eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Tournée zespołu „Jedliniok”: USA i Kanada

Akademicki Zespół Pieśni i Tańca „Jedliniok” znowu w trasie – tym razem członkowie zespołu odwiedzili Stany Zjednoczone i Kanadę.

07-10 września

Po ponad 12 godzinach w podróży, przesiadce, podziale na trzy grupy lecące innymi trasami, spotykamy się wszyscy na lotnisku J. F. Kennedy’ego w Nowym Jorku. Czas zacząć naszą 3-tygodniową przygodę w Ameryce Północnej. Z lotniska odbierają nas nasi gospodarze z East Stroudsburg – pierwszego przystanku na trasie naszego tournée. Jeszcze tylko 3 godziny jazdy w korku i jesteśmy wieczorem na miejscu.

Nadal zmęczeni po podróży i skołowani zmianą czasu wstajemy na koncert. Zaczynamy od najbardziej wymagającej publiczności – przedszkolaków. Poza polonezem i krakowiakiem obowiązkowym punktem programu są oczywiście zabawy w „mam chusteczkę haftowaną” i „stary niedźwiedź mocno śpi”, a także czytanie bajek. Warto – żadna inna publiczność nie płacze, kiedy od niej wychodzimy. Następnego dnia występujemy na pikniku z okazji polonijnego rozpoczęcia roku szkolnego w Pensylwanii. Imprezę zaszczycił senator ze stanu Pa. Las, jezioro, mnóstwo przestrzeni – piękne miejsce na piknik. Niestety brak podłoża do tańca, ale „Jedliniok” już nie w takich warunkach sobie radził.  Po koncercie obowiązkowy punkt programu – zdjęcia. Czujemy się jak misie na Krupówkach.

jedliniok5

Na moście brooklińskim
fot. archiwum zespołu

Seria koncertów – ciąg dalszy. Pobudka bardzo wcześnie rano. Szybkie śniadanie i pakowanie walizek. Makijaż, włosy, pożegnanie z gospodarzami i już gotowi na koncert ruszamy do kolejnej miejscowości – Clark. Tu czeka nas cały dzień pracy. Zaczynamy od udziału w mszy – oczywiście w kostiumach i z przygotowanymi religijnymi pieśniami. Następnie udajemy się na festiwal dożynkowy – obiad, szybka próba zanim przyjdą goście i już gotowi czekamy na sygnał do wyjścia na scenę. Nasze dwa koncerty z przerwami trwają około 4 godzin. Ciężkie jest życie artysty.

11-13 września

Dzisiaj wreszcie pierwszy dzień bez koncertu, ruszamy podbijać Nowy Jork. Z Linden, gdzie nocujemy, to tylko pół godziny koleją podmiejską. Miasto od razu robi na nas wrażenie. Zgiełk, tłok, wieżowce – tak bardzo różni się od cichych przedmieść małych amerykańskich miast, jakie do tej pory poznaliśmy. Czy to miasto kiedykolwiek zasypia? Empire State Building, Times Square, Central Park, Piąta Aleja, Katedra św. Patryka, nowojorska biblioteka publiczna – a to dopiero pierwszy dzień. Powrót metrem do Linden, aby już następnego dnia zwiedzać dolny Manhattan. Wysiadamy na stacji metra tuż koło pomnika zamachu na WTC. Statua Wolności, Wall Street, City Hall, China Town, most Brookliński – zmęczeni docieramy wieczorem do miejsca noclegu. Szkoda, że w rzeczywistości zobaczyliśmy tylko skrawek tego niesamowitego miasta.

Kolejne pożegnanie z Polonią, która tak gościnnie nas przyjmuje. Tym razem ruszamy na północ do miasta Utica. Czeka nas całodzienna podróż Greyhoundem – najtańszym amerykańskim autobusem rejsowym o wątpliwej reputacji. Tym razem będziemy mieszkać w starym klasztorze przy polskiej parafii. Podobno straszy tam duch zakonnicy – jesteśmy w stanie w to uwierzyć.

14-18 września

Pierwszy koncert od kilku dni, ale nasi gospodarze nie dają nam odpocząć. Obowiązkowo chcą nam pokazać okolicę – jedziemy nad piękny wodospad w lesie. Potem czas na próbę. Czeka nas nie lada wyzwanie – tym razem w Polish Community Club publiczność będzie siedzieć z dwóch stron sali. Jak tu kierować uwagę ku jednym i drugim? „Jedliniok” jak zawsze dał radę.

jedliniok2

Koncert w Syracuse
fot. archiwum zespołu

Kolejny dzień, kolejny wieczorny koncert w Utice. Jednak przed południem idziemy na wycieczkę do miejscowego browaru pamiętającego jeszcze czasy prohibicji. Chwilkę przed wyjściem na scenę gospodarze porywają nas jeszcze do muzeum miejskiego, a po koncercie w nagrodę dostajemy najlepsze w Stanach pierogi z borówkami. Czas pożegnań i nowy wyjazd. Wyjazd do Syracuse – kolejny piękny i stary dom polonijny na naszej drodze. Dzisiaj nie ma taryfy ulgowej. Koncertujemy od razu po przyjeździe. Jednak reakcja publiczności rekompensuje wszystkie niedogodności – takich owacji jeszcze nie mieliśmy. A już jutro…

„Skoczyliśmy” na koncert do Buffalo. To 4 godziny drogi, ale zdążyliśmy się przyzwyczaić, że określenie „blisko” znaczy zupełnie co innego niż w Europie. Koncertujemy w wynajętej auli college’u – studenci są lekko zdziwieni, kiedy przebiegamy w kostiumach przez ich stołówkę. Podczas koncertu musimy 2 razy zmienić stroje, a czasu jest niewiele. Cały ten dzień jest raczej zwariowany – zaraz po koncercie wracamy z powrotem do Syracuse. Niektórzy członkowie zespołu mieszkają u tak życzliwych gospodarzy, że gdy tylko dowiadują się, że jeszcze nie jedliśmy naleśników z syropem klonowych, smażą nam całą górę parujących i świeżych naleśników na śniadanie… Czujemy się naprawdę rozpieszczani.

19-22 września

W naszej trasie koncertowej wracamy do Buffalo (autobusem Greyhound) – tym razem na dłużej. Cały następny wolny dzień spędzamy nad Niagarą – wodospad robi wrażenie. Podpływamy statkiem pod główny nurt – dobrze, że jest 30 stopni, bo wychodzimy kompletnie mokrzy. Kolejną atrakcją jest spacer kładką przy wodospadzie. Można poczuć na własnej skórze moc żywiołu, a to tylko najmniejsza boczna odnoga. Próbujemy sobie zrobić zdjęcia, ale komórki i aparaty mogłyby tego nie wytrzymać.

jedliniok3

Polskie ślady w Buffalo
fot. archiwum zespołu

„Dzisiaj jedziemy na paradę” – mówią nam następnego dnia gospodarze. Pierwsza myśl – kolejny występ, ale akurat tym razem my będziemy widzami. Parada, a później mecz odbywa się w liceum. Wrażenie jest niezapomniane – uczniowie włożyli w organizację wiele serca i widać, że świetnie się przy tym bawili. Wieczorem wybieramy się na przyjęcie pożegnalne. Jednak wcześniej czas popracować. Tym razem próba odbywa się przed wjazdem do garażu. Na takie warunki też jesteśmy gotowi.

22-27 września

Żegnamy Stany Zjednoczone i ruszamy na podbój Kanady. Przekraczamy granicę wielkim mostem nad Niagarą. Kolejny i ostatni już przystanek – Brantford. Wieczorem czeka nas próba przed jutrzejszym festiwalem dożynkowym. Musimy nie tylko przećwiczyć swój program, ale również zgrać się z miejscowym chórem i poznać swoich nowych gospodarzy. Już następnego dnia (koncert czaka nas dopiero wieczorem), nie tracąc czasu jedziemy rano zwiedzić muzeum A. Bella – wynalazcy m.in. telefonu. Wieczorem jesteśmy główną atrakcją miejscowych dożynek, ale także ostatnimi tancerzami, którzy schodzą z parkietu tej nocy. Jak widać radzimy sobie nie tylko z ludowym repertuarem.

brantford

Koncert na dożynkach w Brantford
fot. archiwum zespołu

Ostatni raz na tym wyjeździe ubieramy kostiumy i wychodzimy rano do kościoła. Na zewnątrz 30 stopni gorąca – nie takiej pogody w Kanadzie się spodziewaliśmy. Popołudnie wydaje się idealne na wycieczkę nad jedno z Wielkich Jezior – Ontario. Jego powierzchnia jest tak wielka, że nie widać drugiego brzegu. Sprawdzamy temperaturę wody, żeby upewnić się, że nikt nas nie oszukuje.

Następny cały dzień zajmuje nam wycieczka do Toronto. Punkt obowiązkowy – CN Tower – do 2007 roku najwyższa budowla na świecie. Widok robi wrażenie – szczególnie ten przez szklaną podłogę. Wycieczka zajmuje nam cały dzień. Do miasta wrócimy ponownie za dwa dni, żeby wsiąść w samolot powrotny do domu.  W ostatni wolny dzień wracamy jeszcze raz  nad Niagarę. W jakim celu? Wprawdzie wodospad jest po obu stronach granicy, ale to Kanadyjczycy mają na niego najlepszy widok. Spędzamy jeszcze chwilę w pięknym ogrodzie botanicznym i szybko wracamy do Brantford. Ostatni dzień w Ameryce spędzamy na pakowaniu bagaży, kontroli wagi. Stroje zajmują nam ¾ bagażu. Żegnamy się z gospodarzami i dostajemy niewyobrażalną ilość jedzenia na drogę. O godzinie 21.15 odlatujemy. Jeszcze tylko 12 godzin podróży i będziemy w Polsce.

Członkini zespołu, Karolina Pawlak

Powrót
25.10.2017
Głos Uczelni
studenci

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpglogo-1.png