eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Medicina una: weterynaria i postęp w chirurgii człowieka

Profesor Bogdan Łazarkiewicz, doktor honoris causa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, wybitny chirurg, przyznaje: – Nie byłoby postępu w medycynie człowieka bez medycyny weterynaryjnej. To tak naprawdę jedność.

Wspólny jest cel: skuteczniejsze leczenie. Przede wszystkim ludzi, ale też i zwierząt, bo to one były kolejnymi „stopniami” w opracowywaniu nowoczesnych metod leczenia kardiochirurgicznego czy transplantologii.

– Dzisiaj byłoby to niemożliwe, ale przecież moja praca habilitacyjna dotycząca możliwości operacji w krążeniu pozaustrojowym, była pracą eksperymentalną, z udziałem dziesięciu psów. Jej recenzentem był mój serdeczny kolega, nieżyjący już profesor Ryszard Badura. Kiedy myślę o tych psach… Potem robiliśmy operacje na świniach, ale każdy chirurg wie, że bez zwierząt nie byłoby postępu w naszej dziedzinie medycyny, a więc w możliwościach ratowania ludzi – mówi profesor Bogdan Łazarkiewicz, były rektor AM, który był promotorem doktoratu honoris causa Ryszarda Badury, wieloletniego rektora Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Tytułem tym wyróżnił go wrocławski Uniwersytet Medyczny – w uznaniu wieloletniej współpracy naukowej, której efektem było wiele doktoratów, habilitacji, ale też po prostu postęp w rozwoju technik operacyjnych.

Nie tylko serce

Prof. Zdzisław Kiełbowicz, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej UPWr mówi: – Ta współpraca kwitła, a prof. Badura  miał wręcz za punkt honoru jej rozwijanie. Zawsze nam mówił, że jest medicina una, medycyna jedna, człowieka i weterynaryjna, a my jesteśmy tą drogą doświadczalną, bo przecież nowe metody leczenia muszą być najpierw sprawdzone. Na zwierzętach, nie na ludziach.

badura_lazarkiewicz.jpg
Prof. Bogdan Łazarkiewicz i prof. Ryszard Badura – dwóch doktorów honoris causa dwóch współpracujących ze sobą uczelni
fot. archiwum UPWr

Prof. Kiełbowicz jako młody asystent znał opowieści o przełomowych operacjach słynnego chirurga prof. Wiktora Brossa, który przeprowadził m.in. pierwszą we Wrocławiu operację zastawki mitralnej na bijącym sercu (w 1955 roku), pierwszą operację serca w hipotermii (31 marca 1958 roku) i pierwszy w Polsce zabieg na otwartym sercu w krążeniu pozaustrojowym (12 kwietnia 1961 roku). I wreszcie udany przeszczep nerki (rodzinny, w 1968 roku).

– Ja poznałem profesora Brossa, ale Tadeusza, nie Wiktora. Bratanek pracował we wrocławskiej Klinice Chirurgii Serca pod kierunkiem stryja, a następnie profesora Anatola Kustrzyckiego – mówi profesor Kiełbowicz i zaczyna przypominać kolejne przykłady ścisłej współpracy medyków i weterynarzy.

Kardiochirurg Tadeusz Bross i wybitny chirurg Stefan Ostapczuk wykonywali przeszczepy płucoserca przez prawie rok –  u zwierząt. Do Kliniki Chirurgii na wrocławskiej weterynarii przychodzili około godziny 18, a więc po pracy. Operowali do 2-3 w nocy doskonaląc technikę, przygotowując się do jednoczesnego przeszczepu serca i płuc u człowieka.

Kardiochirurg Tadeusz Bross i wybitny chirurg Stefan Ostapczuk wykonywali przeszczepy płucoserca przez prawie rok –  u zwierząt. Do Kliniki Chirurgii na wrocławskiej weterynarii przychodzili około godziny 18, a więc po pracy. Operowali do 2-3 w nocy doskonaląc technikę, przygotowując się do jednoczesnego przeszczepu serca i płuc u człowieka.

– Doszli do ogromnej biegłości, ale po 1989 roku dr Ostapczuk wyjechał do RFN, zrobił tam karierę jako kardiochirurg. U nas w klinice nie tylko ćwiczył przeszczep płucoserca, ale też wszczepianie by-passów. U cieląt wycinano naczynia wieńcowe i wykonywano autoprzeszczepy, pobierając naczynie do przeszczepienia z kończyny miedniczej. Ten projekt trwał 10 miesięcy – wspomina profesor Zdzisław Kiełbowicz i od razu wylicza kolejne obszary współpracy chirurgów z ówczesnej Akademii Medycznej i z kliniki wrocławskiej weterynarii. Profesor Oleszkiewicz z nieistniejącego już szpitala im. Rydygiera wraz z zespołem wykonywał operacje wszczepienia implantów porcelitowych stawów kolanowych. Trzydzieści lat temu, oczywiście u zwierząt. Profesor Kuś z kolejnego nieistniejącego  szpitala – Bonifratrów – przeprowadzał operacje wszczepienia implantów przewodów żółciowych.

profbross.jpg
Prof. Wiktor Bross kochał psy. Jeśli któryś przeżył eksperymenty chirurgiczne, trafiał pod opiekę kogoś z zespołu badawczego
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

– Po to, by uchronić ludzi przed bardzo niebezpiecznymi powikłaniami. Operacja na tym przewodzie żółciowym wspólnym prowadziła do zamknięcia go i bliznowacenia. W wyniku tego powikłania w ciągu 30-90 dni operowany człowiek umierał. W kosmos latamy, a takiego chorego nie potrafimy uratować. Podjął się więc znalezienia sposobu ratowania profesor Henryk Kuś – wspomina profesor Kiełbowicz i od razu przywołuje kolejny przykład. Prof. Waldemar Kożuszek, który również wyjechał z Polski do Niemiec i przez 20 lat był szefem kliniki w Bochum, na początku lat 2000 przyjechał z chirurgami do kolegów we Wrocławiu – by mogli zobaczyć zastosowanie noży laserowych. Operowano kilkunastoletnie psy z przerostem gruczołu prostaty.

Pierwsze kroki

– Współpraca z lekarzami weterynarii była bardzo ścisła. Do tego stopnia, że profesor Badura przychodził do naszej kliniki na cotygodniowe zebrania wrocławskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego, na których omawialiśmy wszystkie problemy, plany, możliwości. Medycyna zresztą naprawdę nas połączyła, bo z tej współpracy zrodziły się prawdziwe przyjaźnie. I tak jak ja byłem promotorem honorowego doktoratu profesora Badury na mojej uczelni, tak on był promotorem mojego doktoratu honorisa causa na uczelni, którą wiele lat kierował, na Uniwersytecie Przyrodniczym – opowiada prof. Łazarkiewicz.

Zaczęło się w 1955 roku. W marcu profesor Wiktor Bross przeprowadził pierwszą w Polsce operację zastawki mitralnej na bijącym sercu. To było wielkie wydarzenie w świecie chirurgów, do którego swoją cegiełkę dołożyli lekarze medycyny weterynaryjnej.

Zaczęło się w 1955 roku. W marcu profesor Wiktor Bross przeprowadził pierwszą w Polsce operację zastawki mitralnej na bijącym sercu. To było wielkie wydarzenie w świecie chirurgów, do którego swoją cegiełkę dołożyli lekarze medycyny weterynaryjnej. Trzy lata później, 31 marca, we wrocławskiej klinice odbyła się pierwsza w Polsce operacja na otwartym sercu – Wiktor Bross był pierwszym polskim chirurgiem, który otworzył jamę serca, przeciął je i operował w jego wnętrzu.

– Cała operacja, przy której Brossowi asystował mój ojciec, trwała kilkanaście godzin, ale samo otwarcie serca tylko kilka minut. Oni perfekcyjnie opanowali technikę operacyjną, nie dysponując jeszcze maszyną do krążenia pozaustrojowego, a mój ojciec stworzył już w tamtych latach kardiologiczną pracownię diagnostyczną, oczywiście, z inicjatywy Brossa – opowiadał jednej z wrocławskich gazet prof. Wojciech Kustrzycki.

lazarkiewicz_pluco_serce_.jpg
Prof. Bogdan Łazarkiewicz, uczeń prof. Brossa, przy aparcie płuco-serce
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

Rok po tej operacji prof. Wiktor Bross wyjechał do Stanów Zjednoczonych na stypendium Rockefellera. Wrócił oszołomiony nowymi możliwościami otwierającymi się przed medycyną, a dziennikarzowi „Słowa Polskiego” opowiadał z entuzjazmem, że już niebawem wstawi do sali operacyjnej zastępującą ludzkie płuca i serce maszynę, która pomoże mu uratować życie wielu ludziom. Akcję zbierania pieniędzy na aparaturę zorganizowała amerykańska Polonia – jedno płucoserce kosztowało tyle, ile kilka luksusowych samochodów. Do Wrocławia dotarł aparat płuco-serce typu Kay-Cross. Dzięki temu 12 kwietnia 1961 roku, w dniu, w którym Jurij Gagarin poleciał w kosmos, wykonano pierwszą we Wrocławiu operację w krążeniu pozaustrojowym, zamykając ubytek międzykomorowy i międzyprzedsionkowy. Duży zespół i ktoś przyniósł tę wiadomość na salę, a Kustrzycki powiedział: "co nas to obchodzi, my lecimy w kosmos serca".

Przesądny tytan pracy

Wiktor Bross był mentorem wielu chirurgów. Medycynę studiował we Lwowie i to tam przez 10 lat pracował w Klinice Chirurgicznej Uniwersytetu Jana Kazimierza. Jego mistrzem był chirurg prof. Tadeusz Ostrowski, zamordowany wraz z rodziną przez hitlerowców w lipcu 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich. Bross masakry uniknął, a po wojnie jak wielu ocalałych lwowskich naukowców przyjechał do Wrocławia,

Jego siostry zmarły w dzieciństwie, a czterech braci poznało okrucieństwo polskiego losu: Kazimierz – lekarz, uczestnik Powstania Wielkopolskiego, kapitan rezerwy, zginął w kampanii wrześniowej 1939 roku; Stanisław – duchowny, przeżył obóz koncentracyjny w Dachau; Stefan – lekarz weterynarii, dwa lata przeżył w obozie koncentracyjnym Stutthof, zmarł po wyjściu na wolność, wreszcie Marian – prawnik i oficer zginął w Katyniu. Wiktor Bross po wojnie podjął się opieki nad półsierotami, bratankiem Tadeuszem i bratanicą Teresą, opiekował się też do śmierci ciężko chorym bratem księdzem, który zamieszkał u niego we Wrocławiu. Nie ściągnął tu za to żony i syna, którzy mieszkali w Katowicach. Profesor jeździł do nich na niedziele, ale od poniedziałku do soboty był skupiony tylko na jednym – pracy we wrocławskiej klinice chirurgii. Ci, którzy go poznali, tak jak profesor Łazarkiewicz, tak opisują dzień z życia w klinice.

bross3.jpg
Prof. Bross dbał o to, by chirudzy poznawali najnowsze osiągnięcia w medycynie, ale na dyskusje zapraszał też lekarzy weterynarii
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

Profesor przychodził do pracy około siódmej. Szedł przodem, za nim laborant Józef Nuckowski, z którym pracował jeszcze we Lwowie. Nazywano go „laborantem od much”, bo na sali operacyjnej w trakcie zabiegów miał za zadanie… zabijać packą muchy. Rzecz nie do wyobrażenia przy dzisiejszych zabezpieczeniach bloku operacyjnego, śluzach, lampach bakteriobójczych. Złośliwi opowiadali, że pan Józef nie tylko łowił muchy, ale też był okiem i uchem profesora, który dzięki temu wiedział o wszystkim, co się działo w klinice. Z drugiej strony – czy szef powinien być najgorzej poinformowaną osobą w zespole?

Profesor Wiktor Bross, człowiek bardzo wierzący, był jednocześnie człowiekiem zabobonnym. Unikał jak mógł porannego spotkania z portierem, panem Dukiem (też ze Lwowa), przekonany, że przynosi mu to pecha, nie wiedząc, że ten z kolei za punkt honoru uznawał powitanie go w drzwiach kliniki. I tak niemalże codziennie dochodziło do komicznej sytuacji: profesor pojawiał się w drzwiach budynku, słyszał gromkie „całuję raczki panu profesorowi” i wchodząc po schodach na piętro zaczynał kląć pod nosem. Zanim doszedł do sekretariatu na górze, zdążył powtórzyć kilkakrotnie „będzie śmierć, będzie śmierć, Duk mnie przywitał”.

Indywidualista

Do operacji kwalifikował osobiście każdy przypadek. Rano w swoim gabinecie konsultował, omawiał plan dnia, przyjmował interesantów. Na salę operacyjną szedł o 9 rano, a wychodził z niej około 15. Jak wspomina Bogdan Łazarkiewicz, operacje odbywały się na trzech lub czterech stołach. Większe profesor zwykle wykonywał od początku do końca, do innych włączał się, czasem z radą, czasem ze wskazówką, a czasem z awanturą. Chwalił rzadko, ale za to chętnie tłumaczył, co należy zrobić, by zabieg przebiegł prawidłowo. Około 11.30 na bloku pojawiała się sekretarka Eugenia Hutynkiewicz. Z filiżanką kawy (sama prażyła ziarna) i czterema kostkami czekolady na talerzyku. Szef kliniki zwykle zdążył wypić łyk, dwa tej kawy i zjeść jedną kostkę czekolady – reszta zwykle trafiała do żołądków asystentów, wykorzystujących skupienie profesora na operacjach.

bross1.jpg
Każde miejsce do dyskusji było dobre, szpitalny korytarz też
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

W tym codziennym rytuale na godzinę 15 przypadała przerwa na obiad: przygotowywał go jego laborant, Józef Nuckowski. Po obiedzie była obowiązkowa drzemka. A po godzinie 17 profesor wracał do kliniki. I dalej pracował. Już nie przy stole operacyjnym, ale przecież tyle było do zrobienia…

W tym hierarchicznym świecie nikt nie wychodził do domu, dopóki kliniki nie opuścił profesor Bross. Dlatego czekali wszyscy. Asystenci, doktoranci. Tym bardziej, że wiele spraw można było załatwić dopiero po południu. Około 19 profesor wychodził z gabinetu. Na korytarzu wołał „idziemy” i zaczynał się wieczorny obchód po salach. Ci, którzy nie doczekali tej 19, odbierali telefony od sekretarki i pędzili na złamanie karku, by zdążyć. Bywało, że na wieczornym obchodzie było nawet 30 osób! Po wizycie, kontroli stanu pacjentów po ciężkich zabiegach, wszyscy szli do biblioteki, gdzie omawiano przypadki i ustalano plan operacji na następny dzień. Potem był jeszcze czas na omówienie najnowszych doniesień naukowych z zachodnich czasopism (profesor zawsze skądś je miał), aż około godziny 22 można było wyjść. I to niekoniecznie do domu, bo bywało, że Wiktor Bross rzucał „piwko by się wypiło”. I na to piwko cała grupa lekarzy z kliniki z nim czele szła albo do kogoś do domu, albo do „Monopolu”. O północy wszyscy w końcu rozchodzili się spać, a nazajutrz rano przed siódmą Wiktor Bross znów był w klinice pełen sił.

Ramię w ramię

Bogdan Łazarkiewicz adiunktem został w roku 1964. Do habilitacji potrzebował co najmniej 25 publikacji i oczywiście samej pracy habilitacyjnej. Po sześciu latach przedstawił profesorowi Brossowi jej projekt – miała dotyczyć opracowania warunków bezpiecznego krążenia pozaustrojowego głowy w normotermii.

bross_lazarkiewicz_03.jpg
Prof. Wiktor Bross i prof. Bogdan Łazarkiewicz – mistrz i uczeń
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

– Po długiej dyskusji profesor zaakceptował założenia pracy eksperymentalnej i wystąpił z pismem do rektoratu o zakup 15 psów. Już wcześniej kilkanaście psów brało udział w badaniach doświadczalnych przygotowujących aparaturę i zespół do pierwszego zabiegu na sercu w krążeniu pozaustrojowym w 1961 roku. Te psy były oczywiście na wrocławskiej weterynarii, bo gdzież by indziej?  - opowiada Bogdan Łazarkiewicz i z westchnieniem dodaje, że profesor Bross bardzo kochał zwierzęta. Bolało go, że muszą być używane jako ostatnia próba przed wdrożeniem nowej technologii lub leku do leczenia człowieka – opowiada profesor Bogdan Łazarkiewicz.

Psy do operacji eksperymentalnych były wykorzystywane do 1980 roku. Na Zachodzie w tym czasie lekarze zanim wprowadzili jakąś technikę do chirurgii człowieka, najpierw opracowywali ją na małpach człekokształtnych.  

Psy do operacji eksperymentalnych były wykorzystywane do 1980 roku. Na Zachodzie w tym czasie lekarze zanim wprowadzili jakąś technikę do chirurgii człowieka, najpierw opracowywali ją na małpach człekokształtnych.  

– Obowiązywała zasada, że jeśli pies przeżył eksperyment, był adoptowany przez któregoś z pracowników naszej kliniki. Sam Wiktor Bross powtarzał, że ludzkość powinna postawić psom pomnik – oddawały one życie w eksperymentach medycznych i dzięki nim możliwy był postęp w medycynie, w chirurgii – wspomina profesor Łazarkiewicz, który doświadczenia przeprowadzał raz w tygodniu, w sobotę, w pracowni Kliniki Chirurgii Weterynaryjnej Wyższej Szkoły Rolniczej, którą kierował profesor Ryszard Badura. Potrzebną do operacji aparaturę przywoził ze swojej kliniki (w tym oksygenator własnego projektu wykonany na Politechnice Wrocławskiej przez prof. Zdzisława Samsonowicza). W doświadczeniach pomagali mi anestezjolog dr Majda oraz pielęgniarka instrumentariuszka s. Romana.

lazarkiewicz_bogdan_prof.jpg
Prof. Bogdan Łazarkiewicz podkreśla znaczenie jego współpracy z chirurgami z kliniki weterynaryjnej UPWr
fot. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu

– Po przeprowadzeniu 15 eksperymentów, zebraniu wyników i pełnej dokumentacji oraz zgromadzeniu piśmiennictwa profesor wysłał mnie za granicę. „Tam będziesz miał czas pisać habilitację” – mówi doktor honoris causa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, który wyjechał do Danii, do kliniki torakochirurgicznej szpitala uniwersyteckiego w Aarhus i prof. Tyge Sondergaarda, a po latach przyznaje, że pewnie temat habilitacyjny byłby inny, gdyby nie współpraca z wrocławskimi chirurgami z kliniki weterynaryjnej.

Ta współpraca działa też w drugą stronę, kiedy to lekarze od zwierząt uczyli się od lekarzy od ludzi.

– Ja praktyki uczyłem się między innymi u profesora Henryka Kusia, który przez długie lata był szefem chirurgii eksperymentalnej w szpitalu przy ulicy Poniatowskiego we Wrocławiu. Raz w roku organizował specjalistyczny kurs, na który zjeżdżali się chirurdzy z całej Europy. Też uczestniczyłem w tych kursach i do dzisiaj pamiętam jedno z zadań, jakie dostaliśmy – mieliśmy znieczulić doświadczalnego szczura, dostać się pod mikroskopem do aorty brzusznej, wyciąć jej centymetrowy fragment, po czym wszyć go z powrotem. Przyznam, że tylko mnie, w grupie 16 osób, udało się wykonać to zespolenie. Od rektora ówczesnej Akademii Medycznej dostałem gratulacje. Profesor zadzwonił też do profesora Badury, potem się dowiedziałem, że powiedział, że krowy będą miały lepiej, jeśli chirurdzy na medycynie weterynaryjnej są na takim poziomie – profesor Kiełbowicz uśmiecha się na wspomnienie tamtej pochwały. I przypomina jeszcze jeden przykład: jednym z wyjątkowych zwierząt we wrocławskim ogrodzie zoologicznym był wilk grzywiasty. I któregoś dnia okazało się, że ten wilk złamał kość piszczelową. To było wyzwanie, bo były problemy z opanowaniem dzikiego zwierzęcia, premedykacją, znieczuleniem. Wieloodłamowe złamanie trzeba było  zespolić stabilizatorem.

nowe2.jpg
Współpraca z medykami była też ważna dla prof. Ryszarda Badury
fot. Tomasz Lewandowski

- I tu po raz kolejny sprawdziła się nasza współpraca z medykami. Powstała metoda osteosyntezy, którą opracowali polscy naukowcy, profesorowie Granowski, Ramotowski i Bielawski. Wymyślili i opatentowali zespolenie polskie, które do dzisiaj pod taką nazwą jest stosowane przez ortopedów. To zespolenie było najpierw testowane u zwierząt w naszej Klinice Chirurgii, a dopiero później, kiedy okazało się, że jest skuteczne, zaczęto je stosować w leczeniu złamań u ludzi. I tego wilka grzywiastego, ja i mój młodszy kolega doktor Janusz Bieżyński zoperowaliśmy – wspomina profesor Kiełbowicz.

Podwaliny

Ojcem tej wyjątkowej współpracy, jej orędownikiem, promotorem, wreszcie organizatorem był profesor Ryszard Badura, sam zresztą świetny chirurg. Po jego śmierci, jeden z jego wychowanków, prof. Kiełbowicz przyznał, że zasłużył się nie tylko na polu medycyny weterynaryjnej, ale przede wszystkim medycyny człowieka.  

- Współpracował z wieloma profesorami medycyny i bardzo duża liczba tychże profesorów była przez niego przyjmowana w naszej klinice do wykonywania badań eksperymentalnych z zakresu chirurgii kostnej, klatki piersiowej, laparoskopowej, implantologii, protez naczyniowych, profesorami Wiktorem Brossem, Bogdanem Łazarkiewiczem czy Tadeuszem Orłowskim, wybitnym polskim torakochirurgiem – wylicza prof. Zdzisław Kiełbowicz Kiełbowicz i po chwili dodaje: - Wychowankiem profesora Łazarkiewicza jest profesor Zygmunt Grzebieniak, który swój doktorat i habilitację robił na naszej weterynarii. Ta druga praca dotyczyła zapalenia otrzewnej u psów. Też świetny chirurg, niedawno świętowaliśmy jego 70-lecie. Zjechali się specjaliści z Polski i z zagranicy, zarówno chirurgii człowieka, jak i weterynarii.

W medycynie ogromne znaczenie ma sztafeta pokoleń – kolejnym świetnym chirurgiem, ściśle współpracującym z wrocławskimi lekarzami weterynarii, jest prof. Wojciech Kielan, wybitny specjalista z zakresu chirurgii ogólnej, onkologicznej i jamy brzusznej, oraz endoskopii i laparoskopii, którą specjaliści nazywają często chirurgią „przez dziurkę od klucza”. Obecny szef II Kliniki Chirurgii Onkologicznej współpracujący z lekarzami z ośrodków w Tokio i Seulu też wie, że nie ma podziału na medycynę człowieka i medycynę weterynaryjną. Jest po prostu medicina una.

***

W 1979 roku z inicjatywy prof. Marii Nikołajczuk i Studenckiego Koła Naukowego Medyków Weterynaryjnych student III roku ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych Roland Schefferski stworzył rzeźbę – monument upamiętniający zwierzęta doświadczalne, które oddały swoje życie w służbie rozwoju medycyny. W 2011 roku, z inicjatywy rektora Romana Kołacza, pomnik między budynkami Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kliniki Rozrodu Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu został odnowiony i uroczyście odsłonięty.

Katarzyna Kaczorowska

Powrót
12.11.2020
Głos Uczelni
wspomnienia

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg