eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Prof. Szewrański: – Cenię samodzielność

Prof. Szymon Szewrański z Katedry Gospodarki Przestrzennej UPWr o odwadze w nauce, odpowiedzialności w nauczaniu i wyzwaniach, jakie czekają społeczeństwa w najbliższych latach.

Co trzeba zrobić, żeby zostać profesorem?

Uczciwie pracować. Każdego dnia robić to, na co się człowiek umówił sam ze sobą. Pracę wykonywać rzetelnie, odkładać do szuflady kolejne artykuły i analizy, by – jak mawiał śp. pamięci profesor Julian Paluch – wtedy, gdy ta szuflada jest już pełna, po prostu użyć tych materiałów. Ważne jest też, aby spotkać pomocnych i życzliwych ludzi, bo od nich wiele zależy w życiu zawodowym.

Czy w tej rzetelności jest też miejsce na odwagę?

Na tym polega odkrywanie świata – na kolejne pojawiające się pytania próbować odpowiedzieć w taki sposób, żeby wzbogacić istniejący stan wiedzy. Czasami trzeba podważyć to, co ktoś wcześniej ustalił. Choć mam wrażenie, iż w naukach stosowanych częściej skupiamy się po prostu na wykorzystywaniu metod naukowych do rozwiązywania praktycznych problemów.

prof_szewranski-1
fot. Tomasz Lewandowski

Pytam o odwagę, bo gospodarka przestrzenna była i jest immanentną częścią życia społecznego, a to z kolei jest uzależnione mniej lub bardziej od polityki.

To w takim kontekście rzeczywiście nie jest łatwo wystąpić na konferencji z samorządowcami i powiedzieć, że ich pomysły nie są najlepsze. Mam pewne doświadczenie w opracowywaniu prognoz oddziaływania na środowisko dla ważnych krajowych dokumentów strategicznych. Jest to już ten poziom krytycznej analizy, na którym okazji do ostrych konfrontacji jest niemało.

Co z nich wynika? Politycy mają tendencję do chowania do szuflady pomysłów i planów poprzedników.

Pracując na uczelni mam ten komfort, że mogę oceniać rzeczywistość niezależnie od koniunktury politycznej. My mamy tę przewagę nad politykami, że możemy bezstronnie oceniać realizację ich strategii, oceniać ich konsekwencje a także ciągłość zarządzania.

W latach 70. bogiem była industrializacja, pod koniec lat 90. odkrywano wieś, jako idealne miejsce do życia, potem pojawiła się koncepcja Benjamina Barbera, w myśl której dla rozwoju państw i społeczeństw najważniejsze są miasta. Jak w tych trendach i idących za nimi politykach mieści się naukowiec, który tak jak Pan zajmuje się gospodarką przestrzenną i zrównoważonym rozwojem?

Swoim studentom mówię, że wybrali trudny zawód, bo oprócz rozumienia kwestii przestrzenno-geograficznych, trzeba być trochę socjologiem, nieźle rozumieć mechanizmy ekonomiczne, swobodnie poruszać się po meandrach życia politycznego. Jak widać, jest to dziedzina wiedzy, która wymaga erudycji i otwartego podejścia. Jeśli ktoś się zajmuje zrównoważonym rozwojem, to naprawdę musi sporo wiedzieć o środowisku, społeczeństwie i gospodarce. Kluczem do tego zawodu jest więc interdyscyplinarność. A jeśli pyta mnie pani o ocenę przestrzeni, w jakiej żyjemy, to nie jest dobrze. Od transformacji dominuje logika zysku a nie jakości życia, chociaż w najnowszych strategiach lokalnych to się zaczyna zmieniać.

Aktywizacja młodego pokolenia, coraz liczniejsze ruchy miejskie wskazują, iż zmieniają się oczekiwania mieszkańców, rosną ich wymagania względem otoczenia w reakcji na fakt, iż  przestrzeń wokół jest zabudowywana i zabetonowywana, kosztem zieleni i terenów otwartych.

