eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Prof. Melnyk: – My walczymy o życie

Prof. Oleg Melnyk z Narodowego Uniwersytetu Przyrodniczego i Nauk o Środowisku Ukrainy, specjalista z zakresu anatomii i profesor honorowy Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu o współpracy z polskimi naukowcami, znaczeniu anatomii i własnej drodze do nauki.

Przyjechał Pan do Wrocławia, na Uniwersytet Przyrodniczy z Kijowa. Urodził się Pan w stolicy Ukrainy?

Nie. Urodziłem się na zachodzie Ukrainy. W Bukowinie.

To co Pana poprowadziło do tego Kijowa?

Zawsze lubiłem zwierzęta. Chciałem zostać lekarzem, ale najpierw, po ósmej klasie, poszedłem do technikum. Zrobiłem dyplom felczera, na dwa lata trafiłem do wojska, trochę jako ten felczer popracowałem, aż poszedłem na studia. Do Kijowa. Na weterynarię. Bardzo chciałem być chirurgiem, bo już w technikum asystowałem przy różnych operacjach i bardzo mnie to fascynowało. Ale na tych studiach trafiłem do pewnego docenta, który w niedługim czasie został profesorem, szefem katedry. Był luty 1986 roku. W tamtych czasach wszystkie zajęcia były prowadzone w języku rosyjskim. Jak zacząłem stawiać w tej anatomii pierwsze kroki – jak się potem okazało, to były moje pierwsze kroki w nauce – tak zostałem z tą anatomią do dzisiaj dochodząc do stopnia profesora i szefa katedry.

I to anatomia okazała się Pana powołaniem?

Zjadłem na niej wszystkie swoje zęby. W 1815 roku żył taki wybitny anatom, z pochodzenia Ukrainiec. Jak mieszkał w Ukrainie to nazywał się Mucha, a jak został w Petersburgu dziekanem Akademii Medyko-Chirurgicznej to już się nazywał Muchin. I on w tym 1815 roku powiedział takie zdanie, które ja kazałem umieścić nad wejściem do naszej katedry – bez anatomii nie ma medycyny i nie da się być lekarzem. Dla lekarza najważniejsza jest odpowiedź na pytanie „Jak?”. Jak jest zbudowany organ, jak pracuje, jak organy tworzą układy.

A dla naukowca, który zajmuje się anatomią?

Też ważna jest ta odpowiedź na pytanie „jak”, ale najważniejsza na pytanie „dlaczego”.

Uroczystość uhonorowania prof. Melnyka odbyła się w Sali Senatu UPWr. Uczestniczyły w niej nie tylko wladze uczelni i Wydziału Medycyny Weterynaryjnej, ale też byli rektorzy i przyjaciele profesora
Uroczystość uhonorowania prof. Melnyka odbyła się w Sali Senatu UPWr. Uczestniczyły w niej nie tylko wladze uczelni i Wydziału Medycyny Weterynaryjnej, ale też byli rektorzy i przyjaciele profesora
fot. Tomasz Lewandowski

No to jeśli „jak?” i „dlaczego?”, to czy w tej anatomii i związanej z nią fizjologii wciąż są obszary, o których wiemy niewiele bądź nic?

Bardzo wiele, na przykład mięśnie. We wszystkich książkach napisano jak pracuje mięsień przywodzący, a tymczasem okazuje się, że on pracuje zupełnie inaczej.

Czyli jak?

Jak guma. Jak ją naciągniemy, to się napręża, jak puścimy – wraca do pierwotnego stanu. Oczywiście mówię to w dużym uproszczeniu, bo to znacznie bardziej skomplikowany mechanizm, ale już choćby tak z pozoru świetnie opisana w podręcznikach anatomii kwestia okazuje się jedną z tych, która wymaga rewizji i przedstawienia na nowo. Zajmowałem się też sercem. Mięsień sercowy w swojej strukturze jest bardzo podobny do mięśni szkieletowych. I pomyśleliśmy z moimi współpracownikami, że jeśli tak, to musi pracować tak samo. Potwierdziliśmy to badaniami m.in. przewodnictwa elektrycznego w mięśniach. Podobnie jest z kośćmi, one też są inaczej zbudowane niż można to wyczytać w książkach. My naprawdę wciąż odkrywamy różne osobliwości, właściwości, których albo wcześniej nie znaliśmy, albo były zupełnie inaczej opisane.

Anatomowie mają zajęcie?

Dużo zajęcia, ale te odkrycia, redefinicje, ustalenia wymagają czasu, podobnie jak opisanie ich i wprowadzenie do podręczników. Jak ktoś mówi o anatomii lekceważąco, to ja tylko przypominam, że ona jest dla lekarza tym, czym alfabet dla dziecka w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Jeżeli znamy anatomię i funkcje poszczególnych narządów i struktur organizmu, dopiero wtedy może myśleć o leczeniu.

prof_melnyk-8.jpg
Prof. Krzysztof Kubiak, były dziekan Wydziału Medcyyny Weterynaryjnej i prof. Oleg Melnyk
fot. Tomasz Lewandowski

Pana młodość przypada na bardzo burzliwy historycznie i politycznie czas. Rozpad Związku Radzieckiego, powstanie niepodległej Ukrainy, pomarańczowa rewolucja, majdan, wojna. Czy to wszystko wpływało na Pana środowisko naukowe?

18 sierpnia 1991 roku nikt z nas nie myślał, ba, nawet nie mógł pomyśleć, że następnego dnia upadnie Związek Radziecki. A tu nam powiedzieli, że mamy swój parlament i jesteśmy już niepodległym państwem. Nie wszyscy i nie wszystko rozumieli. Zaczęły się różne zmiany. 1 grudnia 1991 roku odbyły się wybory prezydenta, podpisano porozumienia mińskie. Ukraina po upadku ZSRR miała własną broń atomową, drugą co do wielkości armię w Europie, ale uznano wtedy, że Ukraina nie może walczyć. Z kim? Z Polską? Nie. Z Rumunią? Nie. Ze Słowacją? Też nie. Z Rosją? No przecież to w ogóle jest niemożliwe, tak jak z Białorusią. No to po co Ukrainie takie wielkie wojsko? Rozbrojono nas w majestacie porozumień międzynarodowych, gwarancji Bóg wie jakich. Do 2014 roku w naszej armii było więcej generałów niż żołnierzy. W 2014 po wejściu Rosjan na Krym i zaatakowaniu Donbasu sytuacja się zmieniła. Zaczęto rozumieć, że wojsko jest ważne. Zaczęto odbudowywać armię. Ukraina chce do NATO.

Henry Kissinger był przeciwnikiem waszego wejścia do sojuszu, ale niedawno stwierdził, że trzeba zrewidować to stanowisko.

No jak Kissinger powiedział coś takiego, to znaczy, że myślą. I historycznie może takie wątpliwości czy analizy są uzasadnione, ale dla nas dzisiaj mają wagę życia i śmierci. Bo na Ukrainie giną ludzie, którzy niczemu nie są winni. Rosjanie przyszli nas wyzwolić, tak mówili na początku, rok temu, gdy nas zaatakowali. Od kogo oni nas wyzwalają? Od nas samych? I zdziwili się, bo w pierwszych dniach po wybuchu wojny 24 lutego 2022 roku komendy wojskowe były pełne ludzi gotowych walczyć za ojczyznę. Za Ukrainę. Do tej wojny Ukraińcy rozmawiali i po rosyjsku, i po ukraińsku. To ludzi nie dzieliło. A teraz ludzie, którzy w domu, w pracy mówili po rosyjsku, przestali używać tego języka. Rosjan takich też znam. Opowiem taką historię.

Proszę.

W czasie majdanu był u nas w naszej katedrze prof. Paweł Sysa, wybitny polski naukowiec i mój przyjaciel. Wielki patriota Ukrainy i Polski. Pytam go, co on chce zobaczyć w Kijowie. A on mi mówi „majdan”. No to ja mu, że mowy nie ma i go tam nie puszczę. Zawiozłem go do hotelu, tak, żeby było bezpiecznie. Upewniłem się, że zostanie na miejscu. Rano przychodzi do katedry, ja go pytam, jak mu się spało, a on do mnie, że wcale nie spał. „Ty nie chciałeś iść ze mną na majdan, to sam poszedłem”. Wsiadł w autobus, potem do metra i trafił na majdan. „Panie profesorze!” krzyknąłem, a on do mnie „i wiesz co, tam stało pianino, ktoś grał wszyscy śpiewali i ja też”. Kilka dni później jechaliśmy razem autobusem, rozmawialiśmy ze sobą i nagle jakiś typ, trochę podpity, do profesora Sysy wypalił „a po czemu ty w Ukrainie goworisz pa polski?”.

Prof. Melnyk w pawłowickim parku – w tradycyjnej ukraińskiej wyszywance
Prof. Melnyk w pawłowickim parku – w tradycyjnej ukraińskiej wyszywance
fot. Tomasz Lewandowski

I co Pan zrobił?

Odwróciłem się do niego i powiedziałem „a po czemu tu w Ukrainie goworisz pa ruski i nie znajesz ukraińskiej mowy?”. Uciekł na pierwszym przystanku. To jest przykład głupoty i głupiej sytuacji, bo ja jak sięgam pamięcią pretensji do języków, w jakich ze sobą rozmawialiśmy, nie było. Mów, jakim chcesz, no chyba, że idziesz na państwowe stanowisko, na służbę. Wtedy mówisz w języku państwa. Czyli po ukraińsku.

Ilu z Pana pracowników i studentów trafiło na front?

Z katedry nikt, o studentach z naszego wydziału nic nie wiem, nie zbieram informacji z dziekanatu, ale mamy już na uczelni studentów, którzy zginęli na tej wojnie. I absolwentów też.

Wojna wpłynęła na waszą pracę i badania naukowe?

Wszystko zależy od konkretnych pracowników. Kiedyś Stalinowi przypisano powiedzenie, że najważniejsze są kadry, ale to tak naprawdę są słowa Konfucjusza. Gdybyśmy mieli pokój, byłoby inaczej. Każdy ma swoje obowiązki, ktoś ma lepsze kontakty zagraniczne, dba o współpracę, a ktoś ma mniej. Ale dzisiaj te obowiązki są też i nieco inaczej definiowane. Współpracujemy z Ukraińską Służbą Kynologiczną, która ma pod opieką psy – tropiące, szkolone do wyszukiwania materiałów wybuchowych, ludzi. Ten najbardziej znany to Patron, ale takich Patronów jest w tej służbie dużo. My zapewniamy tym zwierzętom opiekę weterynaryjną. A wy, czyli naukowcy z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, organizujecie dla nas, czyli tak naprawdę dla naszych psów, zaopatrzenie w potrzebne leki. Jednocześnie jednak mimo wojny powstają prace naukowe, które piszemy wspólnie z naukowcami z Polski, Czech, Słowacji. Myślimy o projektach naukowych, kobiety wyjeżdżają na staże naukowe, bo mężczyźni objęci są zakazem ze względu na mobilizację i na każdy wyjazd potrzebna jest specjalna zgoda.

Współpraca z Uniwersytetem Przyrodniczym we Wrocławiu…

… nabrała dla mnie znaczenia od razu, kiedy zacząłem jeździć do Polski. Przed moją habilitacją, przyjechał do Kijowa prof. Sysa i zaprosił mnie do waszego kraju. Powiedziałem mu, że Polskę to ja sobie mogę pooglądać w Internecie. Jak mam do was jechać, to do konkretnych ludzi, po coś i z czymś. Nic nie mówiłem wtedy po polsku. I w końcu przyjechałem na trzy tygodnie, znałem cztery słowa, jako dzieciak oglądałem serial „Czterej pancerni i pies”  – dzień dobry, do widzenia, wszystko jedno i cała naprzód. Na granicy, kiedy do przedziału w pociągu weszła polska Straż Graniczna, pomyślałem sobie, co ja w tej Polsce będę robić trzy tygodnie, jak ja po polsku nic w ząb… To był 2012 rok.

Przecież radzi Pan sobie z tym polskim świetnie.

Kilka dni byłem w Warszawie, słuchałem i usłyszałem, że mamy podobne słowa. Potem byłem w Krakowie, zwiedzałem miasto, słuchałem, coś zaczynałem rozumieć. Potem był Wrocław. Też kilka dni. Ale to ciągle było bardziej słuchanie niż mówienie. W 2013 roku zostałem zaproszony na kongres Polskiego Towarzystwa Anatomicznego, prof. Sysa poprosił mnie, żebym przygotował wystąpienie, a wcześniej przysłał streszczenie. Napisałem, wysłałem, przyjechałem. I słyszę od prof. Sysy, że na następny dzień mam wystąpienie, ale po polsku. Zaniemówiłem. Przecież ja po polsku ni w ząb. No może kilka słów więcej znałem niż za pierwszym razem. Usiedliśmy z kolegą profesorem. Napisaliśmy od nowa to moje wystąpienie – po polsku ukraińskimi literami. Następnego dnia wygłosiłem ten tekst, potem były pytania, prof. Sysa tłumaczył i te pytania i odpowiedzi. A wieczorem była kolacja. I sam nie wiem, jak to się stało, ale następnego dnia rano już mówiłem w waszym języku. (śmiech)

rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Powrót
24.02.2023
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg