Święto sera, wina i MasterChef
Mateusz Krojenka, finalista 7. edycji programu „MasterChef” o tradycji w kuchni, gotowaniu dla publiczności i daniach, jakie ta publiczność będzie mogła skosztować podczas tegorocznego Święta sera i wina na Pawłowicach.
Finalista 7. edycji programu „MasterChef” najbardziej lubi przygotowywać dania mięsne i rybne, oraz makarony. Dobrze się Pan też czuje w kuchni polskiej oraz azjatyckiej. Dzieli je jednak od siebie wiele tysięcy kilometrów. Ale może coś te dwie kuchnie, czy szerzej, tradycje kulinarne, łączy?
Łączy je poszanowanie tradycji, w której ważny jest nie tylko przepis przekazywany z pokolenia na pokolenia wraz różnymi tajnikami, które decydują o jego wyjątkowości, ale też świadomość, że ta tradycja zawarta w przepisie to naprawdę jest dziedzictwo kultury. Każdy wie, jak powinna być zrobiona rolada śląska, że się ją podaje z kluskami i modrą kapustą. Ja jestem z Wielkopolski i tutaj każdy zna szare kluski, pyry z gzikiem. Można oczywiście buntować się przeciwko tym lokalnym czy regionalnym tradycjom, eksperymentować, ale koniec końców i tak zawsze wraca się do korzeni, czyli tego pierwotnego smaku, który sprawia, że coś nam kojarzy się z dzieciństwem, wakacjami u babci, rodzinny domem.
Co zdecydowało o Pana udziale w programie „MasterChef”: chęć sprawdzenia się, potrzeba rywalizacji, czy zabawa?
Zdecydował przypadek. Pewnego wieczoru siedzieliśmy z moją siostrą i jej mężem w domu i akurat w telewizji puszczano zapowiedź castingów do tego programu. Szwagier zażartował, że na pewno nie zdecydowałbym się zgłosić. Aż podskoczyłem. Ja bym odpuścił?!
Czyli wyzwanie?
Można tak powiedzieć. Wysłałem zgłoszenie, a po kilku dniach dostałem wiadomość zwrotną, że mam przyjechać na casting do Poznania. I na tym castingu już mieliśmy pierwszy prawdziwy sprawdzian, czyli gotowaliśmy – przyrządzaliśmy policzki wieprzowe z porto. Pamiętam to do dzisiaj.
W finale edycji, w której brał Pan udział, uczestnicy musieli przygotować gołąbki, stek z polędwicy wołowej i na deser tiramisu. Jak ustawiłby Pan gradację trudności tych potraw?
Najtrudniejszy do przyrządzenia był stek, bo wystarczy chwila nieuwagi i mięso z patelni jest do wyrzucenia. I oczywiście w pierwszej chwili patrząc na te gołąbki, stek i tiramisu może się wydawać, że to są banalnie proste potrawy. Ale nie są. Bo w takim programie nie chodzi o to, by przygotować je tak, jak robimy je w domu. Chodzi o to, aby jurorów zaskoczyć czymś zupełnie nowym.
Na naszym święcie, na którym będzie Pan gotował, królują sery i wino. Polska kuchnia z winem kojarzona raczej nie jest, za to sery kojarzą nam się głównie z pierogami i sernikiem.
Użyłbym czasu przeszłego – kojarzyły. Jako konsumenci i klienci różnych restauracji wymagamy od kucharzy coraz więcej. Chcemy próbować nowych smaków. A smaki sera i win wzbogacają nam potrawy, zmieniając ich smak, strukturę i nawet wygląd. To już nie są tylko pierogi, czy sernik. Podajemy sery do win, wina do sosów i celebrujemy dobre jedzenie. I o to przecież chodzi.
Na Święcie sera i wina pierwszego dnia ugotuje Pan zupę cebulową, a drugiego gulasz. Dlaczego wybrał Pan akurat takie potrawy?
Chyba każdy z nas zna tradycyjną francuską zupę cebulową gotowaną na winie, ale to danie potrafi zaskoczyć i też postanowiłem zaskoczyć gości jarmarku. A gulasz wybrałem dlatego, że świetnie wpisuje się w polską tradycję, jest zarazem kosmopolityczny, bo jest obecny w wielu kuchniach świata, chociażby węgierskiej czy ukraińskiej. Będziemy mieli więc jednego dnia kuchnię francuską, trochę zahaczającą też o włoską, drugiego staropolską.
Wykorzysta Pan w gulaszu ser?
Myślę, że tak, choć to będzie duże wyzwanie.
A nie jest wyzwaniem gotowanie dla kilkuset osób, które w dodatku patrzą kucharzowi na ręce?
Jest i zawsze jest to stres, ale z drugiej strony jestem oswojony już z gotowaniem na żywo, lubię kontakt z ludźmi, cieszy mnie, kiedy chwalą to, co ugotowałem. Bo największy stres wywołuje nie przygotowanie samej potrawy, a więc obieranie, krojenie, gotowanie, ale doprawienie, dosmaczenie, bo każdy z nas ma inne przyzwyczajenia, lubi inne smaki. I to dopiero jest wyzwanie zadowolić wszystkich!
Jakie są Pana ulubione potrawy?
Skoro jestem z Wielkopolski, to wiadomo, że pyry z gzikiem, idealne latem na upały. Jeśli dodamy do nich śledzie, to mamy fantastyczny piątkowy obiad. I jak typowy facet kocham mięso, a więc i kotleta schabowego. Obowiązkowo z kapustą.