eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Bunt studentów przeciwko cenzurze

14 marca 1968 roku na wrocławskich uczelniach rozpoczął się dwudniowy strajk okupacyjny. Strajkowano też na Wyższej Szkole Rolniczej – dzisiejszym Uniwersytecie Przyrodniczym. W obronie demokracji i przeciwko cenzurze.

Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego, był na pierwszym roku studiów we wrocławskiej Wyższej Szkole Rolniczej. O tym, że na Politechnice Wrocławskiej odbywa się wiec do akademika, w którym mieszkał, informacja dotarła pocztą pantoflową.

– Nie było internetu, telefonów komórkowych, ba, zwykły telefon był przecież rarytasem, ale jakoś dotarła do nas wiadomość o protestach na Uniwersytecie Warszawskim – opowiada Kołacz.

Protesty zaczęły się w początkach 1968 roku. 16 stycznia poinformowano, że „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, których premiera miała miejsce 25 listopada i uświetniła obchody 50-lecia rewolucji październikowej, zostaną zdjęte z afisza. Ostatnie przedstawienie miało się odbyć 30 stycznia.

Legenda głosi, że w sprawie „Dziadów” osobiście interweniował ambasador radziecki Awierkij Aristow, ale w świetle dzisiejszego stanu badań nie ma na to żadnych dowodów. Więcej nawet – „Dziady” Dejmka miały bardzo dobrą recenzję w moskiewskiej „Prawdzie”, a spektakl zamierzano pokazywać w Związku Radzieckim.

prof. roman kołacz uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów
fot. Tomasz Lewandowski

Nie wiedzieli o tym studenci, którzy tłumnie stawili się na spektaklu ostatnim 30 stycznia – nie wiedzieli też, że po czterech pierwszych przedstawieniach poinformowano Dejmka, że spektakl może być grany tylko raz w tygodniu, młodzieży szkolnej nie można sprzedawać więcej niż 100 biletów po cenach normalnych, a reżyser ma odnotowywać reakcje publiczności, pretekstem było rzekome wznoszenie przez publiczność haseł antyrosyjskich oraz antyradzieckich.

Po tym ostatnim przedstawieniu rozemocjonowana publiczność skandowała hasło wymyślone przez Karola Modzelewskiego „Niepodległość bez cenzury!”, a po wyjściu z teatru pomaszerowała prosto pod pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Grupę około 300 osób rozpędziła milicja, zatrzymano ok. 35 protestujących, z których dziewięciu postawiono przed kolegium.

Studenci solidarni z Warszawą

22 lutego przywódcy ruchu studenckiego podjęli decyzję o zorganizowaniu wiecu w obronie studentów usuniętych z uczelni. Tą datą był 8 marca. We Wrocławiu strajk solidarnościowy z Warszawą zaczął się 14 marca – ale pierwszy wiec odbył się już trzy dni po warszawskim buncie, 12 marca.

– Nie pamiętam, jak dotarło do nas, że wszyscy schodzimy się w auli na Politechnice Wrocławskiej. Tam były już tłumy, ludzie nie mieścili się w sali. Ustalono, że wracamy na swoje macierzyste uczelnie i tam organizujemy protesty – mówi Roman Kołacz i podpowiada, by zadzwonić do Henryka Góreckiego, który był wtedy przywódcą strajku na Politechnice.

prof. Henryk Górecki doktor honoris causa uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów
fot. Tomasz Lewandowski

Chemik Henryk Górecki, pracujący w Instytucie Technologii Nieorganicznej i Nawozów Mineralnych, uśmiecha się: – Przywódca? Po prostu byłem na czwartym roku. I byłem aktywnym uczestnikiem strajku.

Górecki zapamiętał, że na Politechnice wiec odbył się najpierw na dziedzińcu. Rozgorączkowane głowy próbował studzić szef Studium Wojskowego, ostrzegając, że za strajkowanie mogą być problemy, ale nikt go nie posłuchał.

Uderzyć piosenką w Moczara

„Prawdy dajcie nam żakom/ nam żakom, nam studentom biedakom/ bo jak prawdy nie będzie, wiec przedłużyć trza będzie/bum tarara w łeb Moczara”

„Prawdy dajcie nam żakom/ nam żakom, nam studentom biedakom/ bo jak prawdy nie będzie, wiec przedłużyć trza będzie/bum tarara w łeb Moczara”
– taką piosenkę ze strajku na WSR, kpiącą z wszechwładnego Mieczysława Moczara, przywódcy nacjonalistycznej frakcji „partyzantów” w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, zapamiętał Roman Kołacz.

Po powrocie z Politechniki studenci Wyższej Szkoły Rolniczej zebrali się w największej sali budynku przy Norwida. Przychodzili do nich profesorowie z wykładami, m.in. Alfred Senze z weterynarii i Stanisław Kowaliński z gleboznawstwa. Student pierwszego roku weterynarii Roman Kołacz zapamiętał wykład prof. Henryka Balbierza, który mówił o freemartynizmie – bezpłodności samicy pochodzącej z ciąży bliźniaczej różnopłciowej.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. IPN

– Te wykłady były dobrane tak, by wszyscy mogli z nich skorzystać, bo od razu ustalono, że strajk połączony będzie z nauką, choć, oczywiście, nie zabrakło też studenckich śpiewów, i różnych innych występów. Pamiętam, że profesorowie wspierali nasze morale, ale ktoś zadbał też o opiekę duszpasterską, bo przy Norwida pojawili się księża. Jacyś ludzie z zewnątrz, z miasta, przynosili nam jedzenie, ale też i koledzy zbierali bloczki i donosili obiady ze stołówki studenckiej – wspomina Roman Kołacz i przyznaje, że nawet pojawili się jacyś przedstawiciele tzw. załóg robotniczych, ale dwudniowy strajk nie przerodził się w wielki narodowy bunt.

– Pamiętam, jak po dwóch dniach zapadła decyzja, że się rozchodzimy do domów. To była sobota. Pamiętam, jak mój kolega, Adam Marciniak, obecnie od ponad 20 lat wójt gminy Człuchów, przemawiał łamiącym się głosem, żebyśmy się nie poddawali. Rozpłakał się. A ja z kolegą poszliśmy do stołówki na obiad z autentycznym kacem moralnym, że to wszystko tak się kończy – przyznaje Roman Kołacz.

– Wydarzenia marcowe były dla mnie prawdziwą lekcją historii, patriotyzmu i wewnętrznego buntu przeciwko totalitarnej władzy komunistycznej w Polsce. Takie same uczucia bezsilności, złości i żalu targały mną, gdy musieliśmy przerwać po dwóch dobach strajk okupacyjny w stanie wojennym

– Wydarzenia marcowe były dla mnie prawdziwą lekcją historii, patriotyzmu i wewnętrznego buntu przeciwko totalitarnej władzy komunistycznej w Polsce. Takie same uczucia bezsilności, złości i żalu targały mną, gdy musieliśmy przerwać po dwóch dobach strajk okupacyjny w stanie wojennym
– opowiada rektor Uniwersytetu Przyrodniczego.

Ale doktor honoris causa tej uczelni Henryk Górecki mówi szybko: – Nie skończyło się, bo tak naprawdę nasz największy protest, o którym w dodatku zrobiło się głośno na Zachodzie, miał miejsce 1 maja, kiedy zorganizowaliśmy kontrpochód i doszliśmy z nim pod trybunę honorową na ówczesnym placu PKWN, dzisiejszym placu Legionów, gdzie stali generałowie radzieccy, władze wojewódzkie i zachodni dziennikarze.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. IPN

Cena za protesty

Po marcowych strajkach na uczelniach wrocławskich w Wyższej Szkole Rolniczej stanowisko stracił rektor – prof. Tadeusz Garbuliński.

Nie wyrzucono żadnego studenta. Jeden nie został dopuszczony do obrony pracy magisterskiej – Roman Kołacz pamięta, że nazywał się Lewandowski, był przywódcą strajku na uczelni i że przez rok pracował w jakimś PGR-ze w oborze, w koszmarnych warunkach. Ale po roku wrócił i się obronił.

Na Politechnice większość z zatrzymanych studentów wyrzucono na kilka dni z uczelni, po czym znów przyjęto na studia. Kilka osób, w tym późniejszy działacz Solidarności Tomasz Wójcik, trafiło jednak do aresztu.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. archiwum prywatne

– Na Politechnice Warszawskiej represje były w tych pierwszych dniach bardziej uciążliwe – grupę studentów wysłano na krótko na ćwiczenia wojskowe, ale szybko wrócili. Ale u nas w stosunku do Tomka i kilku innych kolegów, których zamknięto w areszcie śledczym, były jednak dotkliwe. I to między innymi protestując przeciwko ich zatrzymaniu zorganizowaliśmy ten pierwszomajowy pochód – opowiada Henryk Górecki.

Wszystko było ustalone. Zebrali się w okolicach akademików na Komuny Paryskiej. Przeszli Podwalem, gdzie miały siedziby redakcje wrocławskich gazet – jedna z nich, popołudniówka „Wieczór Wrocławia” w czasie marcowych protestów, przeprowadziła prowokację sprokurowaną przez Służbę Bezpieczeństwa – demaskując studentów sporządzających przedwiecowe plakaty. Ale na łamach wszystkich gazet ukazywały się też teksty atakujące studentów i próbujące antagonizować społeczeństwo przeciwko nim.

– Mieliśmy transparenty z hasłami „Wolność prasy!”, „Prasa kłamie!”, „Chcemy swobód demokratycznych!”. To naprawdę była duża rzecz, bo jakieś 1000 osób z tymi transparentami doszło do tej trybuny honorowej i dopiero tam nas rozpędziła milicja – Górecki uśmiecha się, mówiąc, że kilka dni po pochodzie on i jego koledzy dostali wezwania od rektora – mieli się stawić przed komisją dyscyplinarną. – A komisja miała zdjęcia z pochodu, na których były pozaznaczane głowy i obok wpisane imiona i nazwiska. Przy mnie tylko ktoś się pomylił i zamiast Henryka, wpisał Andrzeja.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. IPN

Komisja dyscyplinarna wyrzuciła wtedy z Politechniki blisko 50 studentów. Wyrzuceni natychmiast w maju zostali wcieleni do wojska i w sierpniu wzięli udział w inwazji na Czechosłowację. – Rozlokowano nas w karnych batalionach w garnizonach 11. Dywizji. W Żaganiu, Żarach, Strzelcach Opolskich i Krośnie Odrzańskim. Ja trafiłem do saperów, więc braliśmy udział w rozminowywaniu terenów, co naprawdę nie było przyjemne, zwłaszcza że pokazali nam salę wojskową mówiąc „Co roku giną dwie osoby, mamy nadzieję, że ta liczba się teraz zwiększy” – opowiada Górecki, w którego jednostce służyli w większości prości chłopcy ze Ściany Wschodniej, którym wmawiano, że studenci są warchołami, przypominano chłodny marzec spędzony przez nich w tzw. gotowości bojowej w samochodach. – Ale szybko okazało się, że studenci z Wrocławia mogą im pisać listy do dziewczyn, a oni mogą nas kryć na ćwiczeniach – śmieje się prof. Górecki i przyznaje, że przez siedem miesięcy w jego jednostce studenci z Politechniki prowadzili szkolenie z użycia suwaka matematycznego i każdy się domyślał, że szkolenie to pretekst, by się wymigać od ciężkich zajęć. Do końca służby nie dysponowano bowiem suwakiem logarytmicznym…

– Byliśmy wykształceni, a takich ludzi w wojsku brakowało. Ja miałem nawet propozycję, żeby zostać, bo jako kulturalno-oświatowy jakiś konkurs wygrałem i przeszedłem do następnego etapu, szczęśliwie jednak z wojska się wymigałem

– Byliśmy wykształceni, a takich ludzi w wojsku brakowało. Ja miałem nawet propozycję, żeby zostać, bo jako kulturalno-oświatowy jakiś konkurs wygrałem i przeszedłem do następnego etapu, szczęśliwie jednak z wojska się wymigałem
– opowiada prof. Górecki i dodaje, że wyrzucono ich z uczelni na dwa lata, ale w armii siedział do 15 lipca 1969 roku, do ogłoszenia amnestii.

Bratnia pomoc jak przygoda?

Na Czechosłowację wyruszyli 22 sierpnia. Z bratnią pomocą.

– Ale proszę mi wierzyć, to była tylko demonstracja siły. Jak tam wjechaliśmy, to się od razu pogubiliśmy, bo Czesi przestawili chyba wszystkie znaki drogowe – wspomina Henryk Górecki, przyznając, że byli zbyt młodzi, by zastanawiać się nad sytuacją geopolityczną w Europie. – Prawdę mówiąc traktowaliśmy to trochę jak przygodę, choć jakby na to nie patrzeć, byliśmy okupantami – mówi profesor, by po chwili już poważnie dodać: – To wyrzucenie nas z uczelni, wojsko, nie było karą dla nas, bo myśmy to traktowali trochę jak przygodę życia. Ukarano naszych rodziców. Byliśmy pierwszym powojennym pokoleniem, które miało szansę na normalne życie. Moi rodzice byli na robotach w Niemczech przez całą okupację. Mamę wywieziono do Berlina, jak miała 12 lat! A ja się urodziłem rok po wojnie, kiedy miała 18 lat.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. IPN

Górecki opowiada, że w jego pokoleniu rodzice uczyli się razem z dziećmi. Jego ojciec robił maturę w tym samym czasie co on, w tym samym czasie robił też studia.

– I dla nich informacja, że ich pierwszy syn został właśnie wyrzucony ze studiów była autentycznym ciosem. Pamiętam, że ojciec jednego z kolegów nie przeżył tej sytuacji. Miał poważne kłopoty z sercem i zmarł, kiedy się dowiedział, że go wyrzucono ze studiów – przyznaje prof. Górecki, który nie kryje, że dopiero po wielu latach, kiedy już sami pozakładali rodziny, dotarło do nich, że ich przygoda życia była ciężkim przeżyciem dla rodziców.

Czas powrotu z kamaszy

Po powrocie z Czechosłowacji dostali podziękowania od gen. Wojciecha Jaruzelskiego „za uratowanie socjalizmu”. Przepisali je i w formie podania wysłali do... rektora Politechniki prof. Tadeusza Porębskiego, który był wtedy I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a w stanie wojennym sekretarzem organizacyjnym w partii, człowiekiem szalenie wpływowym o ogromnych kontaktach w aparacie partyjnym i w rządzie. Porębski był w trudnej sytuacji, gdy otrzymał podania z taką argumentacją i odpisał „weteranom”, że przyjmuje ich z powrotem na uczelnie. – A my to pismo wysłaliśmy do Jaruzelskiego z podaniem, żeby nas wysłali do cywila. Ówczesny minister obrony narodowej odpisał nam, że wojsko to nie jest przechowalnia i mamy skończyć służbę. Więc byliśmy studentami, ale jeszcze nie mogliśmy studiować. Jeździliśmy do Wrocławia na kolokwia, w ramach przepustek. Profesorowie byli życzliwi i straciliśmy tylko jeden rok – mówi Henryk Górecki i przyznaje, że ta życzliwość była tak wielka, że czasem profesor nie bardzo chciał odpytywać studenta z materiału przygotowanego na kolokwium, choć ten był rzetelnie przygotowany do egzaminu.

prof. roman kołacz henryk górecki uniwersytet przyrodncizy we wrocławiu upwr marzec 1968 roku strajk studentów pochód 1-majowy
fot. IPN

Henrykowi Góreckiemu udało się po powrocie na uczelnię ustalić, dlaczego ktoś zmienił mu imię na Andrzej na zdjęciu, które miała komisja dyscyplinarna. – Z jednej strony bardzo aktywna była organizacja partyjna. Z drugiej, istniał ostry konflikt pomiędzy dwiema organizacjami studenckimi, ZMP i ZSP, które zresztą po Marcu 68 ostatecznie połączono. No i po jakimś czasie okazało się, że w jednej z tych organizacji był chłopak, który na nas donosił i pomagał nas identyfikować na zdjęciach zrobionych przez tajniaków z SB, tylko że najwyraźniej imię mu się pomyliło – profesor kiwa głową z lekkim niedowierzaniem.

Katarzyna Kaczorowska
artykuł ukazał się w "Gazecie Wrocławskiej" 8 marca 2016 r.

Zdjęcia z niezależnego pochodu 1-majowego we Wrocławiu pochodzą ze strony www.marzec1968.pl opracowanej przez Instytut Pamięci Narodowej

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg