj nad samymi brzegami jezior, w ładnych, malowniczych miejscach, by zmarli mieli widok na piękne jezioro – dodaje dr Rzeszotarska-Nowakiewicz.
Kobieta, mężczyzna i dziecko
– Na tym etapie badań wiemy już, że w trzech z urn, których zawartość analizujemy, jest pojedynczy pochówek. W czwartej urnie znajdują się szczątki dorosłej osoby i dziecka. A zatem mamy czwórkę przedstawicieli populacji zamieszkującej tereny w rejonie jeziora Juno. Czwórkę, bo już ze sporym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że w urnach pochowanych było dwóch mężczyzn i z niemal całkowitą pewnością jedna kobieta.Zagadką do rozwiązania pozostaje płeć ostatniego osobnika. Morfologia kośćca wskazuje na określone kariotypy osobników, w dodatku kości te nie uległy całkowitej destrukcji w czasie kremacji – mówi prof. Szczurowski i od razu wyjaśnia, że metodologia badawcza jest taka, jak w przypadku szczątków niespalonych. Różnica – zasadnicza – tkwi jednak w tym, że w przypadku pochówków inhumacyjnych badacze mają do dyspozycji kompletne, zwykle dobrze zachowane kości i szkielety z kompletem diagnostycznych cech morfologicznych. A w przypadku pochówków ciałopalnych struktury te zachowane są w bardzo drobnych kawałkach.
– Podczas warsztatów uczestnicy uczą się rozpoznawać określone cechy wyizolowane bardzo często na pojedynczych fragmentach kostnych. Nasi doktoranci mają już doświadczenie w badaniu szczątków ciałopalnych i często się wspomagamy, bo zwykle jak się znajdzie jakiś fragment kostny, zwołujemy mini konsylium. Najpierw się zastanawiamy, jeśli nie wiemy od samego początku, z którym fragmentem szkieletu mamy do czynienia. A potem analizujemy, czy ta forma morfologiczna, którą się tam udaje uchwycić, wskazuje na osobnika płci męskiej czy płci żeńskiej. Staramy się też określić wiek tego osobnika – mówi prof. Szczurowski i dodaje, że podczas warsztatów w jednej z popielnic odnaleziono górną krawędź oczodołu, której budowa jest bardzo symptomatyczna i pozwala z dużym prawdopodobieństwem określić płeć. Mężczyźni bowiem mają masywne łuki brwiowe, a górna krawędź oczodołu jest szeroka i obła, wyraźnie grubsza. U kobiet łuk brwiowy nie jest intensywnie rozwinięty, więc krawędź oczodołu jest wąska i cieńsza.
– I w tym wypadku mieliśmy do czynienia z klasycznym wzorcem kobiecym. W innej urnie wskazujemy na mężczyznę, bo naszym studentom udało się odnaleźć kąt żuchwy, a więc strukturę, która decyduje o największej szerokości dolnej części twarzy. Mężczyźni charakteryzują się tym, że mają te kąty masywniejsze, a u znacznej części w związku z tym, że mocuje się tu jeden z najsilniejszych mięśni aparatu żucia, są one wywinięte na zewnątrz – decydują o tym pociąganie i siła mięśniowa, które tak działają na tkankę kostną, że odchyla się ona zewnętrznie. I dokładnie taką cechę morfologiczną stwierdziliśmy – opowiada prof. Szczurowski i wyjaśnia, że na końcu wszystkie cechy diagnostyczne oglądane są raz jeszcze i dopiero wtedy podejmowana jest decyzja, a więc przypisanie szczątkom z określonym prawdopodobieństwem konkretnej płci. Bywa jednak i tak, że badacze muszą się poddać, bo nie udaje się znaleźć typowych cech pozwalających bez żadnych wątpliwości określić czy przepalone kości należały do kobiety czy mężczyzny.
Po badaniach do muzeum
Szczątki badane na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu w Zakładzie Antropologii zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami, podobnie jak wszystkie inne szczątki kostne z cmentarzysk czy z obiektów pochodzących ze stanowisk historycznych i pradziejowych, traktowane są jak zabytki archeologiczne. Oznacza to, że po zakończeniu analiz zostaną włączone do kolekcji muzealnej lub osteologicznej na uczelni.
W warsztatach uczestniczyli Marta Gratkowska, Nicola Jaskółka, Kacper Kamieniarz, Aleksandra Konrad, Dawid Kucfir, Alicja Mejza, doktoranci Szkoły Doktorskiej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu: Łukasz Pawelec, Agata Bisiecka i Agnieszka Witek, a prowadzili je dr Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz i prof. Jacek Szczurowski.