eu_green_logo_szare.png

Aktualności

Jaka jest rola naukowców? Dzielić się wiedzą

Dr Włodzimierz Kita, fitopatolog i mykolog, opowiada o swojej fascynacji światem grzybów i o tym, dlaczego warto mieć zasady.

Co trzeba mieć w sobie, żeby chciało się chcieć?

Ale co chcieć?

Jechać do szkoły do Zgorzelca, bo jej uczniowie zrobili ciekawy projekt i trzeba im pomóc, by kolejny był jeszcze lepszy.

Ja po prostu lubię dzieci i młodzież. A studenci kojarzą mi się z moimi własnymi dziećmi, które są już dorosłe – córka zbliża się do czterdziestki, syn ma w okolicach trzydziestki. Charakter pracy na uczelni sprawia, że cały czas mamy do czynienia z tymi samymi – wiekowo – ludźmi. Nie widzimy upływającego czasu i co tu kryć, to akurat jest przyjemność. A poza tym ja po prostu lubię ludzi. Jeżeli ktoś mnie prosi, żebym przyjechał i powiedział coś ciekawego, a wiem, że reprezentuję stosunkowo rzadką dziedzinę wiedzy – bo specjalistów z zakresu fitopatologii i mykologii jest w Polsce niewielu – to jadę tam, gdzie mnie chcą i chętnie opowiadam.

kita1
Specjalistów z zakresu fitopatologii i mykologii jest w Polsce niewielu.
fot. archiwum prywatne

I co Pan opowiada?

Różne rzeczy, bo przeciętny człowiek o grzybach, w których się specjalizuję, wie niewiele, ma za to wiele wobec nich uprzedzeń. Jak pani reaguje, kiedy słyszy, że jakieś pomieszczenie jest zagrzybione?

Myślę, że to katastrofa i wszystkiemu oczywiście winne są grzyby.

A to nieprawda. Większe znaczenie ma, że prawdopodobnie jest to pomieszczenie ciemne, zawilgocone i dopiero wtórnie w tych warunkach zadomowiają się grzyby. Ludziom wydaje się też, że one wszystkie są bardzo groźne, a to też jest nieprawda. Niektóre owszem groźne są, ale inne już nie.

Dlaczego zajął się Pan mykologią właśnie?

Jak to często bywa, przez przypadek. Dawno temu, na studiach, chciałem być specjalistą od techniki ochrony roślin. Opryskiwacze, środki ochrony roślin, dysze, stożki – bardzo mnie to fascynowało. Jednocześnie jednak byłem starostą grupy i mieliśmy do wyboru pisanie pracy magisterskiej: w zakładzie techniki ochrony roślin lub fitopatologii albo z entomologii. Ja oczywiście wybrałem technikę, ale okazało się, że nikt z naszej grupy nie chcę się specjalizować w fitopatologii. Atmosfera zrobiła się fatalna. Do tego stopnia, że nawet grożono nam administracyjnymi przydziałami. My dla odmiany zaczęliśmy się buntować, że w takim razie pójdziemy wszyscy na dziekanki. Generalnie bardzo nieprzyjemnie się zrobiło, więc dla dobra sprawy – bo zawsze byłem ugodowo nastawiony do życia – powiedziałem, że pójdę na tę fitopatologię. I poszedłem.

Mykologia Pana wciągnęła i puścić nie chce.

To jest przepiękny świat. „Na oko” widzimy zaledwie 400-500 gatunków. Dostrzegamy grzyby kapeluszowe, nadrzewne, ale lwia część tego świata, setki tysięcy gatunków jest widoczna tylko pod mikroskopem i do tego nie ma nikt dostępu poza bardzo wąską grupą ludzi.

To jest Pan wyróżniony.

Tak, czuję się wyróżniony, ale mam też szczęście w życiu i od tego trzeba zacząć. Mam szczęście do spotykania ludzi ciekawych, do sytuacji rozmaitych. Gdybym tego szczęścia nie miał, pewnie nie rozmawiałabym z panią – na przykład z każdego wypadku samochodowego, a kilka ich miałem za młodu, wychodziłem czegoś nauczony, ale bez szwanku.

A czego grzyby mogą nauczyć człowieka? Czy ten tajemny świat ma coś, czego ludzi mogliby mu pozazdrościć?

Widzę, że pani wchodzi w filozoficzne tematy.

kita5
Motyl zaatakowany przez grzyby.
fot. archiwum prywatne

Oczywiście, przecież człowiek wcale nie jest panem wszechrzeczy, choć tak mu się wydaje.

Gdyby próbować coś z tych grzybów wydostać, to inspirujące jest to, że potrafią sobie radzić w każdych warunkach. Dosłownie w każdych. Nie ma miejsca na ziemi, gdzie nie ma grzybów i to też ekstremalne tereny, z ekstremalną temperaturą, wilgotnością. Są wszędzie, w różnej formie, albo przetrwalników albo żywe. Opanowują wszystko. Nie wiem, czy pani była w Puszczy Białowieskiej, to tam wyjątkowo widać tę ekspansję. W rezerwacie, gdzie się nie ścina i nie wywozi drzew, można oglądać grzyby, które na nich żyją. Gołym okiem widać każdą fazę rozkładu drewna przez grzyby. To bogactwo, które się wręcz w głowie nie mieści. Parę lat temu zainteresowałem się grzybami kapeluszowymi. Chodzę na wycieczki i fotografuję grzyby. I mam ambicję sfotografowania wszystkich, jakie w Polsce występują. Mam nawet kryterium dobrej wycieczki: jak pojadę gdzieś i uda mi się znaleźć, choćby i przypadkiem, chociaż jeden gatunek, którego jeszcze nie mam, albo w jakiejś bardzo ciekawej konfiguracji, tle, kształcie, to jestem zadowolony z wyjazdu. I w Puszczy każdego dnia fotografowałem po 20-30 gatunków. Istne szaleństwo!

Są w tym świecie jakieś ograniczenia form, kształtów czy kolorów?

Nie ma żadnych ograniczeń, są nawet grzyby, które świecą w ciemności. Ostatnio zajmujemy się z zakładzie bardzo ciekawym tematem.

Jakim?

Całe życie uczyliśmy o grupie grzybów, która nazywa się owadomórkowce – niszczą owady, czyli tak jak są grzyby chorobotwórcze dla nas ludzi, to też są takie, które są szkodliwe dla owadów. Mówiąc obrazowo, owadomórki doprowadzają do tego, że owady chorują na „grzybicę”. Te chore owady, zaatakowane przez grzyby, można czasem spotkać w terenie, np. chroniony maczużnik bojowy żyje na larwach owadów, w poszyciu, w lesie, ale niektóre z nich chowają się na zimę do ciemnych piwnic, zakamarków. I proszę sobie wyobrazić, odkryliśmy je w sztolniach na Dolnym Śląsku, w różnych sztolniach. Ba, nałapaliśmy wtedy również dużo zarodników grzybów z powietrza. Łapiemy je zresztą w różnych miejscach: w górach, w sztolniach, kopalniach węgla, KGHM. A wracając do naszych owadomórków, kiedy weszliśmy do sztolni zobaczyliśmy na pierwszych 30-40 metrach korytarza przyklejone do ścian owady – pokryte nalotem grzybni, w przepięknych kształtach, kolorach. I to wszystko żyjące w całkowitej ciemności i ciszy.

Jakbyście przyjechali na inną planetę.

Właśnie. Jak zaczęliśmy temat drążyć, okazało się, że te grzyby w pomieszczeniach podziemnych są wszędzie. W Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym, w każdej sztolni, kopalni, ba, odwiedziłem kiedyś kolegę pod Lubaniem i jego starym, poniemieckim domu, w głębokiej i wilgotnej piwnicy zobaczyłem pająki całe białe od grzybów.

I nie mieliście żadnych obaw schodząc do tych sztolni? Przecież zna Pan słynną klątwę Kazimierza Jagiellończyka.

Wcześniej była to klątwa faraonów. W tych kryptach – Tutenchamona i Jagiellończyka – żył podobno Aspergillus flavus, ale on jest dość powszechny w środowisku. Łatwo jest dorobić teorię do przypadkowych zdarzeń, a przecież nikt chyba nie stwierdził ewidentnie, że przyczyną tych zgonów była grzybica.

A co wiemy o grzybach z rodzaju Aspergillus?

Fruwają jak inne w powietrzu, wszędzie. Gdyby nie pani sprawny system immunologiczny, pewnie już dawno byłaby pani nimi zarażona.

Czyli jednak on może zabić?

Każdy grzyb może. Jeżeli ma pani grzybicę płuc, to dusi się pani skutecznie i długo. Oczywiście są grzyby szczególnie agresywne, chorobotwórcze i nimi się zajmuje mykologia lekarska, ale trzeba pamiętać, że atakują przede wszystkim osłabione organizmy. Zdrowe z grzybami dają sobie radę doskonale.

kita2
W sztolniach Marcinków w 2015 r.
fot. archiwum prywatne

Występuje Pan często jako biegły sądowy. Co robi fitopatolog w sądzie?

Bada i opiniuje. Komuś zdechły kury i chce wiedzieć, czy przyczyną ich śmierci była na przykład zagrzybiona pasza. Fitopatologia to dziedzina wiedzy wymagająca wiadomości z chemii rolnej, biologii, uprawy szczegółowej. Rośliny chorują nie tylko z powodu grzybów i wirusów, czy bakterii, ale również przez złe środowisko, w jakim żyją.

To zupełnie jak ludzie.

Właśnie tak. Jedne są przekarmione, a inne niedożywione. Mają zbyt wysoką lub za niską temperaturę, niewłaściwie pH gleby, źle dobrane nawożenie, czyli mówiąc obrazowo – jedzenie. Jeśli dodamy do tego działanie gazów przemysłowych, spalin, zasolenie to otrzymujemy ogrom składowych, które decydują o tym, czy nasz roślina będzie chora czy zdrowa.

Nie myślimy o tym, że jesteśmy tylko elementem środowiska naturalnego?

Odpowiem przewrotnie – dzielenie się wiedzą to jest prawdziwa rola naukowców. Wiedza, która nie idzie w świat, jak to kiedyś się mówiło, pod strzechy, jest wiedzą bezużyteczną.

Rozmawia Pan ze swoimi roślinami?

Jestem pragmatykiem, do bólu.

Czyli nie staje Pan przed krzakiem i nie mówi do niego – coś ty mi tu przywlokła zarazo jedna?

Nie mówię, bo ta zaraza, jak ją pani nazwała, też chce żyć i to jest zupełnie normalne. Grzybek na tym krzaku wcale nie jest gorszy od tego krzaka, tylko ktoś uznał, że tak jest. Umówmy się, to co jest chorobą, szkodnikiem to jest rzecz umowna, bo przecież tak naprawdę to jest tylko i aż kolejny składnik środowiska naturalnego. Chociażby słynne korniki w Puszczy Białowieskiej to kwestia polityki, a nie choroby. Cykle, jakie następują w naturze, nas przerastają. Człowiek się spieszy, chce już, natychmiast. I chce zysku. Są przecież ludzie, którzy jadą w góry i od razu kamienie przeliczają na budulec. Są i tacy, którzy jadą do lasu i drzewa przeliczają na kubiki drewna.

Ma Pan zasady dla których gotów jest Pan powalczyć?

Tak, ale pomału mi przechodzi. Już nie walczę z głupotą, brakiem wyobraźni i wiatrakami – nie wygra się.

Czym jest w takim razie dla Pana odpowiedzialność społeczna?

Pewną wrażliwością, cechą charakteru. Trzeba je mieć, by czuć dyskomfort wyrzucając w lesie pustą butelkę, czy worek ze śmieciami. Nie przechodzić obojętnie wobec potrzebujących. Im jestem starszy, tym lepiej widzę, jak ważna jest edukacja. I to od przedszkola. Proszę zwrócić uwagę, że jest coraz więcej dzieci wychowanych przez rodziców w duchu szacunku wobec środowiska. One już wiedzą, co wolno a czego nie wolno robić. Ba, potrafią kolegom zwrócić uwagę.

kita3
Badania grzybów w oborach.
fot. archiwum prywatne

Czyli czym skorupka za młodu… A czego Pan uczy swoich studentów?

Przede wszystkim staram się ich zrozumieć. Zupełnie, jakbym miał do czynienia z własnymi dziećmi. Nie skreślam za wpadki. Każdy u mnie na wejściu dostaje 100 punktów. Każdy. Pani też już je ma. I będzie je pani najwyżej tracić. Każdego człowieka, z którym się stykam, oceniam i kilku ludzi ma już tylko 1 punkt i to tylko, dlatego, że są. Mam też jeszcze paru bliskich znajomych, którzy wciąż te 100 punktów mają.

Zdarzyło się, że student czy uczeń podziękował Panu?

Mam obsesję na temat palenia papierosów. Rzuciłem palenie 24 lata temu. Dlatego uzmysławiam moim studentom, ile tracą pieniędzy, zdrowia, estetycznych wrażeń w kontaktach z bliskimi. I wie pani, że mam sukcesy? Zdarza mi się raz w roku czy raz na kilka lat, że ktoś zalicza u mnie egzamin, dostaje stopień i dziękuje, bo dzięki moim dydaktycznym „gadkom” rzucił palenie.

Tak prostu?

No nie, bo to przecież jest za każdym razem jakaś walka z samym sobą. Choć prawdę mówiąc, mamy za krótki kontakt ze studentami, by można było się z nimi bliżej zżyć, lepiej poznać, dostrzec w nich konkretne osoby z konkretnymi problemami.

Ale przyciągamy ich za to nowymi kierunkami studiów.

Ma pani na myśli medycynę roślin. To prawda, hołubimy ich na tym kierunku, inwestujemy w nich ile się da, pokazując, że to jest rzadki i ciekawy zawód. Przeciętny Kowalski ma perspektywę kwiatka na parapecie, ewentualnie ogrodu przy domu, ale proszę sobie wyobrazić rolnika, który ma kilkaset hektarów upraw. Zarabia na nich miliony, inwestuje w nie wielkie pieniądze i nagle jego rośliny zaczynają chorować – wtedy z diagnozą wkraczamy my, medycy roślin. Tak naprawdę jesteśmy w stanie określić przyczynę wszystkich chorób, wszystkich roślin.

Ma Pan zasadę, którą kieruje się w życiu?

Staram się być w porządku wobec wszystkich. Ważna jest dla mnie uczciwość i życzliwość dla ludzi. Nie radzę sobie z hipokryzją i chyba nigdy jej nie zaakceptuję. I unikam ludzi, którzy wychodzą poza normę, którzy nie szanują innych ludzi i ich innych poglądów, nietaktownych.

Jest Pan szczęśliwym dziadkiem.

Niedawno synowa przysłała mi esemesa „Kasia wie, że dziadek jest fitopatologiem”, choć starsza wnuczka przekonała się do mnie dopiero jak miała dwa lata. Wtedy pierwszy raz dała się wziąć na ręce. Teraz mówi do mnie „kocham cię dziadziu”. Na wyznanie tej młodszej muszę poczekać, bo ma dopiero 9 miesięcy, więc jeszcze nie mówi. W przedszkolu, do którego Kasia chodzi, już wiedzą, co to jest fitopatologia, szykują się z zaproszeniem. Często biorę udział w zajęciach Uniwersytetu Dzieci, bo one są szalenie ciekawe świata, który je otacza. Tej ciekawości nigdy nie powinniśmy gubić, bo wtedy coś tracimy bezpowrotnie.

kbk

Powrót
14.09.2016
Głos Uczelni
rozmowy

magnacarta-logo.jpglogo European University Associationlogo HR Excellence in Researchprzejdź do bip eugreen_logo_simple.jpgica-europe-logo.jpg