eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Tournée zespołu „Jedliniok”: Tajlandia

Akademicki Zespół Pieśni i Tańca „Jedliniok” znowu w trasie – tym razem członkowie zespołu odwiedzili Tajlandię.

Do Tajlandii pojechaliśmy na zaproszenie Ambasady RP w Bangkoku, biorąc udział w trzech wielkich wydarzeniach – koncertach z okazji 89. urodzin księżniczki Doungduen na Chiang Mai, Tajskiego Nowego Roku oraz Tygodnia Sztuki i Kultury Polskiej w Bangkoku.

Po wielu warszawskich perypetiach związanych ze spóźnieniem jednej grupy tancerzy na samolot, zakupem nowych biletów, stresem wywołanym niepewnością, kto będzie tańczył na koncertach, udaje nam się osiągnąć pierwszy przystanek naszej podróży.

BANGKOK

Bangkok – Miasto Aniołów – można je pokochać lub znienawidzić.

Gwar, harmider, ponad 10 mln mieszkańców. Piękne świątynie, wiele wodnych kanałów, na brzegu których przyczaić może się małpa lub waran. O takim Bangkoku czytaliśmy w przewodniku. Pierwsze nasze słowa po wyjściu z lotniska – „Jak tu gorąco!”. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że upał to coś, do czego w Tajlandii trzeba się przyzwyczaić. To prawda, wysokie temperatury towarzyszyły nam do końca pobytu.

Na początku mieliśmy przyjemność gościć na kolacji u córki tajlandzkiej księżniczki Paranee. Pierwszą czynnością, którą wykonuje się po wejściu do domu, jest ściągnięcie butów – to dla Tajów bardzo ważne. Dodatkowo przy stole okazało się, że powinniśmy nauczyć się jeść tajskim sposobem – tubylcy nie używają noży, tylko łyżki i widelce.

Kolejnego dnia pełni energii i zapału wyruszyliśmy z misją – zwiedzić Bangkok i sprawdzić zapiski z przewodnika. Napotkany Tajlandczyk doradził nam, by jechać tuk-tukami, czyli małymi taksóweczkami przerobionymi z motocykli, którymi na ogół jeżdżą 3 osoby. Kto by pomyślał, że taka zwykła przejażdżka może dać tyle frajdy szczególnie wtedy, gdy wsiada do pojazdu na przykład 5 osób. Już wiedzieliśmy, że na pewno jeszcze skorzystamy z tego środka lokomocji.

Zwiedziliśmy najstarszą i największą świątynię Wat Pho, w której znajduje się posąg leżącego Buddy – podobno w stanie nirwany. Jest tak wielki, że trudno go sfotografować całego (15 m wysokości i 45 m długości). Dotarliśmy też do świątyni największego siedzącego Buddy – Świątyni Wat Traimit i przejechaliśmy przez Chińską Dzielnicę. Odbyliśmy rejs łodzią wzdłuż rzeki Menam, by poobserwować Bangkok z innej perspektywy. Rzeka żyje – wszędzie łodzie z ludźmi, barki wiozące towar, liczne promy. Towarzyszyły nam też przeróżne widoki, począwszy od slamsowatych budynków przy samej rzece, aż po piękne i zdobne świątynie, m.in.: Świątynia Świtu – Wat Arun. Jej widok zapiera dech w piersiach. Jest piękna, olbrzymia, wykładana ceramiką chińską, która kiedyś służyła za balast na statkach wiozących towary do Tajlandii. Kompleks pałacowy, który również chcieliśmy zobaczyć był niestety zamknięty z powodu śmierci króla zamknięty. Kolejny powód, żeby wrócić.

Jak wiadomo – dzień bez próby dniem straconym, więc choć zmęczeni wycieczką, zrobiliśmy jeszcze próbę, aby przygotować się do  wieczornego koncertu. Pierwszy koncert w Bangkoku (powiązany z warsztatami z Poloneza oraz Mazura, które przeprowadziliśmy po występie) był bardzo udany. 

CHIANG-MAI – po raz pierwszy

Chiang Mai jest największym i najważniejszym miastem północnej Tajlandii, centrum kulturalnym i religijnym. Położenie wśród gór sprawia, że klimat nie jest tu tak męczący, jak na południu kraju – znów czytamy w przewodniku i znów pragniemy to sprawdzić. Noclegi mamy w samym centrum miasta, a to zawsze dobre miejsce wypadowe do zwiedzania – Muzeum Narodowego, Muzeum Sztuki i fabryki parasoli, w której pokazano nam tradycyjny sposób robienia papierowych parasoli i w której mogliśmy sami je malować. 

Z kolorowymi parasolkami udaliśmy się do fabryki jedwabiu, gdzie m.in. mogliśmy prześledzić… proces życiowy jedwabników. Po południu zostaliśmy zaproszeni do restauracji, gdzie kolejny raz mieliśmy możliwość próbowania tajskiego jedzenia, które nie przestaje zaskakiwać smakami. Większość zasmakowała szczególnie w Pat Thaiach –  makaronie ryżowym z dodatkiem zielonych warzyw oraz orzechów nerkowca.

jedliniok2

​​ Główne obchody 89. urodzin księżniczki Doungduen na Chiang Mai, Chiang Mai
fot. archiwum zespołu

W Chiang Mai daliśmy dwa ważne koncerty i oba z okazji 89. urodzin księżniczki Doungduen na Chiang Mai. Nie obyło się też bez przyjęcia i występu u księżniczki, gdzie byliśmy powitani tradycyjnymi tajskimi tańcami. Zaprezentowane przez nas tańce spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem Tajów, a wieczorem po raz pierwszy udaliśmy się na nocny targ, gdzie mogliśmy rozwinąć nasze zdolności negocjacyjne. Wszyscy kupiliśmy ciekawe pamiątki, a co odważniejsi spróbowali lokalnych smakołyków. Ekstremalnym zakupem okazał się grillowany czarny żuk z długimi czółkami i skorpion! oba specjały zostały zjedzone i… na szczęście wszyscy śmiałkowie żyją do dziś.

jedliniok4

​​​​Zjemy skorpiona?
fot. archiwum zespołu

LAMPANG i LAMPUN

W Lampun zaczęło się od koncertu, który choć krótki, był dla nas nie lada wyzwaniem – południe, w pełnym słońcu przy temperaturze powyżej 50 st. Celsjusza! Mimo to koncert wypadł znakomicie. W Lampang uświetniliśmy imprezę wyborów miss i mistera miasta, co w Tajlandii jest bardzo popularną rozrywką. Tu również nie obyło się bez wrażeń. Scena niemal nie wytrzymała naszych żywych, pełnych skoków i tupania tańców.

jedliniok1

Jedliniok w świątyni Pratat Lampangluang, Lampang
fot. archiwum zespołu

Kolejny dzień i kolejny występ na festynie z okazji obchodów Songkran, czyli Tajskiego Nowego Roku. Właśnie rozpoczął się 2560 rok! Tajowie świętują Nowy Rok aż trzy razy – po raz pierwszy, tak jak my, kilka tygodni później radośnie witają Chiński Nowy Rok, a w kwietniu przychodzi czas na Songkran. Songkran, zwany także „Festiwalem Wodnym”, jest jednym z najbardziej żywiołowych świąt w całym tajskim roku kalendarzowym.

Tego dnia również odwiedziliśmy świątynię Wat Phra That Lampang Luang, która jest uważana za jedną ze słynniejszych i piękniejszych świątyń Tajlandii. Dzień zakończyliśmy kolejnymi występami podczas wyborów miss i mistera. Na pewno zapadną na długo w naszej pamięci – piękna oprawa sceniczna oraz upał/nocny zaduch, który był trudny do zniesienia. Szczególnie dla tancerzy w strojach szlacheckich – jeżeli czeka się w gotowości koncertowej kilka godzin, bo organizator ma kłopoty z organizacją.

Również w Lampang braliśmy udział w paradzie, która jest tradycyjną i nieodłączną częścią obchodów Nowego Roku. Zostaliśmy ubrani w tradycyjne tajskie stroje i idąc w długim korowodzie z lokalnymi zespołami, przy towarzyszącej ze wszystkich stron muzyce, oblewaliśmy się nawzajem wodą. Właściwie, to można powiedzieć, że byliśmy oblewani wodą ze wszystkich stron oraz posypywani białym proszkiem. Wiadra, specjalne wielkie pistolety wodne, węże ogrodowe, beczki z wodą i pokruszony lód – wszystko to zostało użyte jako arsenał do oblewania. Impreza przypominała naszego polskiego śmigusa-dyngusa, lecz na dużo większą skalę. W Tajlandii oblewanie wodą i obsypywanie proszkiem ma przynieść szczęście, więc po kilkudniowym święcie Songkran powinniśmy mieć szczęścia bardzo, bardzo dużo.

CHIANG-MAI – po raz drugi

Kolejny festyn z okazji Nowego Roku, kolejne koncerty dla księżniczki. I nasza Wielkanoc – dziewczyny wyczarowały jajka, które pomalowały kredkami do brwi i ust, a wieczorem wzięliśmy udział w mszy, odprawianej w katedrze po tajsku… Najlepiej wszystkim wychodziło „alleluja”.

Chiang Mai słynie z mnogości świątyń. Podobno jest tu ich ponad 700. Widzieliśmy m.in. Srebrną Świątynię – Wat Sri Suphan (niestety do środka mogli wejść tylko mężczyźni…), Wat Phra That Lampang Luang (najstarszą świątynię z XIV w.), Wat Chiang Man i Złotą Świątynię Wat Phra That Doi Suthep (uważaną przez niektórych za ikonę buddyzmu).

jedliniok3

​​​​Mae-sa Elephant Camp, Chiang Mai
fot. archiwum zespołu

Wieczorem zostaliśmy zaproszeni na uroczystą kolację z księżniczką Doung Duen na Chiang Mai i jej synem, księciem Bhagnai na Chiang Mai. Chińska restauracja, podobno najlepsza w mieście, przerobiona z XIV-wiecznego budynku mieszkalnego w formie panteonu, dziś, odrestaurowana służy za restaurację dla eleganckiej klienteli.

KOH SAMET

Niecałe dwa dni odpoczynku… Rajska plaża powitała nas białym piaskiem, błękitno-niebieską wodą i zielonymi palmami. A ludzi jak na lekarstwo. Dopiero po chwili zauważyliśmy, że Tajowie siedzą w cieniu, pod drzewami. Woda cieplutka, przyjemna, ciężko w niej zmarznąć, można by nie wychodzić z wody cały dzień. Potem próba i znowu plaża, tym razem w odsłonie wieczornej.

Rano obudziła nas muzyka dochodząca z ulicy. Okazało się, że to oktawa obchodów Nowego Roku Songkran. Pochód do którego się wkręciliśmy, kierował się na plażę w barwnym korowodzie. Wieczorem obejrzeliśmy zachód słońca, w pięknej zatoczce z plażą obserwowalismy jak słońce topi swe promienie w wodzie. Wróciliśmy już po ciemku przy donośnym śpiewie cykad leśnych.

BANGKOK – po raz drugi i ostatni

Po południu wracamy z wyspy do Bangkoku. Zakwaterowano nas w akademiku, który z wyglądu przypominał 30-piętrowy, całkiem niezły hotel. Na miejscu odbyliśmy długą i solidną próbę, w końcu przez kolejne dwa dni czekały nas dwa koncerty organizowane przez naszą ambasadę w ramach Dni Kultury i Sztuki Polskiej w Bangkoku. W nocy zdecydowaliśmy się zobaczyć nocne życie prawdziwego Bangkoku – ulicę Khao San Road – było tłumnie, głośno, ciągłe nawoływania do klubów show i straganów z osobliwościami.

Pierwszy występ z okazji Dni Kultury i Sztuki Polskiej składał się z kilku części – nasza prezentacja o Polsce, kulturze, tańcach narodowych, później koncert, a na końcu warsztaty z nauką podstawowych kroków tańców. Byliśmy mile zaskoczeni autentycznym zainteresowaniem naszym programem. Po koncercie i kolacji, tuk-tukami, pojechaliśmy na największy nocny targ, do Asiatique.

jedliniok5

Każdy wyjazd Jedlinioka to przede wszystkim występy
fot. archiwum zespołu

Ostatni koncert uświetniający DKiSP wypadł „koncertowo”. W trakcie rozmów kuluarowych przyjmowaliśmy gratulacje od międzynarodowego grona słuchaczy. Zaproszeni goście to przedstawiciele korpusu dyplomatycznego ambasad znajdujących się w Bangkoku, władz uniwersytetu, mieszkających w Tajlandii Polaków oraz tych Tajów, którzy kochają Polskę. Wieczorem przebraliśmy się w eleganckie stroje i pojechaliśmy do Vertigo and Moon Bar, znajdującego się na 61. piętrze hotelu Banyan Tree. I mimo, że byliśmy bardzo zmęczeni, dla widoków było warto. Bangkok w 360 stopniach – można patrzeć i patrzeć…

Film z wyjazdu

Magdalena Wojnarowicz, flecistka

Powrót
31.05.2017
Głos Uczelni
studenci

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg