eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Prof. Kowalczyk: – Zootechnika to przypadek, ale nie żałuję

Nowo mianowany prof. Artur Kowalczyk o tym, czego uczą nas ptaki, o ratowaniu głuszców i cietrzewi – gatunków zagrożonych wyginięciem, o tym, za co lubi wieś, dlaczego wybrał zootechnikę i dumie rodziców z jego osiągnięć.

Specjalizuje się Pan w rozrodzie ptaków, tych hodowlanych, i tych zagrożonych wyginięciem, jak głuszce i cietrzewie. To duże wyzwanie ratować takie gatunki?

Tematyką ochrony głuszca zajmujemy się od 15 lat, początkowo współpracując z jednym, a obecnie już trzema nadleśnictwami. Wykorzystujemy wiedzę i umiejętności dotyczące technik wspomaganego rozrodu, jakie zdobyliśmy w pracy z ptakami użytkowymi.

Jakie to umiejętności?

Pobieranie nasienia, jego kriokonserwacja, inseminacja, a więc mamy możliwość wykorzystywania materiału genetycznego w dowolnym czasie i miejscu. Dzięki temu jesteśmy w stanie pozyskiwać pisklęta od ojca, który już nie istnieje lub jest oddalony setki kilometrów od miejsca inseminacji. Możemy w większym stopniu panować nad inbredem, czyli spokrewnieniem, co nie jest łatwe w małych populacjach.

Dlaczego?

Bo głuszców jest bardzo mało, w kontrolowanych hodowlach różnorodność zanika, a z tym wiążą się konkretne problemy, głównie zdrowotne. Tworzymy w skali globalnej bardzo małą, ale wysoko wyspecjalizowaną grupę specjalistów z zakresu wspomaganego rozrodu wolnożyjących ptaków. W sumie jest nas może setka, dwie..? Nasz wrocławski zespół pomaga ratować głuszce nie tylko w Polsce i na Litwie, ale ostatnio też w Hiszpanii. W 2018 i 2020 roku wraz z Nadleśnictwem Wisła zorganizowaliśmy szkolenie dla pracowników Cantabrian Capercaillie Breeding Centre, których uczyliśmy niezbędnych umiejętności, które mogą wykorzystać w ratowaniu głuszców kantabryjskich.

Naukowcy z UPWr, w tym i prof. Artur Kowalczyk, od ponad 15 lat z sukcesami zajmują się ochroną głuszca
Naukowcy z UPWr, w tym i prof. Artur Kowalczyk, od ponad 15 lat z sukcesami zajmują się ochroną głuszca
fot. Shutterstock

Taka rozpoznawalność daje satysfakcję?

Oczywiście, ale satysfakcję dają też efekty pracy, czyli po prostu pisklęta. Moim największym sukcesem zawodowym było uzyskanie po raz pierwszy po inseminacji samicy mrożonym nasieniem piskląt głuszca. To było jakieś 10 lat temu. Samica złożyła jaja, a my wraz z prof. Ewą Łukaszewicz czekaliśmy 25 dni na efekt. Przez miesiąc nie wiedzieliśmy, co się dzieje w gnieździe, aż w końcu zadzwonił do nas nadleśniczy Zenon Rzońca, twórca hodowli oraz jej wieloletni opiekun, i powiedział: „mamy dzieci, z sześciu jaj wykluło się pięć piskląt”. I przyznam, że byłem bardzo wzruszony, jak zobaczyłem ich zdjęcie. To niesamowite uczucie, mieć świadomość, że te pisklęta, które wykluły się dzięki naszej pracy, trzy miesiące później trafiły do lasu – tam, gdzie ich miejsce.

Jak się pobiera nasienie u ptaka?

To zależy od gatunku, ale najczęściej stosując technikę masażu grzbietu i podbrzusza, a po pobudzeniu naciskając kloakę, by w ten sposób doprowadzić do ejakulacji. Opowiadanie o tym nie tylko u studentów wywołuje uśmiech. Kiedy byłem doktorantem, pojechałem na konferencję „Na pograniczu chemii i biologii”. Byli tam głównie doktoranci z Politechniki Wrocławskiej, a ja na samym końcu przedstawiałem wyniki badań m.in. o pobieraniu nasienia od przepiórki japońskiej. Wszyscy słuchacze byli zaskoczeni, ale też, co tu kryć, rozbawieni, a ja dostałem nagrodę za to, że przy frywolności sali przeprowadziłem prelekcję w sposób nie tylko merytoryczny, ale przede wszystkim opanowany.  

Zamieniłby Pan ptaki na inne zwierzęta hodowlane? W pracy magisterskiej zajmował się Pan okrywą włosową u owiec.

Ale tak mi się życie zawodowe ułożyło, że zająłem się ptakami. Byłem w Studenckim Kole Naukowym Drobiarzy i nie zamieniłbym specjalizacji na żadną inną. Ptaki potrafią być fascynujące, w dużej mierze podobne są do nas. Oczywiście w przypadku ptaków użytkowych bardzo zmieniliśmy ich biologię, szczególnie rozrodu, ale np. wolnożyjące gęsi tworzą prawdziwą rodzinę. Wiążą się w pary na całe życie, ale zanim pojawi się potomstwo, dwa-trzy lata są w relacji, którą antropomorfizując, możemy nazwać narzeczeństwem. Po tym okresie starają się mieć pisklęta co roku i bardzo dbają o to, by miały one wszystko, co najlepsze do jedzenia, chronią je przed wszystkim, co złe na tym świecie – deszczem, zimnem, drapieżnikami.

A co może Pan powiedzieć o miejscach, gdzie rozmnażane są głuszce?

Najstarsza hodowla głuszca w Polsce znajduje się w Nadleśnictwie Leżajsk. Działa już 30 lat. My 15 lat temu zaczęliśmy współpracę z Nadleśnictwem Wisła, które pierwsze ptaki pozyskało z Białorusi. Za zgodą ministerstw polskiego i białoruskiego kupiono jaja, przewieziono je przez granicę i inkubowano właśnie w tym nadleśnictwie. Z tych jaj wykluło się dziewięć ptaków, w większości samice. Nazwaliśmy to stado linią białoruską. Do nich dołączyły też ptaki odławiane z naturalnych polskich siedlisk, np. ranne lub mające zaburzenia behawioralne.

Prof. Artur Kowalczyk i rektor UPWr Jarosław Bosy podczas uroczystości wręczania nagród za osiągnięcia naukowe
Prof. Artur Kowalczyk i rektor UPWr Jarosław Bosy podczas uroczystości wręczania nagród za osiągnięcia naukowe
fot. Tomasz Lewandowski

To znaczy?

Głuszec jest ptakiem terytorialnym. W czasie tokowiska samiec walczy ze swoimi konkurentami o prawo do krycia, bo na tym polega dobór naturalny – samica wybiera zwycięzcę, a więc tego najlepszego. Ale zdarza się, że w czasie tokowiska taki samiec wychodzi na leśną ścieżkę i atakuje ludzi. To jest zaburzenie naturalnego zachowania. Dzisiaj mamy w hodowli Nadleśnictwa Wisła stado podstawowe, składające się z 30 osobników reprodukcyjnych, od których pisklęta są przygotowywane do życia na wolności. Konieczny jest jednak tzw. remont stada reprodukcyjnego. I tutaj istotna jest nasza rola.

Na czym ona polega?

W Polsce są w tej chwili trzy hodowle głuszców, prowadzone przez Nadleśnictwa: Leżajsk, Wisła i na północy Głęboki Bród. I w dużej mierze to my je zintegrowaliśmy – jak już wcześniej wspomniałem, pobieramy nasienie, przechowujemy je w naszym banku, przewozimy, inseminujemy ptaki w różnych hodowlach po to, by utrzymać różnorodność. Głuszce są objęte telemetrią, więc po wypuszczeniu na wolność wiemy, gdzie się przemieszczają i gdzie znajdują dla siebie optymalne warunki do życia. Potrafią pokonać 30-40 km, by znaleźć najlepsze terytorium dla siebie. To całkiem spory areał, bo ok. 50 hektarów lasu. Jeszcze w latach 90. XX wieku populacja głuszca liczyła w Polsce około 1000 sztuk. Na przełomie wieków było to tylko 500 osobników w czterech różnych rejonach. Obecnie krajowa populacja liczy około 700 sztuk z tendencją wzrostową. Podobna sytuacja dotyka też innego żyjącego w Polsce kuraka – cietrzewia, którego populacja przed czterema dekadami liczyła ok. 5000 osobników, więc wydawało się, że jest bezpieczna, a obecnie jest bardziej zagrożona. Żyje w rzadszym lesie, właściwie na pograniczu lasu i pola, gdzie zachodzą duże zmiany wynikające z aktywności człowieka. Poza tym to gatunek trudniejszy, jeśli chodzi o utrzymanie w hodowli oraz wspomagany rozród. Samce są bardziej agresywne w stosunku do siebie i samic. W Polsce mamy trzy hodowle cietrzewia, dwie prywatne i jedną Lasów Państwowych.

Naukowcy z UPWr jako pierwsi na świecie uzyskali pisklęta cietrzewia po inseminacji samicy ptaka
Naukowcy z UPWr jako pierwsi na świecie uzyskali pisklęta po inseminacji samicy cietrzewia
fot. Shutterstock

Niedawno waszemu zespołowi udało się uzyskać po inseminacji pisklęta cietrzewia. To chyba pierwszy przypadek na świecie.

Tak, przed nami jest artykuł na ten temat.

Co Pana zainteresowało właśnie w ptakach?

Mają specyficzne zachowania i umiejętności, jakich inne grupy zwierząt nie przejawiają. Możemy je podziwiać szczególnie w okresie lęgowym, rytuały godowe to niezwykle piękna prezentacja w formie tańca z towarzyszeniem różnych sygnałów dźwiękowych. Tak jest choćby u przywołanych już przeze mnie gęsi, czy głuszców.

No właśnie, powiedział Pan, że dzikie gęsi są monogamiczne. Te hodowlane już nie?

Człowiek niestety mocno wpłynął na biologię tych zwierząt. Udomowienie zmieniło do tego stopnia ich zachowanie, że stały się ptakami poligamicznymi. Jeden samiec ma harem składający się z czterech, pięciu samic, które musi zdobyć.

Słyszałam, że opiekuje się Pan stadem gęsi rasy zachowawczej utrzymywanym w stacji badawczo-dydaktycznej w Swojczycach.

Tak, od ponad dekady opiekuję się populacją gęsi rasy biłgorajskiej, która jest objęta krajowym programem ochrony zasobów genowych zwierząt gospodarskich oraz jest wyróżniona na liście ras chronionych FAO.

– Człowiek zmienił behawior gęsi hodowlanych – mówi prof. Kowalczyk
– Człowiek zmienił behawior gęsi hodowlanych – mówi prof. Kowalczyk
fot. Shutterstock

Przyjaźni się Pan z tym stadem?

Nie mam czasu, niestety, ale lubię towarzystwo tych gęsi. Co nie znaczy, że one bezkrytycznie lubią mnie, bo jak się pojawiam, to zawsze czegoś od nich chcę. Ale obserwacja tych zwierząt przypomina mi o tym, że mają one swój rytm życia, który mógłby być dla nas wzorem. One naprawdę mają na wszystko czas, mają wszystko poukładane, a my o istotnych rzeczach zapominamy, ważne rzeczy tracimy. Dużo też mówią nam o człowieku.

To znaczy?

Odczuwają lęk przed tymi, którzy ich krzywdzą. Okazują zainteresowanie tym, którzy są dla nich dobrzy. Byłem kiedyś w kurniku o obsadzie na kilka tysięcy kur i widziałem, jak reagowały na właściciela – kiedy weszliśmy do środka, biegły do niego ze wszystkich stron. Nie bały się, były zaciekawione, a to może oznaczać tylko jedno – traktował je odpowiednio. Kolega, który opiekuje się naszym stadem dydaktycznym na Biskupinie ma dla naszych ptaków zawsze jakieś smakołyki. I jak go widzą, od razu jest poruszenie. Jest też taka kura, która przykuca i chce być głaskana. Ja nie mam niestety czasu na to, by z tymi ptakami rozmawiać. Kolegę, który cały czas z nimi przebywa, traktują jak członka stada. Ale jak już mówiłem, lubię je obserwować i dowiadywać się o nich nowych rzeczy. Niedawno dr Joanna Rosenberger z naszego Zakładu realizowała badania dotyczące behawioru kur zielononóżek. I okazuje się, że tak jak u ludzi, są ptaki ciekawskie, odważne, jak i wycofane, strachliwe, potrzebujące więcej czasu, by oswoić się z czymś nowym.

Dlaczego wybrał Pan zootechnikę?

W nyskim „Rolniku” kończyłem technikum weterynaryjne, każde wakacje spędzałem u dziadków na wsi i kocham ten kontakt z przyrodą, jaki ona daje. Nie chciałem zresztą iść do ogólniaka, przez co w podstawówce miałem trochę przykrości. Wiadomo, co potrafi zrobić młodzież w takim wieku, ale nie wpłynęło to na moją decyzję, choć w technikum miałem zajęcia z ojcem i trochę się tego obawiałem. Oboje rodzice zresztą uczyli w tej szkole i muszę się przyznać, że trochę mieli ze mną kłopotów, bo do pewnego momentu niespecjalnie przykładałem się do nauki. Ojciec w końcu mi powiedział, że jak tak dalej będzie, to pójdę do wojska, a potem do pracy. To był dla mnie zimny prysznic, nic więc dziwnego, że dzisiaj są ze mnie dumni, a kiedy zadzwoniłem powiedzieć im, że zostanę profesorem, byli bardzo wzruszeni.

Uroczystość 70-lecia UPWr – prof. Kowalczyk z Drzewem Jubileuszowym za wybitne osiągnięcia naukowe
Uroczystość 70-lecia UPWr – prof. Kowalczyk z Drzewem Jubileuszowym za wybitne osiągnięcia naukowe
fot. Tomasz Lewandowski

Ale po technikum weterynaryjnym mógł Pan jednak wybrać weterynarię.

Szczerze? Poszedłem na łatwiznę, zaaplikowałem na studia zootechniczne i nigdy nie żałowałem. To był dobry wybór, bo studia są bardzo ciekawe, a po ich ukończeniu jest wiele możliwości rozpoczęcia pracy w zawodzie. Mnie interesował rozród i nim zająłem się w katedrze, którą kierowała śp. prof. Bronisława Chełmońska. To pani profesor wprowadzała mnie w zagadnienia rozrodu ptaków, a po jej przejściu na emeryturę wiedzę zdobywałem w zespole profesor Łukaszewicz. Tworzymy zresztą zgrany zespół – kiedy jeździmy wiosną do głuszców, dogadujemy się bez słów, każdy wie co ma robić. Muszę przyznać, że spotkałem fajnych ludzi na swojej drodze zawodowej, którzy bardzo dużo wiedzy mi przekazali. I dlatego sam staram się jak najwięcej przekazać moim studentom.

A czego nauczyła Pana wieś?

Szacunku do ciężkiej pracy, bo wiem, z jakimi problemami borykają się rolnicy. Wieś kocham za kontakt z przyrodą, ciszę, inne tempo życia, spokój. Marzę o tym, żeby wyprowadzić się z miasta. Może nie gdzieś w zupełną głuszę, bo praca ma swoje wymagania, ale tak, żeby osiąść jak najbliżej przyrody i zarazem blisko miejsca pracy. 

Co jest dla Pana ważne w kształceniu studentów, zarówno tych, którzy odnajdą się na rynku pracy, jak i tych, którzy wybiorą naukę?

Jak najlepsze przekazanie swojej wiedzy, szczególnie osobom, które są nią zainteresowane. Pomagają mi w tym ptaki, które utrzymujemy w Zakładzie Hodowli Drobiu.

Powrót
10.03.2022
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg