eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Żegnamy prof. Marię Radomską

Żołnierz Armii Krajowej. Walczyła w Powstaniu Warszawskim w stopniu strzelca – na Żoliborzu. Maturę zdała w Anglii, ale na studia wróciła do Polski. Do Wrocławia. Wybitna polska naukowiec zmarła w wieku 91 lat.

Prof. Maria Radomska zajmowała się tematyką związaną z wpływem pogłębiania warstwy ornej lub jej przebudowy na właściwości gleby i plonowanie roślin w płodozmianie. Określiła przydatność maszyn uprawowych i uprawowo-siewnych – szczególnie pługofrezarki – w ograniczaniu ugniatania gleby w uprawie przedsiewnej. Prowadziła również badania nad przydatnością do eksploatacji narzędzi uprawowych w terenach górskich. Wreszcie prowadziła pionierskie prace z zakresu agrolotnictwa i aerosiewów. Ale równie ważną częścią jej życia – obok nauki – był czas  wojenny.

Urodziła się w Nisku w 1927 roku, w rodzinie nauczycielskiej. Jej ojciec – Jan Radomski był wybitnym botanikiem, z jego podręcznika zdobywały wiedzę całe pokolenia studentów, a od lat 30. był bliskim współpracownikiem prof. Stanisława Tołpy. Jej siostra Janina Jasnowska po wojnie pójdzie rodzinną ścieżką – zostanie cenionym ekologiem.

Maria naukę rozpoczęła w szkole w Brześciu, ale w 1939 roku była już w Warszawie. Tutaj wraz z rodzicami zastał ją wybuch II wojny światowej, ale wojna nie oznaczała, że przestała się uczyć – Maria Radomska była uczennicą 3-letniej szkoły ogrodniczej i na kursie dziewiarskim, ale pod tą przykrywką działały gimnazjum i Liceum im. Aleksandry Piłsudskiej.

prof_radomska-3

Maria Radomska – krótko przed powstaniem
fot. archiwum prywatne

Miała 14 lat, kiedy zaczęła działać w konspiracji – w Szare Szeregi była zaangażowana praktycznie cała jej szkoła. W 1944 roku była już w Armii Krajowej. Po zaprzysiężeniu trafiła do II Obwodu „Żywiciel” Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej – zgrupowania „Żubr” na Żoliborzu. Służyła w 2. kompanii, a następnie Punkcie Opatrunkowym nr 115 ul. Mickiewicza 34. Na zdjęciach z tamtego czasu widać sympatyczną dziewczynę z warkoczem. Ta dziewczyna miała wtedy dwa pseudonimy – Radek i Wacka. Po upadku powstania dostała się do niewoli – jak wielu innych żołnierzy AK. Miesiące do upadku III Rzeszy spędziła jako jeniec z numerem 46636 w stalagach XI A Altengrabow, VI C Oberlangen. W stalagu należała do tajnej drużyny harcerskiej zorganizowanej przez Halinę Walter ps. „Jodła”. Pod koniec października została wysłana na „komenderówkę” do fabryki zbrojeniowej firmy Schrader w Parchen, gdzie pracowałam jako frezer, spawacz acetylenowo–tlenowy i tragarz co drugi tydzień na 10–godzinnych zmianach. Pomimo wyczerpującej pracy i trudnych obozowych warunków wciąż byłą harcerką – w I Jenieckiej Żeńskiej Drużynie Harcerskiej „Kryjaki”.Po wyzwoleniu przez 1. Dywizję Pancerną wstąpiła do 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. I wróciła do szkoły. Najpierw do gimnazjum we Włoszech, a następnie już w Wielkiej Brytanii. Po maturze pracowała w Pay Office 2. Korpusu w Witley. Ostatecznie jednak wybrała powrót do kraju, a nie los emigranta.

prof_radomska-2

Po powstaniu Maria Radomska trafiła do obozów jenieckich, a po wyzwoleniu
2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie
fot. archiwum prywatne

W 1947 roku zaczęła studia na Wydziale Rolniczym Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu. Ukończyła je trzy lata później z tytułem magistra inżyniera nauk agrotechnicznych. W 1949 na III roku studiów w Katedrze Ogólnej Uprawy Roli i Roślin podjęła pracę nauczyciela akademickiego i kontynuowała ją do 1980 od zastępcy asystenta do docenta. W 1995 w 50. rocznicę wyzwolenia Karnego Obozu Kobiet-Żołnierzy AK awansowała na podporucznika Wojska Polskiego rozkazem Prezydenta oraz otrzymała Patent Weterana Walk o Niepodległość, nadany przez Premiera.  

W opowieści dla Muzeum Powstania Warszawskiego wspominała: – Wakacje 1944 roku spędziłam na tajnym harcerskim obozie szkoleniowym dla przyszłych drużynowych w Białej Chacie. Było to w okolicy Starej Miłosnej w takiej niewybudowanej do końca willi w obrębie posesji pani Koenig (...). Pani Koenig miała niewielki dom, duży ogród, całkowicie na peryferiach Starej Miłosnej. U niej między innymi przebywali Ludwik Hirszfeld ze swoją małżonką i córką (trudno mi powiedzieć jak długo). Na pierwszy alarm miałam być w wyznaczonym punkcie, właśnie na placu... Mieszkałam w alei Wojska Polskiego, która prowadzi do placu Inwalidów. Pierwszy alarm spędzałam u doktora Szandyn – pseudonim „Sosna”, mieszkającego na placu Inwalidów. Przesiedziałam w przedpokoju. Dyżur się skończył, nawet szklanki herbaty mi nie zaproponowano o świcie. Wychodziłam z alei Wojska Polskiego 31-34, róg Rokitnej, to znowu druga strona, przeciwna niż kierunek Wisły, z błogosławieństwem mojej babci, której powiedziałam, że idę do Powstania. Babcia powiedziała: „Z Bogiem”. I tak to się odbyło. Oczywiście z plecakiem już, w butach sznurowanych, w szarej spódnicy, na której była naszyta kieszeń na wszelką...Byłam bardzo dobrze wyposażona. Plecak był wyposażony we wszystko, co trzeba, łącznie ze szczotką do zębów i koc kupiony od Niemców parę dni wcześniej za jakieś grosze, bo w bocznej ulicy na Żoliborzu na Sierakowskiej, gdzie mieszkały tak zwane ciocie-babcie, czyli siostry mojej babci, przyjechała ciężarówa z żołnierzami, którzy sprzedawali wszystko. Ja kupiłam koc. Mój plecak był ze zrolowanym wspaniale kocem, tak że miał swoją wagę. Dyżur tym się skończył i wróciłam do domu.

prof_radomska-4

Prof. Maria Radomska ze swoimi studentami
fot. archiwum prywatne

Chwilę później wybuchła godzina „W” – rozpoczęło się powstanie. Maria Radomska o tej godzinie „W” dowiedziała się około godziny dziesiątej. I jak wspominała po latach, to była cała sieć alarmowa. Od człowieka do człowieka.

– Punkt zborny był na rogu ulicy Krasińskiego i Suzina, na pierwszym piętrze, okna były narożne. W związku z tym, że na ulicy Suzina Niemcy odkryli zbrojownię, która mieściła się w kotłowni spółdzielni mieszkaniowej na Żoliborzu WSM – Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa „Szklane Domy”, ulica Suzina już była pod kontrolą Niemców. To znaczy żandarmi już tę ulicę patrolowali, w związku z czym lekarz zasłonił okna kocami, zamknął nas na klucz i powiedział: „Siedzimy cicho”. Miał rację, bo miał gromadę. Nie powiem, że byłam najstarsza, ale byłam bliska siedemnastu lat. Któraś z mojego patrolu była parę miesięcy starsza czy młodsza trudno powiedzieć, ale to była taka grupa wiekowa. Oczywiste, że lekarz miał poczucie odpowiedzialności za nas, co nas wtedy straszliwie wściekało. Następnie wybuchła bardzo intensywna strzelanina, bo na Suzina strzelanin nie było, strzelanina zaczęła się trochę dalej. Strzelanina trwała bardzo długo. My byłyśmy odcięte od wszystkiego, po czym wreszcie zrobiło się cicho. Mijały godziny, my siedzimy, nic nie wiedząc…

Maria Radomska miała szczęście. Powstanie przeżyła. Po latach zaś „Wacka” chętnie dzieliła się opowieścią o tamtym szczególnym czasie i powstańczych losach.

Od 2001 roku uczestniczyła w cyklicznych konferencjach „Nauka i oświata polska na Zachodzie w czasie II wojny światowej”. W 2003 roku została członkinią Rady Honorowej Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Napisała 148 publikacji naukowych, 12 artykułów i referatów uzupełniających białe plamy historii – o szkołach zorganizowanych przez gen. Władysława Andersa, o harcerkach na uchodźstwie, zesłaniu, w obozach koncentracyjnych i jenieckich, o wybitnych pedagogach i ostatnim prezydencie Rzeczypospolitej na Obczyźnie.

Współpracownicy pani profesor podkreślają, że była człowiekiem w ielkiego formatu. Odważna, uczciwa. Nie wszyscy zapewne znali opowieść o tym, jak ćwiczyła wolę, co zaprocentowało nie tylko w obozie, do którego trafiła po upadku powstania. – Jeszcze grubo przed powstaniem, miałam różne ćwiczenia silnej woli. (…) Podwijałam rękaw i czekałam, aż obsiądą mnie komary. Komary mają to do siebie, że piją tak długo krew, aż się zamienią w taką czerwoną beczkę i wtedy odpadają. Ja ćwiczyłam wolę, żeby się nie drapać i to był mój wielki sukces, bo potem, gdy wszystkich gryzły wszy, pluskwy już nie przebierały i tak dalej, ja się nie drapałam, bo sobie wytrenowałam to już w wieku piętnastu lat – opowiadała do Archiwum Historii Mówionej, tłumacząc Iwonie Brandt, dlaczego dała radę obozowym pluskwom.Jej też opowiedziała, co zdecydowało o wyjeździe z Anglii do kraju.

– Jeszcze we Włoszech dostałam wreszcie list z Polski od mojego ojca. To jest list, który przeszedł wszystkie możliwe obozy, z rozmaitymi pieczęciami. W tym czasie ojciec był dyrektorem gimnazjum w Kamiennej Górze i jak napisał, że ma umytą podłogę, gdy ją sam myje, to uznałam, że mu tę podłogę będę myła. Oczywiście, jak dojechałam do Polski, to był już normalny woźny, sprzątaczka i tak dalej, ale to było dla mnie... Ojciec był dyrektorem gimnazjum, do tego pedantem. Jak zapałka leżała na podłodze, to się potykał, więc motywem była podłoga, którą ja będę myła. Okazało się, że nie ma potrzeby. Powrót do Polski był ze Szkocji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że pojawił się w jakimś momencie przedstawiciel marionetkowego rządu warszawskiego i powiedział, jak to ludowa ojczyzna przyjmie zbłąkane owieczki na swoje łono, no to dosłownie można było dostać białej gorączki. Niemniej jednak zaczęło się, mimo wypełniania dokumentów to, o co kiedyś pytałam wesz na grzebieniu: czy jedziemy z małą Maryśką, czy nie jedziemy? Wtedy wyciągnęłam papierosy, które gromadziłam dla moich palących rodziców, bo w wojsku dostawałyśmy papierosy tak jak faceci. Jak już podjęłam decyzję powrotu do kraju, to gromadziłam papierosy. Wtedy sięgnęłam po papierosy – październik 1947 roku. Od tego czasu jestem w okowach tej straszliwej idiotycznej zależności od dymu z papierosa.

prof_radomska-5

Prof. Maria Radomska w 2003 roku została prezesem Obwodu Wrocław-Śródmieście
Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej
fot. archiwum prywatne

Od 1 grudnia 1949 r. pracowała u prof. Bolesława Świętochowskiego w Katedrze Ogólnej Uprawy Roli i Roślin, gdzie zdobywała kolejne stopnie naukowe doktora nauk rolno – leśnych i habilitację zatwierdzoną przez ministra w maju 1971 r. Wskutek sprzeciwu PZPR, etat docenta uzyskała po ośmiu latach – 1 grudnia 1979 r. Dowiedziała się też, że decyzją władz partyjnych nie zostanie profesorem we Wrocławiu, nie ma też mowy o stanowisku docenta. Dlatego Maria Radomska przeniosła się do Akademii Rolniczej w Krakowie do Zamiejscowego Wydziału Ekonomiki Produkcji i Obrotu Rolnego w Rzeszowie, gdzie pracowała kolejno jako zastępca dyrektora (1980–1981) i dyrektor Instytutu Technologii Produkcji Rolniczej  (1982–1984), kierownik Zespołu Ogólnej Uprawy Roli i Roślin (1985–1987), Katedry Technologii Produkcji Rolniczej (1987–1997) i dziekan (1990–1993) utworzonego w 1989 r. Wydziału Ekonomiki Produkcji Rolniczej. Tytuł profesora nadzwyczajnego uzyskała w 1985 roku.

– Była wielkiej klasy naukowcem. I jeszcze większej człowiekiem. Bo była przede wszystkim człowiekiem głęboko pojmowanej pracy i wiążącej się z nią uczciwością w poszukiwaniu prawdy, wrażliwością na krzywdę ludzką i poczuciem odpowiedzialności w wymiarze etycznym i moralnym. Zalety te bez wątpienia wyniosła z rodzinnego domu i rozwijała je przez całe życie – mówi prof. Andrzej Kotecki.

prof_radomska-1

Profesor Maria Radomska została odznaczona m.in. Warszawskim Krzyżem
Powstańczym, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski
fot. archiwum prywatne

Zawsze była człowiekiem o zdecydowanych i jednoznacznych poglądach politycznych i etycznych, o błyskotliwej, ponadprzeciętnej inteligencji i talencie literackim. Miała lekkie pióro nie tylko do publikacji naukowych, ale napisała mnóstwo pełnych humoru wierszyków okolicznościowych. Zachowała doskonałą kondycję intelektualną do końca swoich dni. Jeszcze w marcu przekazała informacje związanych z biografią Jana Karskiego, przygotowywanej przez Waldemara Piaseckiego, mieszkającego w Nowym Jorku sekretarza słynnego kuriera.

Pogrzeb prof. Marii Radomskiej odbędzie się 16 kwietnia o godz. 12:00 na cmentarzu parafialnym przy ul. Bujwida we Wrocławiu.

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg