Chóry UPWr i UWr na festiwalu w Chinach
Dwa chóry – Chór Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i chór „Gaudium” Uniwersytetu Wrocławskiego wzięły udział w Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym Eurochestries w Qingdao w Chinach.
Zaczęło się od festiwalu we Francji. Nawiązane tam kontakty i znajomości zaowocowały koncertem dla chińskich przedstawicieli Eurochestries – organizacji zrzeszającej młodzieżowe chóry i orkiestry z całego świata – we Wrocławiu i zaproszeniem na festiwal w Chinach. – Jedyną możliwością, żebyśmy takiemu wyjazdowi podołali finansowo i organizacyjnie, było połączenie sił dwóch chórów i dwóch uczelni – Uniwersytetu Przyrodniczego i Uniwersytetu Wrocławskiego – przyznaje prof. Alan Urbanek kierujący oboma chórami. – Na co dzień każdy z tych chórów działa odrębnie, ma swoją tożsamość, inny repertuar… Ale kiedy pojawia się taka potrzeba i gra jest warta świeczki – łączymy siły.
Bo chociaż zorganizowanie wyjazdu ponad 40 osób na kilka tygodni na drugi koniec świata było potężnym przedsięwzięciem, to wcale nie finanse okazały się największym problemem, a spełnienie wszystkich wymogów związanych z planowanym wyjazdem. – Chórzyści ponieśli koszty przelotów, natomiast pobyt chórów w Pekinie i Qingdao sfinansowany został ze specjalnych dotacji udzielonych przez uniwersytety. Za tę przychylność rektorowi Tadeuszowi Trziszce, rektorowi Adamowi Jezierskiemu, prorektorowi Józefowi Sowińskiemu oraz działom spraw studenckich serdecznie dziękujemy. Zgromadzenie dokumentów niezbędnych do uzyskania wizy okazało się naprawdę trudną sztuką – mówi prof. Urbanek. – Wydawało nam się, że wystarczy złożyć wniosek o wizę, jak każdy turysta i bez problemów otrzymamy pozwolenie na wjazd do Chin. Procedura związana z wyjazdem zespołów artystycznych wiąże się jednak z dodatkowymi wymaganiami, bez których spełnienia przekroczenie granicy z ChRLD jest niemożliwe. Wizyt w ambasadzie było sporo. Ale ostatecznie udało się zgromadzić wszystkie niezbędne dokumenty i w paszportach 44 chórzystów pojawiły się chińskie wizy.
O samej wizycie w Chinach prof. Alan Urbanek, mówi, że właściwie nie da się tego opisać – to zderzenie z inną kulturą, mentalnością, to nauka i obserwacja zjawisk, które dla nas Polaków, Europejczyków są naprawdę nowe.
Pierwsze cztery dni chór spędził w Pekinie – to był czysto turystyczny moment wyprawy. Chórzyści prawie nie spali, żeby zdążyć poznać jak najwięcej. Odwiedzili wszystkie najważniejsze świątynie, słynny Plac Niebiańskiego Spokoju, Zakazane Miasto, mieli okazję podglądać życie mieszkańców w hutongach, a wycieczkę na Wielki Mur Chiński zapamięta chyba każdy. Bo dopiero będąc tam na miejscu, można zrozumieć ogrom tej budowli. – Co kilkaset metrów są baszty, wieże strażnicze, w których kiedyś trzymano broń, amunicje, prowiant itd. Mieliśmy przejść siedem takich baszt, non stop w górę i stromo w dół, i znowu w górę. Niektórzy doszli tylko do czwartej i musieli się poddać. Najwytrwalsi doszli do siódmej i jeszcze wrócili z uśmiechem – prof. Urbanek przyznaje, że mur pozostawia wrażenia niezapomniane.
– Generalnie czuliśmy się w Pekinie bardzo bezpiecznie. Co kilkaset metrów stoi patrol policji, więc tam się nikomu nic nie może stać. Na placu Tiananmen codziennie o godz. 20 z masztu w centrum placu ściągana jest flaga. Jest to bardzo widowiskowa ceremonia przyciągająca dziesiątki tysięcy turystów. Po ściągnięciu flagi cały plac w ciągu zaledwie kilkunastu minut zostaje opuszczony przez turystów. Policjanci ustawiają się kordonem i bardzo grzecznie acz bardzo stanowczo kierują tę ogromną masę turystów do potężnych przejść podziemnych. Plac pustoszeje. Faktycznie, żartów tutaj nie ma i trzeba się tym wymogom podporządkować – opowiada prof. Urbanek. – Warto jednak podkreślić nasze jak najlepsze wrażenia w kontaktów z ludźmi zarówno w Pekinie, jak i Qingdao. Chińczycy, ci których spotykaliśmy w różnych sytuacjach byli zawsze bardzo serdeczni, zawsze starający się pomóc, doradzić. Niestety ogromną barierą dla turystów w Chinach jest nieznajomość języka chińskiego. Właśnie tak. To my powinniśmy nauczyć się przynajmniej podstaw języka chińskiego. Po angielsku nawet w Pekinie nie jest łatwo się dogadać. My radziliśmy sobie w rozmaity sposób – najważniejsze, że prawie zawsze skutecznie.
– W Qingdao organizatorzy festiwalu roztoczyli nad chórem niezwykle serdeczną opiekę. Właściwie nie brakowało ani nam, ani pozostałym uczestnikom festiwalu – a warto wspomnieć, że brało w nim udział łącznie ponad tysiąc młodych artystów z całego świata – przysłowiowego ptasiego mleka. Dokuczał nam wprawdzie brak pełnej swobody – wszystko odbywało się grupowo, wszelkie indywidualne wycieczki raczej nie wchodziły w grę, co dla nas, Polaków z wrodzonym umiłowaniem do pełnej swobody i wolności było pewnym zaskoczeniem. Jednak podkreślić trzeba, że festiwal został zorganizowany na najwyższym poziomie, z ogromnym rozmachem. Koncerty w najpiękniejszych salach koncertowych oraz w największym obecnie na świecie studiu telewizyjnym, do którego zjeżdżają producenci i reżyserzy z całego świata. Fantastyczne wyżywienie – goszczono nas w najlepszych restauracjach.
– Ideą Festiwalu jest spotkanie zespołów z całego świata, wspólne muzykowanie, wspólne koncertowanie, jak również przygotowanie, pod kierunkiem m.in. dyrektora artystycznego Filharmonii Pekińskiej, wybranych utworów na koncert finałowy wieńczący cały festiwal. Plan dnia wyglądał mniej więcej następująco: rano po obfitym śniadaniu chórzyści szli na wspólne próby z orkiestrą, wieczorem mieliśmy koncerty z własnym programem. Koncerty dyrygowaliśmy wspólnie z młodym utalentowanym chórmistrzem Markiem Kudrą, który pełni funkcję asystenta, drugiego dyrygenta w obydwu chórach. Po reakcjach publiczności mogę stwierdzić, że wywarliśmy bardzo dobre wrażenie, bo i przygotowaliśmy znakomity, polski repertuar, w którym dominowały utwory kompozytorów współczesnych oraz polskie utwory ludowe. Przygotowaliśmy w sumie 30 kompozycji – sporo z nich to kompozycje znakomitego Romualda Twardowskiego, który czerpie z folkloru i muzyki cerkiewnej; do tego dynamiczna muzyka ludowa i rozrywkowa, która robi na publiczności bardzo dobre wrażenie, plus jeden utwór chiński. Gdziekolwiek pojechaliśmy, gdy tylko zaczynaliśmy nucić „Mo Li Hua”, publiczność zaczynała śpiewać z nami nagradzając nas burzą oklasków. Przed wyjazdem specjalnie zatrudniliśmy tłumaczkę, która przez kilka tygodni przychodziła na nasze próby i uczyła nas tej pieśni.
Bo mimo że Chór Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu składa się głównie ze studentów, którzy nie tylko się uczą, ale często jeszcze pracują, a śpiewanie jest dla nich przyjemnością i hobby, to do każdego występu podchodzą bardzo poważnie. Roczny plan występów chóru układany jest na podstawie uczelnianych uroczystości, zawsze planowany jest przynajmniej jeden dalszy wyjazd na międzynarodowy festiwal lub konkurs chóralny.
Prof. Alan Urbanek przyznaje, że świadomie unika konkursów czy festiwali w Polsce. Wyjazdy muszą posiadać także walory poznawcze – dlatego wybiera miejsca dla chórzystów nowe, festiwale, na które przyjeżdżają zespoły chóralne z całego świata, można nawiązać ciekawe kontakty, które zaowocują kolejnym wyjazdem lub pożyteczną współpracą artystyczną.
Z Chin wrócili na przykład z zaproszeniem do Maroka. – My nie jesteśmy najlepszym chórem w Polsce, na pewno są lepsi. Ale znamy też swoja wartość i nie mamy potrzeby jej weryfikowania na polskim podwórku. Natomiast jeśli zdarzy się festiwal ciekawy tematycznie – bardzo chętnie pojedziemy. Może kiedyś wybierzemy się do Hajnówki na festiwal pieśni cerkiewnej poczuć klimat, którego nie ma nigdzie indziej – wyjaśnia i dodaje – dla tych wszystkich, którzy od czasu do czasu myślą o śpiewaniu – na UPWr jest mnóstwo ludzi, którzy powinni w uczelnianym chórze śpiewać, muszą się tylko odważyć i przyjść na pierwszą próbę.
mj