Aktywizacja młodego pokolenia, coraz liczniejsze ruchy miejskie wskazują, iż zmieniają się oczekiwania mieszkańców, rosną ich wymagania względem otoczenia w reakcji na fakt, iż  przestrzeń wokół jest zabudowywana i zabetonowywana, kosztem zieleni i terenów otwartych.

Miasta „rozlewają się” w niekontrolowany sposób. Wykonywaliśmy analizy przestrzenne dla Wrocławia i okolic. Obszarem badań były sąsiednie gminy i suburbia samego miasta.  Z analizy strategicznej wynika,  że jest to przestrzeń zaplanowana politycznie na ponad 2,5 miliona ludzi, a tymczasem w tej chwili mieszka tu raptem nieco ponad 700 tysięcy ludzi.

prof_szewranski-4
fot. Krzysztof Sitkowski/KPRP

To źle?

To znaczy, że ona jest przeprojektowana. Jeśli plany, studia i polityka przestrzenna zakładają, że można budować, no to budujemy! Skumulowany efekt jest taki, że czas dojazdu z domu do pracy wynosi 1,5 godziny. Wrocław nie jest odosobnionym przypadkiem.

Na Dolnym Śląsku mieszka trochę ponad 2 miliony ludzi. Mamy trzy byłe miasta wojewódzkie, które po utracie centralnych urzędów musiały się zdefiniować na nowo, i jedną metropolię, która „wysysa” najlepszych z regionu. Jak nazwać taki proces planowania przestrzenno-gospodarczo-społecznego?

O ile dobrze pamiętam, kiedyś to się nazywało modelem polaryzacyjno-dyfuzyjnym, w którym strategicznie bogactwo skupiano w jednym miejscu, przy założeniu, że zgodnie z teoriami neoliberalnymi, przypływ uniesie wszystkie łódki w porcie. Praktyka pokazuje, że niekoniecznie te mniejsze łódki ostatecznie wypłyną w morze. Czytałem niedawno pracę na temat upadku kolei i transportu publicznego w związku z degradacją obszarów pozametropolitalnych. Ktoś kiedyś napisał, iż koleje są naczyniami krwionośnymi. Można je oczywiście zamrozić i unieruchomić, ale to zabija tkanki, które te naczynia zasilają. W Polsce obszarów komunikacyjnie odciętych, a przez to funkcjonalnie zdegradowanych, jest dużo. Okazuje się, iż odcięcie transportowe uderza najbardziej w kobiety, które nie mając prawa jazdy i dostępu do taniego transportu publicznego, nie mają jak wydostać się ze wsi czy małego miasteczka do pracy. Odcięcie od świata zewnętrznego uaktywnia procesy degenerujące lokalne środowisko, ucieczkę młodych ludzi, upadek gospodarki lokalnej itd.

Czy to jest proces, który można zatrzymać lub odwrócić?

Tak, myślę, że sporo regionalnych władz dostrzega, że przewozy regionalne muszą funkcjonować niezależnie od oczekiwania zysku. Ich sprawne działanie ma napędzać gospodarkę i być użyteczne społecznie.

Jak naukowiec może przekonać do zmiany koncepcji tego, który kształtuje plan zagospodarowania przestrzennego, sprzedaje grunty, czy decyduje o tym, co i gdzie może zostać wybudowane?

Podstawą działań powinno być strategiczne, wielowariantowe planowanie z porządną, strategiczną i wielowątkową analizą skutków. Dysponujemy narzędziami, które pozwalają projektować alternatywne warianty zagospodarowania rozwoju gospodarczego i społecznego. Możemy próbować na podstawie tych wariantów oceniać skutki, zarówno przestrzenne, krajobrazowo-środowiskowe, jak i ekonomiczno-społeczne. Wierzę, że jeżeli się przekona decydentów, że ekonomicznie pewne warianty są korzystniejsze, to są w stanie podejmować decyzje długofalowo korzystne dla mieszkańców i środowiska. Lokalni politycy muszą uwierzyć, iż w kolejnych wyborach wyborcy docenią poprawę jakości życia. Dzisiaj samorządowcy są zainteresowani inwestycjami i miejscami pracy. Rozumiem to, zapewnienie miejsc pracy jest kluczowym czynnikiem rozwoju. Ale wciąż bardzo często odbywa się to kosztem przestrzeni, krajobrazu, środowiska, w którym żyjemy.

To kiedy pojawia się ten moment, kiedy społeczność zaczyna rozumieć, że inwestycje i miejsca pracy są bardzo ważne, ale ważne jest też to, jak się żyje w ich mieście?

Zgodnie z piramidą Masłowa po zaspokojeniu bazy podstawowej, chcemy mieć możliwość odpoczynku, rekreacji, chcemy czystego powietrza, wody, dobrej komunikacji miejskiej. Proszę zauważyć, we Wrocławiu przez wiele lat najważniejsze były zysk, pieniądze i nowe miejsca pracy, a teraz mówimy o powietrzu. Przecież to powietrze nie pogorszyło się z dnia na dzień. Po prostu ludzie zaczęli dostrzegać, że oprócz pieniędzy, porządnej pracy czy miejsc, gdzie mogą zaparkować samochód, dobrze jest, jeśli mają też gdzie zdrowo mieszkać i oddychać czystym powietrzem. Ważnego znaczenia nabierają rosnąca świadomość zmiany klimatu oraz starzejące się społeczeństwo. Profesor Joost van Hoof z Holandii, który przez dwa lata pracował w Katedrze Gospodarki Przestrzennej na Uniwersytecie Przyrodniczym, zaszczepił w nas ideę badania tego, jak zmiany środowiskowe i klimatyczne łączą się ze zmianami społeczno-gospodarczymi. Kompleksowe studia nad systemami społeczno-środowiskowymi są obecnie jednymi z ciekawszych nurtów badawczych na świecie.  Profesor van Hoof wspólnie z dr. hab. Janem Kazakiem rozpoczęli szczególnie interesującą w tym kontekście ocenę komfortu termicznego osób starszych w miastach.

prof_szewranski-3
fot. Tomasz Lewandowski

Co to znaczy?

Wyobraźmy sobie 80-letnią osobę mieszkającą na ostatnim piętrze w bloku z wielkiej płyty. Wyobraźmy sobie peerelowski dach pokryty papą. Latem mieszkanie tej osoby zamienia się w piekarnik. Temperatura, w jakiej spędza ona całe dnie, wpływa na jej zdrowie, samopoczucie. Nie jest to jednostkowy problem, ale szerokie zjawisko, mające swoje oddziaływanie choćby na zdrowie publiczne. Polityki miejskie zmierzą się niebawem z komfortem termalnym starzejącego się społeczeństwa. Ale na to, jak zmiany klimatyczne wpływają na systemy społeczne patrzymy szerzej. Moja doktorantka Marta Sylla pracuje nad wyceną usług ekosystemowych. Analizuje, ile na przykład jest warta praca pszczoły i czy powinniśmy ją uwzględniać w rachunku ekonomicznym. Możemy ignorować ten fakt, ale czy nie warto się zastanowić na perspektywą, ile będzie kosztowało jabłko, czy truskawka, jeżeli pszczoły wyginą? Tego typu zagadnienia wiążą się fundamentalnie z gospodarowaniem przestrzenią. Odpowiedź na pytanie o znaczenie usług ekosystemowych jest zarazem odpowiedzią na to, jak pewne typy zagospodarowania przestrzennego mogą być wykorzystane – lub nie – na przykład w kwestii zarządzania ryzykiem powodziowym. To kolejny ważny temat, bo zmiany klimatyczne i zmiany w zagospodarowaniu przestrzennym szczególnie widoczne na obszarach podmiejskich, niosą ze sobą nowe zagrożenie, jakim są powodzie opadowe, obecnie znaczniej bardziej uciążliwe niż wielkie powodzie fluwialne, które zdarzają raz na kilka czy kilkadziesiąt lat. Inna moja doktorantka – Małgorzata Świąder – bada z kolei ślad węglowy i ślad ekologiczny wrocławian. Współpracuje ściśle w tym zakresie z Ecological Footprint Network – pionierami tej metody na świecie. Obliczenia wykonane dla Wrocławia są konsultowane przez ekspertów zza oceanu. Mamy już wspólne z nimi artykuły. Wierzę, że niebawem Wrocław będzie niedługo solidnie i wiarygodnie oceniony w tym obszarze.

Jak Pan sobie wyobraża przyszłość polskich miast za kilkadziesiąt lat?

Nie wchodzę w futurologię. Kiedy rozmawiam ze studentami na temat długofalowych strategii, to się uśmiecham, gdy ktoś mówi, żeby planować coś na 20 lat do przodu.

To jaka jest racjonalna perspektywa, w której można cokolwiek planować?

Wydaje mi się, że 10 lat.

No to jakie czekają nas zmiany w ciągu 10 lat?

Technologia i cyfryzacja będą się pogłębiać, a więc czeka nas komunikacja 5G i internet rzeczy. Niedawno w Liverpoolu miałem okazję rozmawiać z wysokim urzędnikiem ONZ z programu Habitat i on mówił o jeszcze głębszej, niż na to wskazują oficjalne raporty, urbanizacji świata. Patrząc na problem lokalnie, myślę, że Wrocław w końcu wchłonie suburbia, zwłaszcza, że funkcjonalnie ich mieszkańcy to tak naprawdę mieszkańcy Wrocławia. To zaś wymusi stworzenie sensownej polityki dla całej aglomeracji. Rozrastanie się miasta spowoduje powstawanie jeszcze większych korków na drogach dojazdowych i w centrum. Kluczowa kwestia do rozwiązania to zasilanie w energię, wodę, wywóz śmieci, kanalizacja. Jeśli tyle mówimy o starzejącym się społeczeństwie, to musimy przyjąć, że prędzej czy później zderzymy się z realną kwestią imigrantów. Racjonalna polityka w tym zakresie jest potrzeba już teraz. Jeszcze parę lat temu nie przewidywaliśmy w Polsce takiej fali imigrantów z Ukrainy, a teraz są to tysiące ludzi, których z kraju wypchnęła wojna w Donbasie, której też nie przewidzieliśmy. Dzisiaj język ukraiński czy rosyjski słychać powszechnie na ulicach Wrocławia. Co ciekawe – i tu kłania się gospodarka przestrzenna – nikt nie przewidział, jak ta imigracja wpłynie na ceny mieszkań. Jak widać, przyszłość niesie ze sobą ciekawe zmiany – z jednej strony będziemy mieli starzejące się społeczeństwo miejscowe, z drugiej strony napływ młodych, dynamicznych, ambitnych ludzi, którzy zniwelują zagrożenia demograficzne.

Pytanie, czy miejscowa ludność będzie na tyle otwarta, żeby ich wchłonąć czy to będą odrębne byty.

Nie wiem, ja jestem skromnym profesorem nauk rolniczych. Wciąga mnie pani w dziedziny, które mnie interesują, ale nie są przedmiotem moich badań naukowych. Ja bym sobie życzył, żeby było pozytywnie, bo to jest jakaś naturalna kolej dziejów. Poza tym wydaje mi się, że ta fala uchodźców jest nie do zatrzymania. Jednocześnie mam poczucie, że myśmy na własne życzenie przegapili tę najbardziej ambitną i energiczną grupę imigracyjną. Bo najczęściej ta pierwsza fala to są ci najbardziej kreatywni, najbardziej zdeterminowani i przedsiębiorczy, którzy mogą coś wnieść do społeczeństw, które je otwarcie przyjmują. Kolejne fale będą raczej zmuszone, żeby za wszelką cenę uciekać z miejsc, gdzie się nie da żyć. I to wcale nie musi być korzystne dla nas.

To zostawmy przewidywania i politykę, a wróćmy na uczelnię – czego uczy Pan swoich studentów?

Staram się ich uczyć krytycznego myślenia.

prof_szewranski-1-2
fot. shutterstock

Czy ci studenci, którzy przychodzą dzisiaj na zajęcia różnią się od tych sprzed 10 lat?

Tamci nie byli podpięci na stałe do globalnej sieci, bo telefon to jest tak naprawdę interfejs internetowy. Śledzę prace naukowe na temat dystrakcji, rozproszenia uwagi związanego z korzystaniem z cyfrowych urządzeń. Spora część prac dotyczy wpływu nadużywania smartfonów na poziom skupienia na zajęciach. Dzisiejsi studenci nie są ani gorsi ani lepsi, są po prostu inni. Myśmy używali kalkulatorów, a mój ojciec pewnie suwaka logarytmicznego i dłużej musiał wykonać działania, które inni dzisiaj wykonują dużo, dużo szybciej. W tym kontekście wrócę do pytania o to, czego uczę swoich studentów. Mianowicie skupiam się na tym, żeby próbowali krytycznie podchodzić do danych i do informacji. Żeby starali się je selekcjonować i wybierać dobre źródła.  W końcu, żeby potrafili czytać ze zrozumieniem.

Bardzo wymagam samodzielności. Nie toleruję, jeśli ktoś kopiuje, bezmyślnie zapożycza czy ściąga. Wolę pracę słabą, ale samodzielną, niż odtwórczą.

Bardzo wymagam samodzielności. Nie toleruję, jeśli ktoś kopiuje, bezmyślnie zapożycza czy ściąga. Wolę pracę słabą, ale samodzielną, niż odtwórczą.

I mam satysfakcję, kiedy to procentuje – jeden z moich studentów rok chodził za mną i pytał, co ma zrobić w pracy dyplomowej. Za każdym razem mu odpowiadałem, że ma czytać i znaleźć problem. Dopiero na pół roku przed terminem zorientował się, że ja naprawdę wymagam od niego samodzielności. I w efekcie napisał taką pracę, że przez ministra infrastruktury została uznana za jedną z najlepszych w Polsce. Ja mam satysfakcję, on ma porządną pracę. Największą nagrodą jest fakt, że studenci są w pewnych obszarach lepsi ode mnie, a po drugie że dostają godne i satysfakcjonujące zatrudnienie…

Czemu wybrał Pan gospodarkę przestrzenną?

Tak się potoczyły losy. Ukończyłem studia na kierunku inżynieria środowiska. Pracę naukową zaczynałem w instytucie u profesora Stanisława Kostrzewy. Zajmowałem się ochroną i kształtowaniem środowiska, dokładniej erozją gleb. Specyfika badań sprawiła, że siłą rzeczy zacząłem prowadzić analizy przestrzenne z wykorzystaniem systemów informacji geograficznej. Skończyłem studia podyplomowe w tym zakresie. Dodatkowo ukończyłem studia podyplomowe z prawa ochrony środowiska na Uniwersytecie Wrocławskim oraz planowanie przestrzenne i urbanistykę na Politechnice Wrocławskiej. Zacząłem praktycznie i naukowo zajmować się zrównoważonym rozwojem. Do pakietu środowiskowego parę lat temu dołożyłem sporą dawkę wiedzy z zarządzania i organizacji, parę lat temu skończyłem studia MBA. Prawdę mówiąc, po zdobyciu dyplomu magistra zacząłem się uczyć dla przyjemności. Gospodarka przestrzenna jako wybór drogi zawodowej jest wypadkową wielu dziedzin wiedzy, z którymi w życiu się zetknąłem. Jest też wynikiem wielu splotów okoliczności i ludzkich wyborów. Mój mentor, profesor Józef Sasik, nauczył mnie, by przede wszystkim szanować ludzi i doceniać to, co się ma. Anthony Giddens kiedyś napisał, że sukces składa się w 10 procent z nas, a w 90 procent ze środowiska i ludzi, wśród których żyjemy. I ja to sobie i innym ciągle powtarzam.

Takie stwierdzenie wymaga ogromnej dojrzałości.

Dlatego sięgam po Giddensa.

rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Powrót
09.12.2019
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg