eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Prof. Janeczek: – Paleobiologia ma wiele do odkrycia

Nowo mianowany profesor Maciej Janeczek z Katedry Biostruktury i Fizjologii Zwierząt o tym, co nam mówią kości, co odkrywa archeozoologia, ale też jaki powinien być dobry lekarz weterynarii i czego uczy studentów.

Paleobiolog jest jak detektyw. Czuje się Pan czasami jak Sherlock Holmes?

Bez przesady, choć czasem rzeczywiście trzeba rozwiązać zagadkowe zjawisko. Tak było na stanowisku archeologicznym Litovska Mara na Słowacji, gdzie występowało bardzo dużo szczątków postkonsumpcyjnych psów. Zaskoczyło nas to, bo o ile w miejscach kultu można się tego spodziewać, to w osadzie zwykłej już niekoniecznie. Odkryte przez nas szczątki nosiły ślady charakterystyczne dla oddzielania mięsa od kości takie jak choćby wybijanie żuchwy ze stawu skroniowo-żuchwowego, czy oddzielanie języka od żuchwy. Ale w trakcie badań okazało się, że tę osadę zamieszkiwało plemię celtyckie Kotynów, wobec którego Rzymianie prowadzili akcję pacyfikacyjną. Gród najprawdopodobniej był oblegany, co doprowadziło do kryzysu w zaopatrzeniu w żywność i Celtowie zmuszeni byli zjeść psy, jakie z nimi żyły. Cóż, napytali sobie i psom biedy, bo podczas wojen makromańskich opowiedzieli się po stronie Germanów.

janeczek-1.jpg
Prof. Maciej Janeczek (pierwszy z lewej) z prof. Vedatem Onarem ze Stambułu
fot. archiwum prywatne

Przeżył Pan szok? W Europie psów chyba nie jadano.

A zdziwiłaby się pani. Jadano je nie tylko podczas kryzysów na przykład w czasie wojen, ale też podczas uczt rytualnych.

Czy takie odkrycie wprost związane z historią danego regionu lekarzowi medycyny weterynaryjnej poszerza horyzonty?

Archeozoologia to nauka interdyscyplinarna. Zupełnie innych zjawisk możemy się spodziewać w dużych miastach rzymskich typu Konstantynopol czy Iustiniana Prima, a zupełnie innych na przykład we Wrocławiu w okresie po lokacji miejskiej. To są różne zagadnienia rzeczywiście wymagające znajomości historii danego obszaru niezbędnej do interpretacji tego, co ma się przed oczyma.

Jakie to różnice?

Na przykład w obszarze rzymskim bydło służyło przede wszystkim do transportu żywności. Duże miasta rzymskie potrzebowały zasobów żywności pochodzenia roślinnego i bydło pociągowe musiało być silne i duże. Na obszarach, gdzie żyły plemiona germańskie czy słowiańskie bydło z kolei było niewielkie, a użytkowano je przede wszystkim w celu pozyskiwaniu mleka. Co ciekawe, po podboju Galii przez Rzymian fenotyp bydła zmienia się i na tych terenach zaczyna się pojawiać bydło typowe dla Rzymu, które całkowicie wypiera to miejscowe. Albo inny przykład: jeśli mam do czynienia z miastem rzymskim, gdzie na przykład znajduje się hipodrom, to możemy się spodziewać i z reguły znajdujemy, szczątki koni, które biegały w wyścigach rydwanów. Szczątki te mają bardzo specyficzne zmiany, jakich nie spotykamy u koni ze średniowiecznej Europy.

Co z punktu widzenia paleobiologa jest charakterystyczne dla takiego miasta jak Wrocław?

Lokacja nie dotyczyła całego miasta, a tylko pewnych jego obszarów. I okazuje się, że kiedy dochodzi do lokacji miasta, zmieniają się preferencje czy też gusta mieszkańców tego obszaru. O ile wcześniej dominuje np. wśród szczątków postkonsumpcyjnych trzoda chlewna, o tyle w okresie polokacyjnym zaczyna dominować bydło. To zjawisko bardzo ciekawe, dlatego, że świnie, utrzymywane także w mieście, nie wymagają dużej ilości paszy i dużego poziomu hodowlanego w przeciwieństwie do bydła. Już w średniowieczu więc bydło jest drogie, na jego jedzenie mogą sobie pozwolić zamożni ludzie, w dodatku jest ono importowane z dalekich krain, czyli prawdopodobnie z Węgier. Ta zamiana świni na krowę oznacza, że możliwości finansowe mieszkańców miasta zmieniają się, stają się bogatsi, mogą sobie pozwolić na więcej, również w kwestii jedzenia. Prawdopodobnie mamy też tu do czynienia ze sprowadzaniem kolonistów przez książąt wrocławskich. To jest bardzo ciekawe zjawisko i można je w czasie obserwować.

janeczek-6.jpg
Prof. Maciej Janeczek podczas jednej z uroczystości na Wydziale Biologii i Hodowli Zwierząt – razem z m.in. rektorem Tadeuszem Trziszką
fot. Tomasz Lewandowski

Wspomniał Pan, że charakterystyczne dla obszarów rzymskich czy znajdujących się pod panowaniem Rzymian jest to, że bydło służyło jako zwierzę pociągowe, co w takim razie jedli mieszkańcy tych ziem?

Przeciętny Rzymianin jadł przede wszystkim potrawy pszenne, mięso było zarezerwowane dla elit, a że miasta imperium były wielkimi ośrodkami, które liczyły czasem po kilkaset tysięcy mieszkańców, to też zapotrzebowanie na zboże było ogromne. 

I ten kto zapewniał zboże ludowi, miał władzę.

Dokładnie.

Co z perspektywy archeobiologa można powiedzieć o stosunku człowieka do zwierząt?

Ten stosunek to sprawa bardzo złożona. Już od kultur starożytnych obserwujemy wielki szacunek dla wybranych gatunków, na przykład bydła czy kotów. W starożytnym Egipcie, kiedy po ceremonii bóg inkarnował się w zwierzę, zabijano je i urządzano uroczysty pogrzeb. Były też specjalne cmentarzyska dla ofiarnych krów. Z drugiej strony pawiany poświęcone bogu Totowi były utrzymywane w ciemnych pomieszczeniach, miały krzywicę, braki zębowe, złamania świadczące o tym, że albo biły się między sobą albo były niedożywione. Mało tego, koty, o których Herodot pisze, że były dla Egipcjan święte, po ceremonii religijnej traciły życie – skręcano im karki. A więc były  zwierzętami ofiarnymi. Jak więc widać stosunek ludzi do zwierząt bywa różny i oczywiście czasem zwierzęta były dużo cenniejsze od ludzi – jeden koń rycerski w okresie średniowiecza był wart kilka wsi razem z mieszkańcami.

A w Rzymie jeden nawet został senatorem.

Tak, mianował go cesarz Kaligula. A wracając do naszego stosunku do zwierząt – on się oczywiście zmienia w sposób pozytywny.

Jest Pan też biegłym. Bada Pan ofiary ludzi?

Zajmuję się przemytem. Polska jest trasą przerzutową rogów nosorożców białych, a ja jestem w grupie specjalistów, którzy prowadzą badania identyfikacyjne tych rogów, czy są one prawdziwe czy sfałszowane. Ten przemyt wynika oczywiście z pokutującego przekonania, że ów róg ma szczególne właściwości m.in. wpływające na męskość, a ich źródłem jest tradycyjna medycyna chińska. Zagłębiem „produkcji” takich rogów są więc Chiny i Wietnam i to stamtąd są wywożone w różne strony świata. Istnieje legalny obrót, ale ze względu na zainteresowanie mamy też do czynienia z fałszerstwami. Naszym zadaniem jest wytropić te podrobione rogi.

janeczek-2.jpg
Port Teodozjusza w Konstantynopolu zniszczyłkataklizm – dzisiaj to największy starożytny port badany przez archeologów i paleobiologów
fot. archiwum prywatne

Wróćmy do przeszłości: co paleobiolog może powiedzieć o zwierzętach towarzyszących człowiekowi przez stulecia?

Powie, że człowiek zmienił te zwierzęta, ponieważ one często nie przypominają w żaden sposób swoich dzikich przodków i to nie tylko pod względem fenotypu czyli wyglądu zewnętrznego, ale także pod względem charakteru. Są dużo łagodniejsze, często nie są w stanie sobie poradzić bez człowieka w środowisku zewnętrznym. Może z wyjątkiem kota, ale tu cały czas trwa dyskusja, czy to jest zwierzę udomowione, czy oswojone. Ale tak jak człowiek znacząco zmienił zwierzęta, tak też one zmieniły jego. Najpierw nauczył się pozyskiwać produkty pochodzenia zwierzęcego wiążące się ze śmiercią, a więc skóry, kości, tłuszcz, mięso. Ale potem nauczył się pozyskiwać od zwierząt różne produkty bez ich uboju, a więc wełnę, mleko, jajka. Oczywiście te zmiany, nowe umiejętności człowieka, stały się impulsem do rozwoju cywilizacyjnego.

Gdyby nie zwierzęta, człowiek nie poleciałby w kosmos?

I to nawet dosłownie, bo przecież pierwsza w kosmos poleciała Łajka. Myślę, że człowiek nie zbudowałby takiej cywilizacji gdyby nie zwierzęta, ich udomowianie, za którym poszła też zmiana diety itd. Oczywiście należy zauważyć, że proces wykorzystywania zwierząt w obecnej chwili ma charakter trochę patologiczny. Mam tu na myśli wielkie fabryki żywności, w których zapomina się, że ta żywność to żywe i czujące istoty.

Mówi Pan o produkcji mięsnej – już samo to określenie odbiera świniom, owcom, krowom, cielętom, kurom podmiotowość.

Dokładnie, ono definiuje rolę zwierzęcia. My w gruncie rzeczy nie zdajemy sobie sprawy z tego co to jest, bo na co dzień obcujemy ze zwierzętami domowymi takimi jak pies, kot, świnka morska, natomiast zwierzęta gospodarskie są w dzisiejszych czasach wykorzystywane w sposób bardzo ekstremalny.

Skoro my wpłynęliśmy na zwierzęta, to co zwierzęta zmieniły w naszych zachowaniach?

Myślę, że ich wciąż nie rozumiemy. Przez długi czas dominowało podejście takie, że to my kształtujemy zwierzęta i wykorzystujemy je w dowolny sposób. Koń był wykorzystywany przede wszystkim w celach militarnych, bydło transportowych, trzoda chlewna – konsumpcyjnych. Dzisiaj rozumiemy już, że pewne gatunki zwierząt wykształcają coś, co nosi znamiona kultury, tworzą społeczności np. szympansy  bonobo, delfiny, wieloryby czy słonie. Na razie nie jesteśmy na etapie, który pozwoliłby nam zrozumieć do końca te mechanizmy, ale musimy uświadomić sobie, że zwierzęta są dużo bardziej złożonymi organizmami niż nam się do tej pory wydawało i niż twierdził Kartezjusz.

Wróćmy do wykopalisk, w których Pan uczestniczy. Jedzie Pan na stanowisko, wchodzi do wykopu i co czuje?

To fascynujące zajęcie, tym bardziej, że towarzyszą mu liczne niespodzianki. Znajdujemy na przykład ofiarę zakładzinową, czyli szczątki psa złożonego w ofierze bóstwom chtonicznym i wydawać by się mogło, że powinno to być zwierzę w dobrej kondycji, świetnie utrzymane. A tymczasem okazało się, że było ono ciężko chore – cierpiało na nowotwór, kostniakomięsaka naczyniowatego, a więc w ofierze złożono zwierzę, które stało nad grobem, że tak powiem.

janeczek-3.jpg
Archeozoologia „mówi” nie tylko o historii zwierząt, ale też o rozwoju cywilizacji człowieka
fot. Tomasz Lewandowski

Ekonomia?

Możliwe, choć ryzykowna, bo przecież bóstwo mogło się obrazić. No chyba, że to zwierzę było tak ewidentnie inne, że stanowiło atrakcyjną ofiarę.

Kiedy zajął się Pan paleobiologią, powiększył swoją bibliotekę o pozycje z zakresu archeologii, historii?

Zdecydowanie tak, ale też historia, przede wszystkim starożytna, zawsze była moim hobby. Uzupełniłem więc zbiory o autorów antycznych takich jak Ksenofont czy Herodot, w znacznej mierze w wydaniach obcojęzycznych, bo polskich tłumaczeń literatury z okresu antycznego jest zdecydowanie za mało.

Bo kiedyś w szkołach uczono łaciny…

No tak, ja łacinę poznawałem tylko od strony medycznej.

Czy w tej specjalizacji paleobiologicznej jest Pan też trochę historykiem i socjologiem, a nie tylko biologiem?

Oczywiście, że tak, bo poszczególne stanowiska „opowiadają” nam o ludności, która je zamieszkiwała. Jeśli na Dolnym Śląsku mamy typowy zameczek raubritterów, czyli rycerzy rabusi, to tam znajdujemy dużo szczątków zwierząt łownych, ekskluzywnych, bo chłop nie mógł polować na jelenie czy dziki i to pod karą głowy. Natomiast jeśli mamy do czynienia z wsią, gdzie ów chłop mieszkał, to najwięcej będzie tam szczątków kóz i owiec, a potem świń. A więc rozwarstwienie społeczne czy też drabinę feudalną można odczytać już choćby z tych szczątków, jakie znajdujemy.

Tak samo we Wrocławiu, jeśli mamy część książęcą i kościelną miasta, to też odnajdujemy szczątki świadczące o różnicach w spożywanym pokarmie, a więc pokazują nam one sytuację społeczną.

(...) rozwarstwienie społeczne czy też drabinę feudalną można odczytać już choćby z tych szczątków, jakie znajdujemy.

To dlaczego wybrał Pan weterynarię a nie historię? Zainspirował Pana ojciec, bo przecież Janeczkowie to jeden z rodzinnych klanów z UPWr.

Nie będę oryginalny, zawsze bardzo lubiłem zwierzęta. Mam w domu dwa koty, dwa psy i królika. Poza tym rzeczywiście jesteśmy trochę weterynaryjnym klanem – brat mojej babci, profesor Józef Utzig, był lekarzem medycyny weterynaryjnej, tato też jest i naturalną koleją losu ja również wybrałem ten zawód. I lubię go. Lubię leczyć zwierzęta, jestem praktykującym lekarzem, a nie tylko badaczem starożytnych szczątków.

Jak Pan rozmawia ze swoimi pacjentami?

Rozmawiam z właścicielem, ale też mówię do pacjenta. I bardzo przeżywam sytuacje, kiedy musimy wspólnie podjąć decyzję o eutanazji, kiedy jest ona uśmierzeniem niepotrzebnego cierpienia. Mamy ten przywilej, że możemy ulżyć zwierzęciu.

A jednocześnie tzw. dobra śmierć w przypadku ludzi budzi ogromne kontrowersje natury etycznej i religijnej.

To prawda, ocenę radykalnie zmieniło chrześcijaństwo, bo śmiertelnie ranny centaur Chiron, któremu groziło wieczne cierpienie, poprosił Zeusa o dobrą śmierć. A więc u starożytnych Greków było to przywilej, nie kara, bo pojęcie grzechu przecież nie istniało.

Przywołał Pan Chirona – pół człowieka, pół konia.

Chce mnie pani zapytać o to, czy ludzie upodobniają się do swoich zwierząt? Rzeczywiście często widzą w zwierzętach swoje cechy, albo takie, które chcieliby zobaczyć. Ale warto wiedzieć, że psy mają to do siebie, że lubią być akceptowane i lubią sprawiać przyjemność człowiekowi, tak więc pewne zachowania, które człowiek premiuje, psy automatycznie, z wielką radością, powtarzają. U kotów już nie ma takiego schematu, ale generalnie ludzie mają dużą identyfikację ze swoimi podopiecznymi.

Tradycja rodzinna i miłość do zwierząt nie oznaczała, że zostanie się naukowcem.

Ale już na studiach byłem bardzo aktywny w studenckim kole naukowym, pod kierunkiem profesora Pospiesznego. I tam złapałem bakcyla – spodobała mi się nauka i prowadzenie badań naukowych. Z czasem to ewoluowało. I udało mi się połączyć zainteresowania naukowe z hobbystycznymi, więc jestem szczęśliwym człowiekiem – robię to, co lubię.

janeczek-5.jpg
Prof. Maciej Janeczek (w środku): – Mam szczęście, bo robię to, co lubię
fot. Tomasz Lewandowski

To jak to się stało, że od morfologii otworu wielkiego u psa poszedł Pan w kierunku badania psich szczątków w osadach celtyckich?

Wbrew pozorom to akurat kierunek bardzo czytelny: otwór wielki, czyli otwór w czaszce, przez który wychodzi rdzeń kręgowy ma bardzo duże znaczenie we współczesnych patologiach układu nerwowego szczególnie małych ras psów np. yorkshire terier czy cavalier kings charles spaniel a więc ras miniaturowych. I patologie w ukształtowaniu tego otworu są jednym z elementów zespołu neurologicznego, który się nazywa zespołem Arnolda=Chiari. Postanowiłem sprawdzić, czy zmiany w otworze potylicznym występowały też u psów w odległych czasach. I okazało się, że jedyne miejsca, gdzie znaleźliśmy szczątki z tak zmienionym otworem wielkim, jaki występuje u współczesnych ras, są w strefie kultury rzymskiej. Ostatnie znaleziono w Konstantynopolu, a więc w Bizancjum. Natomiast u szczątków znalezionych na terenach zamieszkiwanych przez plemiona słowiańskie, scytyjskie czy germańskie takich zmian nie ma, co oznacza, że są one konsekwencją hodowli. I dowodzi to ingerencji człowieka w morfologię psa. Jak widać, moje badania nad otworem potylicznym i archeozoologia są bardzo blisko siebie.

Co jest warunkiem sukcesu w Pana dziedzinie?

Otwarcie na inne dyscypliny nauki, przede wszystkim na archeologię i na historię. Kluczem są kontakty międzynarodowe, bo bez nich obszar badawczy bardzo się zawęża. To właśnie dzięki kontaktom naukowym udało mi się odwiedzić stosunkowo sporo stanowisk archeologicznych zagranicą o zupełnie innym charakterze niż mamy do czynienia w Polsce. W Istambule pod patronatem UNESCO pracowaliśmy w antycznym porcie, zniszczonym przez tsunami. Nie wiemy, czy wywołało je trzęsienie ziemi, ale wskutek tej katastrofy naukowcy mają 100 antycznych galer do badania. Jak do tej pory to największy taki port, który jest obiektem badań archeologów. Na Słowację kilka razy zaprosiła nas Słowacka Akademia Nauk, do Iustiniana Prima, miasta założonego przez cesarza Justyniana – Serbowie. To bardzo ciekawe, duże miasto, w którym był m.in. pałac cesarza Dioklecjana, hipodrom, w którego ruinach znaleźliśmy wiele szczątków koni wyścigowych.

Uczy Pan swoich studentów takiej otwartości?

Przede wszystkim uczę ich anatomii. (śmiech) A na poważnie: uczę ich tego, co będzie im przydatne w pracy lekarza weterynarii. Anatomia po ogrom wiedzy, uczymy się kilku gatunków zwierząt, z których każdy ma swoją specyfikę.

Jak anatomia to i stół sekcyjny.

Oczywiście, zaczynamy od materiału kostnego – to nie jest tak duży szok dla studentów pierwszego roku. Zresztą początkowo i tak przeżyciem jest zmiana trybu uczenia się: ze szkolnego, do którego przywykli w liceum, do akademickiego. Po tym rozbiegu osteologicznym przystępujemy do prac na zwłokach i tutaj student musi wiedzieć, że była to istota żyjąca, a więc należy jej okazać szacunek. Te zwłoki nie są obiektem zabawy, żartu, ale nauki, służą zdobyciu wiedzy, która w przyszłości ma pozwolić ratować inne zwierzęta.

Jaki powinien być dobry lekarz weterynarii?

Powinien być zrównoważony i spokojny, te cechy w sytuacjach kryzysowych, a takich może być wiele, są najważniejsze. Lekarz nie może panikować, musi umieć szybko podejmować decyzje, mieć opanowane pewne schematy postępowania, ale też musi mieć otwarty umysł, bo w tym zawodzie trzeba się nieustannie uczyć, doskonalić, poznawać nowe metody leczenia, diagnostyki. Medycyna zmienia się dynamicznie. Zupełnie inaczej wyglądała 30 lat temu, a zupełnie inaczej wygląda dzisiaj, a w weterynarii ten skok jest wręcz szokujący.

Dobry lekarz weterynarii powinien też być dobrym psychologiem?

Czy dobrym to nie wiem, ale na pewno umiejętności psychologiczne w tym zawodzie są ważne i pomocne. Przecież nasza praca w znacznej mierze opiera się na kontakcie z właścicielem, rozmowie z nim. To z wywiadu, jaki zbieramy, dowiadujemy się, co dzieje się ze zwierzęciem. A właściciele mówią różne rzeczy i trzeba z tego umieć wyłuskać to, co najważniejsze i prawdziwe. A w trudnych sytuacjach musimy uświadomić właścicielom pewne rzeczy, np. to, że pacjent cierpi na chorobę nieuleczalną i najlepszym wyjściem z sytuacji jest eutanazja. Albo że cierpi na chorobę przewlekłą, tak jak człowiek i np. do końca życia będzie musiał brać insulinę.

Badania genetyczne pokazują, że psa udomowiono około 150 tysięcy lat temu na terenie Azji wschodniej. Psie szczątki, które możemy zidentyfikować z całą pewnością, pochodzą jednak z ok. 15 tysięcy lat przed naszą erą. Ale odnaleziono też szczątki, które pochodzą sprzed 30 tysięcy lat i nie jesteśmy pewni, czy to jest pies czy wilk.

Co nas może jeszcze zaskoczyć w archeozoologii?

Cały czas jesteśmy zaskakiwani. Choćby nasz pogląd na pochodzenie i kształtowanie się homo sapiens, czyli człowieka dynamicznie się zmienia i to w ciągu kilku ostatnich lat. Nagle dowiedzieliśmy się, że spora pula naszych genów to geny neandertalczyka, zmienił się więc nasz ogląd neandertalczyka. Ale to nie koniec. Okazuje się, że mamy też sporą pulę genów denisowianina, innego człowieka pierwotnego. I jakby było mało, są też geny, które pochodzą od gatunku, którego jeszcze nie zidentyfikowaliśmy. Ten przewrót więc cały czas trwa – 30 lat temu takie poglądy byłyby fantastyką naukową, a obecnie, dzięki postępowi przede wszystkim genetyki, wiemy dużo więcej. Spójrzmy choćby na psy. Badania genetyczne pokazują, że psa udomowiono około 150 tysięcy lat temu na terenie Azji wschodniej. Psie szczątki, które możemy zidentyfikować z całą pewnością, pochodzą jednak z ok. 15 tysięcy lat przed naszą erą. Ale odnaleziono też szczątki, które pochodzą sprzed 30 tysięcy lat i nie jesteśmy pewni, czy to jest pies czy wilk.

Nauka wciąż dokonuje przewrotów w naszym myśleniu i pojmowaniu świata, choć pewnie dla wielu nie są one tak spektakularne jak np. odnalezienie kolejnej planety w układzie słonecznym. Co więcej, w Stanach Zjednoczonych kreacjoniści nieuznający teorii ewolucji mają własne szkoły, muzea i prowadzą równoległą działalność dydaktyczną i paranaukową, mającą uzasadnić ich koncepcje w kontrze do teorii Darwina. 

To z Pana perspektywy – istnieje sprzeczność pomiędzy światem religijnym duchowym a nauką?

Zależy od spojrzenia. Jeśli literalnie odczytamy biblię, to jest ona nie do pogodzenia z nauką. Jednocześnie jednak wiemy, że jest ona pełna zapożyczeń z innych tekstów religijnych, choćby z sumeryjskiego eposu o Gilgameszu opisującego potop. I jeśli z tą świadomością kompilacji, wielu źródeł, zakresu historycznego podejdziemy otwarcie to biblijnego czasu, to wtedy mamy proces ewolucyjny. Przecież nic nie dzieje się od razu i nie wiemy, ile naprawdę trwało owe sześć biblijnych dni stworzenia. Poza tym patrząc na biblię naukowo warto pamiętać, że jest ona pisana z perspektywy dość marginalnego w starożytności narodu, z uwzględnieniem zasad polityki historycznej, można by powiedzieć, że propagandowo – jej celem było przecież skonsolidowanie społeczności wokół zasad nadanej jej, jako narodowi wybranemu, przez boga, z którym zawarła przymierze. No i dla pełnego obrazu: były trzy biblie, babilońska, aleksandryjska i jerozolimska. Obecny kanon to po prostu kompromis. 

Kiedy siada Pan przed mikroskopem, analizuje zebrany materiał, to jest Pan demiurgiem czy też staje pokornie przed tajemnicą stworzenia?

Zdecydowanie to drugie. Natura jest wciąż mało zbadana i pełna tajemnic, czego najlepszym przykładem jest pandemia koronawirusa. Wydawało nam się, że panujemy nad światem, a tymczasem struktura, która nawet nie jest bakterią, wywróciła nam ten świat do góry nogami.

rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Powrót
27.05.2020
Głos Uczelni
rozmowy
sukcesy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg